Powiedzieć, że Nelson Mandela jest południowoafrykańskim Lechem Wałęsą, to zaledwie otrzeć się o prawdę. Życiorysy obaj panowie mają bardzo podobne – walczyli z autorytarnym systemem, odnieśli sukces, zostali pokojowymi noblistami i prezydentami swoich krajów. Różnica jest taka, że Mandela do dziś jest fanatycznie czczony nie tylko w RPA czy w Afryce w ogóle. Co więcej, dla wielu ludzi stał się wręcz półbogiem, a jego nazwisko – potężną marką porównywaną przez specjalistów od marketingu do takich gigantów jak Coca-Cola, Apple czy McDonald’s. I o tym trzeba pamiętać, kiedy słyszy się informację o kolejnej bitwie toczonej przez jego krewnych.
Najnowszy odcinek familijnej epopei miał miejsce zaledwie kilkanaście dni temu. Córki Mandeli – Makaziwe i Zenani – złożyły w sądzie wniosek o odebranie praw do kontroli nad dwiema firmami zaufanym współpracownikom byłego prezydenta z dawnych czasów. Spółki te – Harmonieux Investment Holdings i Magnifique Investment Holdings – wyceniane na 2 mln dolarów handlują artystycznymi odciskami dłoni narodowego bohatera, a zarobione pieniądze inwestują na giełdzie. W założeniu środki z tej działalności miały iść na Fundację Nelsona Mandeli zajmującą się ochroną praw człowieka, edukacją, pomocą chorym na AIDS i niepełnosprawnym.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.