10 największych warszawskich bzdur
Widmo krąży nad Warszawą, widmo bzdur szpecących miasto i czyniących je trudnym do życia. Bzdurą największego kalibru była budowa w sercu Warszawy Pałacu Kultury i Nauki imienia Józefa Stalina, zwanego pekinem. Generalissimus umarł, pałac po nim pozostał. W 1912 r. na placu Saskim (dziś Piłsudskiego) stanął sobór prawosławny z siedemdziesięciometrową dzwonnicą - w latach 1924-1926 sobór rozebrano. Mówi się, że pekin jest funkcjonalny, pożyteczny, potrzebny. O rozebranej w latach 20. cerkwi mówiono, że stanowiła wyjątkowe dzieło sztuki, zachwycano się jej wnętrzami. Rozebrano ją jednak, bo była symbolem rosyjskiej supremacji. Pekin jest wyrazem tej supremacji w jeszcze większym stopniu, w dodatku uniemożliwia przyzwoite zorganizowanie ścisłego śródmieścia.
Zaraz po ustaniu działań wojennych w 1945 r. zwalano ocalałe mury pałaców (na przykład Kronenberga) i kamienic. Pracowicie obtłukiwano z domów stiuki i płaskorzeźby oraz balkony zdobne w kowalskie arcydzieła. Poczyniono bezsensowne urbanistyczne zmiany w sieci ulic (czego efektem było na przykład zamieszanie wokół placu Konstytucji), wtłaczano tandetne blokowiska do centrum i dzielnic willowych, wreszcie - bezprawnie zagarniano kamienice i mieszkania na potrzeby pretorianów ludowej władzy.
Antyfachowcy
Kierowcy dobrze wiedzą, że plac Bankowy najlepiej omijać, bo na północ prowadzi jeden pas ruchu, na którym tworzą się korki - na odcinku 150 m są aż trzy przejścia przez jezdnię. Wielkie emocje czekają tych, którzy przebudowanym tunelem jadą z Woli na Ochotę. Obiekt zaprojektowali ludzie chcący chyba, by powtórzyła się tragedia, jaka spotkała księżną Dianę w Paryżu - kanciaste betonowe słupy, nie chronione żadnymi barierami, wręcz zapraszają brawurowo jadących kierowców, aby się z nimi łeb w łeb zetknęli.
Fachowcy od komunikacji najpierw budują, a potem myślą (patrz: dojazdy do mostów Świętokrzyskiego i Siekierkowskiego, a także losy kosztownego tunelu pod Wisłostradą). Inni fachowcy ustanowili dziwne porządki na jezdniach wokół portu lotniczego, gdzie policja poluje na podjeżdżające samochody i wypisuje mandaty. Ma być nowy terminal na lotnisku Okęcie. Inwestycja jest niezbędna, bo kolejne miliony pasażerów już nie przecisną się przez ucho igielne istniejących pomieszczeń i instalacji. Czy należy myśleć o drugim, oddalonym od miasta lotnisku, na przykład (o czym się mówi) w połowie drogi między Warszawą a Łodzią? Należy! Bądźmy jednak realistami: taka budowa potrwa pewnie dziesięć lat i pochłonie około 20 mld zł.
Co można zakryć w Warszawie?
Zamek Królewski zyskał jeszcze jedną koronę: kawy Jacobs. Olbrzymia płachta przykryła całą zamkową ścianę. Prześcieradła giganty zakryły część ściany wschodniej na ulicy Marszałkowskiej, hotele Polonia i Metropol w Alejach Jarozolimskich. Podpowiem, że należałoby jeszcze zakryć pół Warszawy: murowane baraki, na przykład na Królewskiej, na placu Teatralnym i na Bankowym. W sumie z tysiąc "dzieł sztuki", które wymyślili dzielni architekci do spółki z urzędnikami.
Warszawskie metro dociera do placu Wilsona i rozpoczyna się tam budowa podziemnej stacji. Istniejący już na powierzchni chaos wzmoże się, gdy zamknie się ulicę Słowackiego i przełoży tory tramwajowe 1,5 m od ścian domów. Przez 18 miesięcy odkrywkowej, a więc pełnej kurzu i hałasu budowa metra, autobusy i samochody będą objeżdżać centrum dzielnicy ulicą Popiełuszki. Potem, po otwarciu ulicy Słowackiego, zwiększy się gwałtownie ruch na wiadukcie nad torami kolejowymi Dworca Gdańskiego: wiadukt jest już teraz półruiną i wymaga natychmiastowego remontu, bo za chwilę po prostu się zawali. Wtedy zamknie się tę trasę i ponownie poprosi o ratunek ulicę Popiełuszki. A może by tak zsynchronizować inwestycje i nie przedłużać katastrofy na lata?
Kto nie chce Muzeum Powstania Warszawskiego?
Sądząc z tempa tworzenia Muzeum Powstania Warszawskiego, ktoś chyba czeka na pożegnanie się ze światem ostatniego z uczestników tego narodowego zrywu. A może powstania w 1944 r. w ogóle nie było? Bzdura związana z tworzeniem Muzeum Powstania Warszawskiego jest zwyczajnym skandalem. Muzeum miało powstać na ruinach Banku Polskiego przy ulicy Bielańskiej, w ostatniej staromiejskiej reducie zgrupowania Broda 53, czyli w miejscu ciężkich walk i śmierci dowódcy Jana Kajusa Andrzejewskiego oraz licznych powstańców. Miało, ale nie powstało, bo idea sięgnęła bruku, czyli interesików i biznesików.
Patetyczna ruina została po transformacji ustrojowej kupiona od państwa - w drodze przetargu - przez Antoniego Feldona. Zgodzono się, żeby 2,5 tys. m2 zachować na cele ekspozycji muzealnej (w Muzeum Historycznym Miasta Stołecznego Warszawy czeka 10 tys. eksponatów ). Aktu notarialnego, nie wiedzieć dlaczego, nie sporządzono. Antoni Feldon zig-norował zalecenia konserwatora zabytków, a także pomysł znakomitego architekta Konrada Kuczy-Kuczyńskiego, by przystosować dawny bank do celów muzealnych (Kucza-Kuczyński wygrał konkurs). Feldon dobudował do ruin coś
budzącego wiele wątpliwości, część rozebrał na parking, a teraz czeka na odkupienie całości przez miasto. Koncepcję tworzenia Muzeum Powstania Warszawskiego na terenie dawnej gazowni miejskiej należy uznać za nieporozumienie.
W Wiedniu, gdzie niedawno byłem, chętnie rozprawia się o miejskich inwestycjach, zwłaszcza o budowanej obwodnicy. Na pytanie, czy mieszkańcy mają pretensje do władz miejskich o sposób realizacji tego i innych przedsięwzięć, Alexander van der Bellen, przywódca opozycyjnej Partii Zielonych, odpowiada pytaniem: "O co mielibyśmy mieć pretensje, skoro administracja pracuje bez zarzutu?". I dodaje: "Wiedeń zajmuje drugie miejsce na międzynarodowej liście najbezpieczniejszych miast na świecie - to zasługa mieszkańców, ale i władz. Opozycja jest od sprawiedliwej krytyki, a nie od czepiania się". Warszawa zajmuje na wspomnianej liście miejsce odległe, w ścisłej czołówce jesteśmy tylko pod względem liczby bzdur.
Zaraz po ustaniu działań wojennych w 1945 r. zwalano ocalałe mury pałaców (na przykład Kronenberga) i kamienic. Pracowicie obtłukiwano z domów stiuki i płaskorzeźby oraz balkony zdobne w kowalskie arcydzieła. Poczyniono bezsensowne urbanistyczne zmiany w sieci ulic (czego efektem było na przykład zamieszanie wokół placu Konstytucji), wtłaczano tandetne blokowiska do centrum i dzielnic willowych, wreszcie - bezprawnie zagarniano kamienice i mieszkania na potrzeby pretorianów ludowej władzy.
Antyfachowcy
Kierowcy dobrze wiedzą, że plac Bankowy najlepiej omijać, bo na północ prowadzi jeden pas ruchu, na którym tworzą się korki - na odcinku 150 m są aż trzy przejścia przez jezdnię. Wielkie emocje czekają tych, którzy przebudowanym tunelem jadą z Woli na Ochotę. Obiekt zaprojektowali ludzie chcący chyba, by powtórzyła się tragedia, jaka spotkała księżną Dianę w Paryżu - kanciaste betonowe słupy, nie chronione żadnymi barierami, wręcz zapraszają brawurowo jadących kierowców, aby się z nimi łeb w łeb zetknęli.
Fachowcy od komunikacji najpierw budują, a potem myślą (patrz: dojazdy do mostów Świętokrzyskiego i Siekierkowskiego, a także losy kosztownego tunelu pod Wisłostradą). Inni fachowcy ustanowili dziwne porządki na jezdniach wokół portu lotniczego, gdzie policja poluje na podjeżdżające samochody i wypisuje mandaty. Ma być nowy terminal na lotnisku Okęcie. Inwestycja jest niezbędna, bo kolejne miliony pasażerów już nie przecisną się przez ucho igielne istniejących pomieszczeń i instalacji. Czy należy myśleć o drugim, oddalonym od miasta lotnisku, na przykład (o czym się mówi) w połowie drogi między Warszawą a Łodzią? Należy! Bądźmy jednak realistami: taka budowa potrwa pewnie dziesięć lat i pochłonie około 20 mld zł.
Co można zakryć w Warszawie?
Zamek Królewski zyskał jeszcze jedną koronę: kawy Jacobs. Olbrzymia płachta przykryła całą zamkową ścianę. Prześcieradła giganty zakryły część ściany wschodniej na ulicy Marszałkowskiej, hotele Polonia i Metropol w Alejach Jarozolimskich. Podpowiem, że należałoby jeszcze zakryć pół Warszawy: murowane baraki, na przykład na Królewskiej, na placu Teatralnym i na Bankowym. W sumie z tysiąc "dzieł sztuki", które wymyślili dzielni architekci do spółki z urzędnikami.
Warszawskie metro dociera do placu Wilsona i rozpoczyna się tam budowa podziemnej stacji. Istniejący już na powierzchni chaos wzmoże się, gdy zamknie się ulicę Słowackiego i przełoży tory tramwajowe 1,5 m od ścian domów. Przez 18 miesięcy odkrywkowej, a więc pełnej kurzu i hałasu budowa metra, autobusy i samochody będą objeżdżać centrum dzielnicy ulicą Popiełuszki. Potem, po otwarciu ulicy Słowackiego, zwiększy się gwałtownie ruch na wiadukcie nad torami kolejowymi Dworca Gdańskiego: wiadukt jest już teraz półruiną i wymaga natychmiastowego remontu, bo za chwilę po prostu się zawali. Wtedy zamknie się tę trasę i ponownie poprosi o ratunek ulicę Popiełuszki. A może by tak zsynchronizować inwestycje i nie przedłużać katastrofy na lata?
Kto nie chce Muzeum Powstania Warszawskiego?
Sądząc z tempa tworzenia Muzeum Powstania Warszawskiego, ktoś chyba czeka na pożegnanie się ze światem ostatniego z uczestników tego narodowego zrywu. A może powstania w 1944 r. w ogóle nie było? Bzdura związana z tworzeniem Muzeum Powstania Warszawskiego jest zwyczajnym skandalem. Muzeum miało powstać na ruinach Banku Polskiego przy ulicy Bielańskiej, w ostatniej staromiejskiej reducie zgrupowania Broda 53, czyli w miejscu ciężkich walk i śmierci dowódcy Jana Kajusa Andrzejewskiego oraz licznych powstańców. Miało, ale nie powstało, bo idea sięgnęła bruku, czyli interesików i biznesików.
Patetyczna ruina została po transformacji ustrojowej kupiona od państwa - w drodze przetargu - przez Antoniego Feldona. Zgodzono się, żeby 2,5 tys. m2 zachować na cele ekspozycji muzealnej (w Muzeum Historycznym Miasta Stołecznego Warszawy czeka 10 tys. eksponatów ). Aktu notarialnego, nie wiedzieć dlaczego, nie sporządzono. Antoni Feldon zig-norował zalecenia konserwatora zabytków, a także pomysł znakomitego architekta Konrada Kuczy-Kuczyńskiego, by przystosować dawny bank do celów muzealnych (Kucza-Kuczyński wygrał konkurs). Feldon dobudował do ruin coś
budzącego wiele wątpliwości, część rozebrał na parking, a teraz czeka na odkupienie całości przez miasto. Koncepcję tworzenia Muzeum Powstania Warszawskiego na terenie dawnej gazowni miejskiej należy uznać za nieporozumienie.
W Wiedniu, gdzie niedawno byłem, chętnie rozprawia się o miejskich inwestycjach, zwłaszcza o budowanej obwodnicy. Na pytanie, czy mieszkańcy mają pretensje do władz miejskich o sposób realizacji tego i innych przedsięwzięć, Alexander van der Bellen, przywódca opozycyjnej Partii Zielonych, odpowiada pytaniem: "O co mielibyśmy mieć pretensje, skoro administracja pracuje bez zarzutu?". I dodaje: "Wiedeń zajmuje drugie miejsce na międzynarodowej liście najbezpieczniejszych miast na świecie - to zasługa mieszkańców, ale i władz. Opozycja jest od sprawiedliwej krytyki, a nie od czepiania się". Warszawa zajmuje na wspomnianej liście miejsce odległe, w ścisłej czołówce jesteśmy tylko pod względem liczby bzdur.
Więcej możesz przeczytać w 23/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.