Z dokumentów irackiej bezpieki wyłania się obraz upodlonego narodu
To nieprawda, że Saddam Husajn uczynił z Iraku klatkę. On stworzył miliony klatek, dla każdego osobną. W ten sposób chciał mieć pewność, że nawet jeśli jedna osoba zbuntuje się przeciwko koszmarowi, w jakim musi żyć, nie zdoła namówić do buntu nikogo innego - mówił mi starszy mężczyzna, który był pracownikiem Emen, irackiej bezpieki. Zaprowadził mnie do jednego z miejsc, gdzie kilka dni przed wojną ukryto dokumenty służb specjalnych.
Agenci irackiej bezpieki kontrolowali obywateli na skalę wręcz niewyobrażalną. Podglądali i podsłuchiwali ich na każdym kroku, szantażowali, zastraszali, zmuszali do donoszenia na najbliższych, mordowali. Z raportów Emen wyłania się obraz narodu upodlonego przez reżim. Spośród 220 mieszkańców jednej z bagdadzkich ulic 11 pracowało dla bezpieki, a 41 z nią współpracowało, regularnie przesyłając raporty dotyczące rodziny i sąsiadów. Jak w jakimś upiornym domu Wielkiego Brata.
Żeby przeżyć
Raporty Emen z dni poprzedzających upadek reżimu, gdy wyszło na na jaw, jak bardzo Irakijczycy nienawidzili kraju, w którym przyszło im żyć, to również zapis tego, jak rzekomo potężna machina stworzona przez Saddama Husajna rozpada się niczym domek z kart. Dopiero po przeczytaniu tych dokumentów staje się jasne, dlaczego przed wybuchem wojny w telewizyjnych relacjach Irakijczycy tak żarliwie popierali swojego prezydenta, zapowiadając, że będą go bronić do ostatniej kropli krwi, a później, gdy wojska koalicji wkraczały do miast właściwie bez walk, przyjęli je z radością.
- Na początku nie zajmowaliśmy się sprawami politycznymi. Gdy pojawiał się element podejrzany, informacje szły wyżej. Co się później działo z tymi ludźmi, nie wiem. Może byłem ślepy, ale wydaje mi się, że jeśli już wtedy były jakieś patologie, to na pewno nie wśród oficerów średniego szczebla, ale na górze - mówi Karem, w latach 1972-1981 funkcjonariusz Emen w okręgu 29. w Bagdadzie. - W 1979 r. zaczęły się pierwsze aresztowania polityczne na masową skalę. Prowadził je prawie cały Muchabarat [iracki wywiad, którego częścią była Emen - przyp. A.J.], ale Emen w tym jeszcze nie uczestniczyła. Wiedzieliśmy, że tysiące osób w całym kraju zniknęły z domów. Krążyły plotki o torturach, o zabijaniu niewinnych ludzi. Rozmawialiśmy o tym z najbliższymi po cichu, w domu, ale wszystko to rozgrywało się jakby poza nami. Ja nie wierzyłem wówczas w zbrodnie Saddama. To wszystko wydawało mi się zbyt nieprawdopodobne.
Według moich rozmówców, nagonka na ludzi, choćby podejrzewanych o kontakty z opozycją, nasiliła się w latach 80., a aparat bezpieczeństwa systematycznie się rozrastał. - System niemal się rozsypał po pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej - mówi Karem. - Oczywiście, nikt nie mówił tego głośno, ale po Kuwejcie uświadomiliśmy sobie, że służba państwu oznacza służbę jednemu zakłamanemu typowi, dla którego nie jesteśmy nic warci. Iraccy dowódcy zostali uwikłani w politykę, a żołnierze poniżeni, splugawieni, zdemoralizowani. To samo działo się ze służbami - powoli zmieniliśmy się w hordę bezmyślnych psów skaczących każdemu słabszemu do gardła. Żeby przeżyć następny dzień.
Każdy bał się każdego
Karem nie chciał powiedzieć, na czym dokładnie polegała jego praca w latach 90. Teraz mieszka u kuzyna kilkanaście kilometrów na północ od Bagdadu. Podobnie jak kilku innych oficerów, do których udało mi się dotrzeć, ukrywa się, choć nie rozesłano za nim listów gończych. Karę dawnym oprawcom wymierzają dziś bez sądów ich ofiary.
Nie wszyscy jednak godzili się tak łatwo jak Karem na bycie częścią machiny terroru, którą stworzył reżim. Aamir Falaih, generał w stanie spoczynku, mieszka w jednej z najuboższych dzielnic Bagdadu. Nie zamierza nigdzie uciekać. Mimo że przez kilka lat odpowiadał za bezpieczeństwo wewnętrzne w Muchabaracie, twierdzi, że sumienie ma czyste. Gdy zaparkowałam samochód przed domem Aamira, natychmiast zjawili się jego sąsiedzi, żeby sprawdzić, jakie mam zamiary. Mówili, że gdyby ktoś chciał skrzywdzić generała, najpierw musiałby się uporać z nimi.
Aamir Falaih zaciągnął się do armii w 1972 r. - Miałem 24 lata, skończyłem właśnie studia i chciałem służyć ojczyźnie. Byłem zafascynowany armią i etosem irackiego żołnierza - wspomina.
- Po kilku latach stwierdziłem jednak, że ciężka praca nic nie daje. Awansowali tylko ci, którzy mieli odpowiednie koneksje i nazwisko. Nie należałem do klanu Saddama ani do żadnej z rodzin cieszących się poważaniem w pałacu prezydenckim.
Generał opowiada, że w grudniu 1989 r. pierwszy raz próbował "wypisać się z armii", był już wtedy dowódcą dywizji. - Miałem dużo szczęścia, dlatego udało mi się awansować, ale cena za ten sukces wydawała mi się zbyt wysoka. Każdy w armii bał się każdego. Oficerowie uśmiechali się do siebie, udawa-
li, że się przyjaźnią, i pisali na siebie donosy. Na każdym kroku było złodziejstwo i kłamstwa. Jest cena, jakiej nie można płacić. Armia, w której chciałem służyć ojczyźnie, to nie była ta armia, w której służyłem. Oczywiście, nie mogłem tego powiedzieć. Złożyłem dokumenty, że mam chore nerki, i poprosiłem o przeniesienie na mniej ważne stanowisko. Zanim tak się stało, wysłali mnie do Kuwejtu. Jestem żołnierzem, muszę wypełniać rozkazy, ale jestem też człowiekiem. To, co się tam działo, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że chcę odejść.
Wojna wyzwoleńcza
Generała Aamira Falaiha nie dziwi, że siły koalicji tak łatwo pokonały reżim Saddama. - Kilka dni przed wybuchem wojny przyszli do mnie dziennikarze z irackiej telewizji. Zapytali, jakie mamy szanse, by wygrać. Odpowiedziałem to, co chcieli usłyszeć: "Wielkie! Nasz prezydent i iracki naród są niepokonani". Kłamałem, patrząc im prosto w oczy, a oni doskonale o tym wiedzieli. Ta scena chyba najlepiej obrazuje to, co działo się w Iraku przed wojną. Myśmy na nią czekali jak na wybawienie, choć nikt nie mógł powiedzieć tego głośno.
Na południe od Bagdadu, gdzie znajdują się setki wybudowanych kilka miesięcy temu bunkrów i koszary, wciąż można znaleźć ślady ucieczki irackich żołnierzy: porzucone w pośpiechu mundury, hełmy i mapy, nawet amunicję. Mieszkający w okolicy ludzie opowiadają, że niewielu żołnierzy oddało choć jeden strzał. Większość, gdy tylko zobaczyła zbliżającą się amerykańską armię, zrzuciła mundury, pod którymi były cywilne ubrania. Mówiono mi, że taka była taktyka Saddama. Dowódcy armii i szefowie służb bezpieczeństwa mieli odesłać ludzi do domów, by bez walki oddali stolicę. Rozkaz w tej sprawie wydano podobno 6 kwietnia, czyli trzy dni przed wkroczeniem Amerykanów do Bagdadu.
- Po jakimś czasie, na znak od dowództwa, wszystkie służby miały zacząć walkę partyzancką, by wyzwolić ojczyznę - mówił mi Karem. - Nawet jeśli kiedyś przyjdzie odpowiedni rozkaz, nie sądzę, by ktoś poszedł na wojnę. Myśmy przecież właśnie zostali wyzwoleni.
Agenci irackiej bezpieki kontrolowali obywateli na skalę wręcz niewyobrażalną. Podglądali i podsłuchiwali ich na każdym kroku, szantażowali, zastraszali, zmuszali do donoszenia na najbliższych, mordowali. Z raportów Emen wyłania się obraz narodu upodlonego przez reżim. Spośród 220 mieszkańców jednej z bagdadzkich ulic 11 pracowało dla bezpieki, a 41 z nią współpracowało, regularnie przesyłając raporty dotyczące rodziny i sąsiadów. Jak w jakimś upiornym domu Wielkiego Brata.
Żeby przeżyć
Raporty Emen z dni poprzedzających upadek reżimu, gdy wyszło na na jaw, jak bardzo Irakijczycy nienawidzili kraju, w którym przyszło im żyć, to również zapis tego, jak rzekomo potężna machina stworzona przez Saddama Husajna rozpada się niczym domek z kart. Dopiero po przeczytaniu tych dokumentów staje się jasne, dlaczego przed wybuchem wojny w telewizyjnych relacjach Irakijczycy tak żarliwie popierali swojego prezydenta, zapowiadając, że będą go bronić do ostatniej kropli krwi, a później, gdy wojska koalicji wkraczały do miast właściwie bez walk, przyjęli je z radością.
- Na początku nie zajmowaliśmy się sprawami politycznymi. Gdy pojawiał się element podejrzany, informacje szły wyżej. Co się później działo z tymi ludźmi, nie wiem. Może byłem ślepy, ale wydaje mi się, że jeśli już wtedy były jakieś patologie, to na pewno nie wśród oficerów średniego szczebla, ale na górze - mówi Karem, w latach 1972-1981 funkcjonariusz Emen w okręgu 29. w Bagdadzie. - W 1979 r. zaczęły się pierwsze aresztowania polityczne na masową skalę. Prowadził je prawie cały Muchabarat [iracki wywiad, którego częścią była Emen - przyp. A.J.], ale Emen w tym jeszcze nie uczestniczyła. Wiedzieliśmy, że tysiące osób w całym kraju zniknęły z domów. Krążyły plotki o torturach, o zabijaniu niewinnych ludzi. Rozmawialiśmy o tym z najbliższymi po cichu, w domu, ale wszystko to rozgrywało się jakby poza nami. Ja nie wierzyłem wówczas w zbrodnie Saddama. To wszystko wydawało mi się zbyt nieprawdopodobne.
Według moich rozmówców, nagonka na ludzi, choćby podejrzewanych o kontakty z opozycją, nasiliła się w latach 80., a aparat bezpieczeństwa systematycznie się rozrastał. - System niemal się rozsypał po pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej - mówi Karem. - Oczywiście, nikt nie mówił tego głośno, ale po Kuwejcie uświadomiliśmy sobie, że służba państwu oznacza służbę jednemu zakłamanemu typowi, dla którego nie jesteśmy nic warci. Iraccy dowódcy zostali uwikłani w politykę, a żołnierze poniżeni, splugawieni, zdemoralizowani. To samo działo się ze służbami - powoli zmieniliśmy się w hordę bezmyślnych psów skaczących każdemu słabszemu do gardła. Żeby przeżyć następny dzień.
Każdy bał się każdego
Karem nie chciał powiedzieć, na czym dokładnie polegała jego praca w latach 90. Teraz mieszka u kuzyna kilkanaście kilometrów na północ od Bagdadu. Podobnie jak kilku innych oficerów, do których udało mi się dotrzeć, ukrywa się, choć nie rozesłano za nim listów gończych. Karę dawnym oprawcom wymierzają dziś bez sądów ich ofiary.
Nie wszyscy jednak godzili się tak łatwo jak Karem na bycie częścią machiny terroru, którą stworzył reżim. Aamir Falaih, generał w stanie spoczynku, mieszka w jednej z najuboższych dzielnic Bagdadu. Nie zamierza nigdzie uciekać. Mimo że przez kilka lat odpowiadał za bezpieczeństwo wewnętrzne w Muchabaracie, twierdzi, że sumienie ma czyste. Gdy zaparkowałam samochód przed domem Aamira, natychmiast zjawili się jego sąsiedzi, żeby sprawdzić, jakie mam zamiary. Mówili, że gdyby ktoś chciał skrzywdzić generała, najpierw musiałby się uporać z nimi.
Aamir Falaih zaciągnął się do armii w 1972 r. - Miałem 24 lata, skończyłem właśnie studia i chciałem służyć ojczyźnie. Byłem zafascynowany armią i etosem irackiego żołnierza - wspomina.
- Po kilku latach stwierdziłem jednak, że ciężka praca nic nie daje. Awansowali tylko ci, którzy mieli odpowiednie koneksje i nazwisko. Nie należałem do klanu Saddama ani do żadnej z rodzin cieszących się poważaniem w pałacu prezydenckim.
Generał opowiada, że w grudniu 1989 r. pierwszy raz próbował "wypisać się z armii", był już wtedy dowódcą dywizji. - Miałem dużo szczęścia, dlatego udało mi się awansować, ale cena za ten sukces wydawała mi się zbyt wysoka. Każdy w armii bał się każdego. Oficerowie uśmiechali się do siebie, udawa-
li, że się przyjaźnią, i pisali na siebie donosy. Na każdym kroku było złodziejstwo i kłamstwa. Jest cena, jakiej nie można płacić. Armia, w której chciałem służyć ojczyźnie, to nie była ta armia, w której służyłem. Oczywiście, nie mogłem tego powiedzieć. Złożyłem dokumenty, że mam chore nerki, i poprosiłem o przeniesienie na mniej ważne stanowisko. Zanim tak się stało, wysłali mnie do Kuwejtu. Jestem żołnierzem, muszę wypełniać rozkazy, ale jestem też człowiekiem. To, co się tam działo, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że chcę odejść.
Wojna wyzwoleńcza
Generała Aamira Falaiha nie dziwi, że siły koalicji tak łatwo pokonały reżim Saddama. - Kilka dni przed wybuchem wojny przyszli do mnie dziennikarze z irackiej telewizji. Zapytali, jakie mamy szanse, by wygrać. Odpowiedziałem to, co chcieli usłyszeć: "Wielkie! Nasz prezydent i iracki naród są niepokonani". Kłamałem, patrząc im prosto w oczy, a oni doskonale o tym wiedzieli. Ta scena chyba najlepiej obrazuje to, co działo się w Iraku przed wojną. Myśmy na nią czekali jak na wybawienie, choć nikt nie mógł powiedzieć tego głośno.
Na południe od Bagdadu, gdzie znajdują się setki wybudowanych kilka miesięcy temu bunkrów i koszary, wciąż można znaleźć ślady ucieczki irackich żołnierzy: porzucone w pośpiechu mundury, hełmy i mapy, nawet amunicję. Mieszkający w okolicy ludzie opowiadają, że niewielu żołnierzy oddało choć jeden strzał. Większość, gdy tylko zobaczyła zbliżającą się amerykańską armię, zrzuciła mundury, pod którymi były cywilne ubrania. Mówiono mi, że taka była taktyka Saddama. Dowódcy armii i szefowie służb bezpieczeństwa mieli odesłać ludzi do domów, by bez walki oddali stolicę. Rozkaz w tej sprawie wydano podobno 6 kwietnia, czyli trzy dni przed wkroczeniem Amerykanów do Bagdadu.
- Po jakimś czasie, na znak od dowództwa, wszystkie służby miały zacząć walkę partyzancką, by wyzwolić ojczyznę - mówił mi Karem. - Nawet jeśli kiedyś przyjdzie odpowiedni rozkaz, nie sądzę, by ktoś poszedł na wojnę. Myśmy przecież właśnie zostali wyzwoleni.
ARCHIWUM HUSAJNA 2 kwietnia w Pałacu Prezydenckim w Bagdadzie podjęto decyzję o ukryciu tajnych akt służby bezpieczeństwa. Cytowane fragmenty raportów i donosów składanych przez współpracowników irackiej bezpieki pochodzą z wydziału 29. w Bagdadzie. Ukryto je w piwnicy prywatnego domu przy ulicy Hai al-Amel. 15 marca 2003 r. Od: szef tajnej policji al Kalkh Bagdad Do: menedżer nr 29 Temat: informacja Dowództwo sił powietrznych wynajęło dwa domy w Al-Tarimii. Pierwszy sąsiaduje ze szkołą podstawową przy ul. Al-Sadiq, drugi oddalony jest o 100 m. Przez zachowanie personelu sił powietrznych spada morale w sąsiedztwie. Żarty w nieodpowiednim guście, wystawienie na dachu jednego z domów broni typ Dymitrow. Proszę przyjrzeć się tej sytuacji i potwierdzić informacje, po czym dać znać, co robić. 17 marca 2003 r. Od: szef tajnej policji al Kalkh Bagdad Do: menedżer nr 29 Temat: informacja Obiekt, o którym mowa w rozkazie nr 1126, został zlikwidowany zgodnie z instrukcją. 18 marca 2003 r. Do: menedżer nr [cyfry nieczytelne], menedżer nr 29 Od: szef tajnej policji al Kalkh Bagdad Temat: informacja, odpowiedź na notatkę 1411 Proszę przyjąć do wiadomości: 1) informacje, że oficer Ismail Khalil brał łapówki od właściciela sklepu z płytami CD, są nieprawdziwe; 2) po śledztwie nie znaleziono filmów porno; 3) właściciel został uprzedzony o karze więzienia i zamknięciu sklepu w wypadku sprzedawania pornografii. 19 marca 2003 r. Do: menedżer nr 29 Od: pracownik rządowy [nazwisko nieczytelne] Temat: informacja Zgodnie z rozkazem nr 2082, podmiot został zlikwidowany wczoraj w późnych godzinach wieczornych. 23 marca 2003 r. Do: wszystkich Od: menedżer generalny Temat: instrukcja Zabrania się parkowania samochodów rządowych w okolicach szkół, bo może to stanowić zagrożenie dla interesu narodowego. [Saddam i jego współpracownicy ukrywali się m.in. w szkołach - przyp. red.] 31 marca 2003 r. Do: szef tajnej policji Od: generał tajnej policji w prowincji Muthenna Dziękujemy Allahowi za opiekę nad narodem irackim i jego przywódcą (niech go Allah błogosławi), a także za Pana bezpieczeństwo (...) Chciałbym Panu powiedzieć o problemach, z jakimi muszę się borykać w tych ciężkich czasach. Morale moich podwładnych spadło ostatnio bardzo. Zaniedbują obowiązki. Podjąłem już kroki, by poprawić tę sytuację. Zamknąłem w areszcie szefa komórki za jego niskie morale, a na jego miejsce przyjąłem najodważniejszego i najbardziej oddanego oficera. Nazywa się Saddam Abed Jeddueh. Razem z tym oficerem wzmożyliśmy kontrolę nad personelem. Niestety, z powodu ataku wroga wczoraj został on ranny i leży w szpitalu. W wyniku tego zdarzenia wśród pracowników szerzy się strach. Robię, co w mojej mocy, ale sytuacja się nie zmienia. Nie mogę też wysłać oficerów na patrole, bo mamy tylko jeden karabin maszynowy, którym potrafi się posługiwać jedynie leżący w szpitalu Saddam Abed Jeddueh. Wobec tych faktów proszę pilnie o: 1) powołanie nowego szefa komórki lub danie szansy temu, który przebywa w areszcie, po uprzednim pouczeniu go; ma on duży wpływ na resztę personelu; 2) przysłanie czterech ludzi, którzy mają doświadczenie w używaniu broni Dymitrowa, bo nikt nie potrafi się nią posługiwać; 3) przysłanie ludzi, którzy mają doświadczenie w posługiwaniu się działkiem 82 mm; jedyna osoba umiejąca tę broń obsługiwać leży w szpitalu; 4) wsparcie nas jednostką do zadań specjalnych, gdyż większość żołnierzy z naszej jednostki zniknęła. Nie chcę Pana niepokoić, ale sytuacja jest groźna i pilna. Z wyrazami szacunku i podziękowania. [poniżej: przeczytać i natychmiast zastosować] 31 marca 2003 r. Do: szef tajnej policji Od: menedżer 29 Temat: sugestia Ponieważ broń RPG jest bardzo skuteczna przeciw czołgom, prosilibyśmy, by główny szef tajnej policji i szef tajnej policji w prowincji Naynawah zechcieli się skontaktować z przemytnikami w celu sprowadzenia jak największej ilości tej broni przez granicę z Syrią, by ocalić nasz kraj. W załączniku informacje o naszych ludziach w Syrii, którzy mogą ułatwić to zadanie. |
Więcej możesz przeczytać w 23/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.