Młodzi zrobili swoje. Mogli odejść.
Młodzi Polacy mogli kilka miesięcy temu, przed ostatnimi wyborami, zadać sobie pytanie – co dla nas ta władza zrobiła i jak nas traktowała? Odpowiedź? Nie zrobiła nic, a generalnie nas ignorowała. Młodzi nie mieli jednak wielkiego wyboru. Mieli głosować na partię politycznych dzięciołów, walących łbami w smoleńską brzozę z taką intensywnością, że nawet nie zauważają uszkodzenia kory (nie kory drzewa)? Mogli głosować na partię z obywatelami w nazwie, na ruch z liderem w nazwie, ewentualnie nie głosować. Tak też uczynili.
Wszystko to stało się jednak niemal zupełnie po cichu, a tu nagle hałas, burza w sieci, tysiące na ulicach. Co się stało? Bo ktoś zmanipulował gówniarzy, jak słyszę? Ktoś ich podpuścił? A może to hordy internetowych złodziei, za nic mających własność innych? Nie sądzę. Co w takim razie mówią ci młodzi ludzie, naprawdę zaangażowani w swój protest i naprawdę głęboko przekonani, że walczą o coś szalenie ważnego? Otóż mówią oni władzy: nie jesteście w stanie zrobić dla nas nic, nie pomagacie nam znaleźć pracy, nie pomagacie nam założyć firmy, nie pomagacie nam zdobyć mieszkania, nie robicie nic, byśmy mieli lepszą przyszłość, choć jesteśmy wykształceni i znamy języki. Nic takiego nie robicie, więc przynajmniej odpieprzcie się od nas i od naszych komputerów. Nie jest to więc ruch oburzonych, choć oburzeni są. Jest to ruch odrzuconych przez państwo, którzy teraz sami je odrzucają.
Rozumiem premiera, który kilka chwil po rejteradzie w sprawie recept nie chce kolejnego ustępstwa czyniącego z jego rządu pochyłe drzewo, z którym wiadomo co się dzieje. Nie rozumiem jednak premiera, gdy o proteście mówi, że nie ulegnie szantażowi. To nie są Pana wrogowie. To nie są kibole, to nie są prawicowe oszołomy, zarzucające premierowi narodową zdradę, to nie są producenci dopalaczy. To są młodzi obywatele, bez których premier nie byłby premierem. Czy mają rację? Może nie we wszystkim. Czy mają swoje racje? Oczywiście. Czy władza podjęła realny wysiłek, by z nimi porozmawiać? Nie. Władza próbowała ich wykiwać, uznając, że nie są warci tego, by z nimi coś konsultować. Bo młodzi, owszem, byli świetni, kiedy pięć lat temu z okładem nosili znaczki „zmień kraj, idź na wybory" i kiedy rozsyłali wszystkim SMS-y i maile zachęcające do udziału w tamtych wyborach. Ale tamte wybory już były. Następne też już były, więc po co się gimnastykować?
Minister Michał Boni, który rozumie, że w tej sprawie władza naprawdę nie stanęła na wysokości zadania, powiedział niedawno, że obywatele są już w Polsce w erze cyfrowej,lecz władza wciąż w erze analogowej. Boni mówił o tym w kontekście technologicznym. Mam wrażenie, że to, co mówił, w jeszcze większym stopniu odnosi się do mentalności. Zdigitalizowane społeczeństwo i analogowa władza, tak to trochę wygląda.
Jarosław Kaczyński często jest nazywany politykiem XIX-wiecznym. Przyjmując tę miarę, Donald Tusk byłby politykiem XX wieku. A jesteśmy ciut dalej. Po ludzku łatwo to nawet zrozumieć. Większość ludzi po czterdziestce patrzy na swoje dzieci i słysząc o lajkach na Fejsie i-tunsach, taczach itp., ma prawo się czuć jak mastodonty w parku jurajskim. Dla rodziców to problem zrozumienia i dogonienia dzieci. Dla władzy to problem nawet poważniejszy. Tak, władzy, a nie tylko dla rządu. Bo za chwilę może się okazać, że gwarantujący realizację interesu politycznego dwóch największych partii spór PO z PiS stanie się nieistotny. A w każdym razie niepomiernie mniej istotny niż podział między żyjącą w swoim świecie władzą a żyjącą w zupełnie odrębnym świecie najmłodszą częścią naszego społeczeństwa. I nie jest to spór wyłącznie między władzą a internautami, bo – prawdę mówiąc – nie po stronie władzy stoi w tym sporze ogromna większość rodziców. Nawet jeśli uznaje część racji rządu.
Władza nie zaczęła tego roku dobrze. Sprawa recept, niezrozumiałe dla ludzi zmiany w policji, przedziwna wojna między prokuraturami, kiepskie wieści z frontu budowy dróg. Teraz do tego ACTA. ACTA nie są tak grube, by się władza przez nie wywróciła. Jednak są wystarczająco ciemne, by się nimi bardzo pobrudziła.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.