Najszybciej sprzedający się paperback w historii, ponad 70 mln egzemplarzy, które znalazło nabywców – czy też raczej nabywczynie – na całym świecie, aura obyczajowego skandalu, której towarzyszyły westchnienia krytyków literackich wyrażających bezradność wobec kolejnego triumfu grafomanii. Oto „Pięćdziesiąt twarzy Greya” Angielki E.L. James, połączenie romansu i pornografii spod znaku sadomasochizmu, książka o znamiennej proweniencji, powstawała bowiem początkowo jako publikowane w internecie amatorskie fan fiction na motywach wampirycznego „Zmierzchu”. Bestsellery lubią się klonować, ostatecznie chodzi tu również o biznes, a zatem wkrótce po premierze „Greya” – a było to ledwie dwa lata temu – rynek wydawniczy zareagował niemal instynktownie: pornoromanse zaczęły dosłownie zalewać półki księgarskie. To setki tytułów – wystarczy wizyta na Amazonie, żeby dostać zawrotu głowy, albo wizyta w dużej warszawskiej księgarni, by pogubić się wśród zmysłowych okładek. Nie są różowe! Są czarnomroczne, satynowane, sugerują zakazaną przygodę, nie zaś pensjonarski szczebiot. Komu ją obiecują? Kobietom w każdym wieku, o dowolnej pozycji społecznej i dowolnego stanu cywilnego. Nie jestem kobietą, niemniej postanowiłem się zmierzyć z tym fenomenem. Moja przygoda nie była zakazana ani podniecająca, ani też zanadto zmysłowa, ale była ciekawa.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.