Pochwalę się jeszcze, że kupiłem parę muzycznych piratów w Maroku. Co prawda nie było alternatywy, bo w promieniu stu albo więcej kilometrów nie uświadczyłeś niczego przypominającego sklep muzyczny z legalnymi nagraniami. Mój tytuł do chwały jest więc trochę naciągany.
Ale uprzejmie donoszę, że są gorsi ode mnie. Taki Kazik Staszewski. Powiedział kiedyś, że podobał mu się zespół Duman, który często puszczałem w świętej pamięci „Mellinie" w Radiu Roxy. Co ładnie się komponowało, bo zawsze podkreślałem, że Duman to taki turecki Kult. Jako że płyt Dumana w Polsce kupić nie można, w sklepach internetowych też nie mieli, tedy przegrałem Kazikowi the best of. I wiecie co? Bardzo podziękował, powiedział, że mu bardzo miło, ale nie może przyjąć pirackiej kopii. No świr. Więc zadzwoniłem do przyjaciółki w Stambule. Kupiła mi ten cholerny oryginał, a kiedy przyleciał do Polski, to nie mogłem się jakoś umówić z Kazikiem, odłożyłem płytę na półkę i kompletnie o prezencie zapomniałem, aż do wybuchu zadymy wokół ACTA. Więc to dla mnie kolejny argument wspierający protestujących: dzięki nim Kazik dostanie wreszcie swojego Dumana.
A ja będę musiał sprzedać swoich niewolników. Jak bowiem celnie zauważył w radiu Tok FM Jacek Żakowski: „Mamy do czynienia z historyczną zmianą, jaka dokonała się w Stanach Zjednoczonych, w odniesieniu do prawa do własności niewolnika. Dobra kultury, dostęp do kultury podlega podobnej emancypacji". Ja poszedłbym dalej. Po co ograniczać się do dóbr kultury? Jak emancypować, to po całości. W końcu jak by to wyglądało, gdyby wyzwolić tylko niewolników powyżej metra osiemdziesięciu? Tradycja w końcu jest: polska szkoła emancypacji samochodów zyskała nam trochę sławy, zwłaszcza u zachodnich sąsiadów.
Trapi mnie jednak taki problem: jak już się kultura całkowicie wyemancypuje, to kto ją będzie tworzył? No Jacek Żakowski, wiadomo, napisze za darmo, artykuł czy książkę, rachu-ciachu, wrzuci do sieci, miło. Z czego będzie żył, pytać nie będę, bo to takie wilczo kapitalistyczne. A może jest bogaty z domu, nikomu nic do tego.
Jednak nawet sam Jacek Żakowski, który, jak wiemy – zna się praktycznie na wszystkim, nie nagra, dajmy na to, płyty z folk- -punkiem. Choć mogę się tu mylić. Ale jak miałaby wyglądać twórczość w świecie powszechnego piractwa, pardon, wyemancypowanej kultury, zwłaszcza w takim kraju jak Polska, gdzie ludzie w ogóle mało wydają na kulturę w wersji niewyemancypowanej? Kto wyłoży pieniądze na produkcję płyty, kto da zaliczkę na napisanie książki, kto rozpocznie kręcenie serialu, jeśli w tym idealnym, wyemancypowanym świecie nie byłoby szans zwrotu nakładów?
Rozumiem młodych protestujących, bo jak się nie przelewa, a przez całe życie przyzwyczailiśmy się, że pewne rzeczy są za darmo, i teraz ktoś nam chce to zabrać, to normalne, że człowiek się wkurza. Rozumiem nawet polityków, którzy wczoraj popierali ACTA, a dzisiaj już nie bardzo albo wręcz podlizują się protestującym. Taki zawód, jest okazja się podczepić, to korzystamy. Nie rozumiem jednak dziennikarzy, którzy uśmiechają się na myśl o powszechnej darmowości w sieci. Trochę jak karpie robiące imprezę z okazji Bożego Narodzenia. A bo to od dzisiaj widzimy, jak internet powoli poddusza prasę? Padają gazety, te, które walczą, redukują zespoły, rezygnują z korespondentów, likwidują placówki terenowe i zagraniczne. Mówię o oczywistościach, ale żeby stworzyć taki tekst śledczy, potrzeba nakładów, czasem sporych. Darmowy internet nie wypełnia i nie wypełni tej luki. Dlatego więc z lekkim strachem myślę o perspektywie wielkiej kulturalnej emancypacji. MARCIN MELLER Dziennikarz, redaktor naczelny „Playboya", prowadzi „Drugie śniadanie mistrzów” w TVN 24
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.