Jest taki stary dowcip. Idzie ulicą facet z żoną. Mijają eleganckiego mężczyznę w drogim garniturze. – To jest właśnie ten pan dyrektor, o którym ci tyle mówiłem – zwraca się facet do żony. – Ale niczego mi nie udowodniono! – wtrąca elegant. Przypadki ministra transportu Sławomira Nowaka mogą przypominać tę sytuację. Można się oczywiście zastanawiać, co złego jest w tym, że minister nie płaci za siebie w ekskluzywnym klubie, w którym najtańsza loża kosztuje 4 tys. Ale to przecież nie jest nielegalne. Co z tego, że minister przyjmuje takie bajecznie drogie prezenty i nie wpisuje ich do rejestru korzyści? Zapomniał! Następnym razem wpisze. Albo że luksusowe zegarki o wartości dziesięciokrotnie przekraczającej najniższą emeryturę „pożycza od kolegi”? Drobiazg. Kolega też pożycza od niego. A to, że inni koledzy dostają lukratywne partyjne i państwowe kontrakty? – Po prostu są nieźli, wysoko cenię tę firmę – mówi z uznaniem minister. Podobno władza musi być transparentna. Ale to tylko pusty slogan. Sprawdza się w kampanii wyborczej, ale nie w życiu. Podobno każda władza demoralizuje. Czyżby ta choroba dotknęła też złote dziecko Tuska?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.