Porozmawiamy o słabości?
Literatura bierze się z niewygodny, z choroby. Grzeczne dzieci nie zaczynają pisać książek, porządni ludzie, nawet jeśli miewają poważne problemy z egzystencją, fikcją się nie leczą. Jednak niechętnie będę rozwijał temat słabości, bo mam zbyt liczne zdobycze w tej dziedzinie.
Dorastanie w Wiśle do dziś jest dla pana siłą?
Dało mi odrębność, a to jest dar kluczowy. Jako dziecko miałem wszelkie możliwe atuty outsidera. Byłem chorowity, miałem wadę wzroku, zeza, okularki, małe roztrzęsione rączki i na dodatek mówiłem gwarą wiślańsko-beskidzką. To jest język wystarczająco odrębny; przechowuje też w sobie wiele elementów czystej staropolszczyzny, „Postylla” Mikołaja Reja była dla wiślańskich protoplastów ważną książką. To mi dało poczucie, że jestem skądś. Wprawdzie w Polsce protestantów jest tak niewielu, że to oznacza prawie znikąd. Świat tym intensywniejszy. I byłem w centrum tego świata. Matka studiowała w Krakowie, a ja się chowałem w Wiśle u dziadków. Byłem nie tyle wnukiem, ile najmłodszym dzieckiem swojej babki. Dom w Wiśle wydawał mi się wielki i nieskończony.
W „Wielu demonach” wraca pan do czasów, w których dorastał. Katolik jest w tej powieści postrzegany przez lutrów jako wróg, ktoś, kto pobłądził, człowiek słabszy. Dziś konflikt między tymi Kościołami nie mógłby już przebiegać w taki sposób – katolicy czują się bardzo silni, w całej Polsce.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.