Pierwsze pytanie: Będzie wojna?
Nie. Tak twierdzi większość ekspertów. Oczywiście mogą się mylić, o czym za chwilę. Na razie przytoczmy ich argumenty. Trwający kryzys koreański jest kolejnym odcinkiem w serialu licznych poprzednich kryzysów. Media powtarzają, że Północ jednostronnie wypowiedziała zawieszenie broni z Południem z 1953 r. Rzadziej dodają, że w przeszłości robiła to już siedem razy. Dalej: Północ zerwała gorącą linię telefoniczną między sztabami wojskowymi w Pjongjangu i Seulu. Aidan Foster-Carter, koreanista z Uniwersytetu w Leeds, który od 40 lat jeździ do Korei Północnej, przypomina, że w ostatnich latach linia zrywana była pięciokrotnie.
Dalej: Pjongjang podkręca wojenną retorykę – słyszymy zapowiedzi „wyrównania rachunków z amerykańskimi imperialistami”, „rozprucia marionetkowych zdrajców [Koreańczyków z Południa – red.] na śmierć” czy wręcz „zupełnej anihilacji wroga”. Jednak jak zauważa „The Guardian”, „pies, który szczeka, z reguły nie gryzie”. Północ pokazała w przeszłości, że preferuje ofensywy niezapowiedziane – jak w 2010 r., kiedy bez ostrzeżenia wystrzeliła torpedę w kierunku południowokoreańskiej korwety „Cheonan”, posyłając ją na dno i zabijając 46 marynarzy. Teraz trwającemu od kilku tygodni poszczekiwaniu nie towarzyszą ruchy wojsk. W oficjalnym oświadczeniu Biały Dom informuje, że amerykański wywiad nie zaobserwował mogących budzić strach manewrów i mobilizacji po północnej stronie granicy. Spokój Waszyngtonu idzie w parze ze spokojem biznesmenów – inwestujące na Północy firmy, w tym liczne z Zachodu – chodzą pełną parą, nie zważając na kryzys.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.