Najlepiej zna nas złota rybka. Francuz, Anglik i Polak złowili taką rybkę i mieli po jednym życzeniu. Francuz zawołał: "Mój sąsiad ma piękną, młodą żonę, kobietę wielkiej klasy i intelektu. Chciałbym też mieć taką". Anglik oznajmił: "Mój sąsiad ma nowy, ładny i wygodny dom. Chciałbym mieć taki sam". "A ty?" - pyta złota rybka naszego rodaka. "Mój sąsiad ma dorodną mleczną krowę, rekordzistkę" - odpowiada. "I co, chciałbyś mieć jeszcze lepszą?" "Nie, chcę, żeby mu zdechła".
Bo Polak panicznie się boi, żeby nie być gorszym. Europa pyta, czy wolimy dopłaty nie od razu pełne, czy nic, a my nie rozumiemy pytania. Bo z jakiej racji ktoś ma mieć więcej?
Kiedy prasa rozdmuchała informację, że ktoś chce urządzić w pałacu w Wilanowie przyjęcie weselne, natychmiast odezwał się chór święcie oburzonych. Że profanacja, że kto to widział. A właśnie, że widział.
Przyjęcie w pałacu to wykorzystywanie obiektu zgodnie z jego przeznaczeniem. Jeśli ktoś chce za to zapłacić ogromne pieniądze, to problem jest tylko taki, żeby zabytek na tym nie ucierpiał. Na to są jednak metody. Tylko że oburzonym nie o to chodziło. Gdyby pałac był prywatny, nikt nie miałby nic do tego, ale że jest państwowy, czyli ukradziony, to jest wspólny. Niech więc lepiej idzie w ruinę, jak wiele innych zabytków, na których ratowanie pieniędzy nie ma, niżby ktoś bogaty miał z niego skorzystać.
Pojęciem sprawiedliwości szermuje także kiełkujący (czyli jedzący kiełki) geniusz ekonomiczny - minister finansów. Z okazji wprowadzenia podatku liniowego na Słowacji, wzorem państw, których gospodarki nabrały od tego przyspieszenia, pan
Kołodko ogłosił, że w Polsce też jest poda-
tek liniowy. Przynajmniej dla 95 proc. obywateli. Ponieważ ma być równość, więc reszta ma płacić nierównie więcej. Nieważne, że ci biedniejsi mogliby skorzystać. Ważne, żeby bogatszemu zdechła krowa.
Zrównać minister chce także twórców, ale odwrotnie. Ci mają mieć obowiązkowy podatek liniowy, bo żeby na tym skorzystać, musieliby zarabiać miesięcznie powyżej 20 tys. zł. Prawie wszyscy zatem stracą i to też jest sprawiedliwe, bo - zdaniem ministra - ze starego sposobu rozliczania korzystało wiele osób, które twórcami nie są. To tak, jakby zamknąć kopalnię, bo Kowalskiemu nie należy się dodatek górniczy.
Tyle o twórczości odpowiedzialnej. A co z tzw. radosną twórczością, na przykład w dziedzinie tratowania finansów publicznych? Czy minister przewidział dla siebie jakąś ulgę? Czy też ulgę odczujemy wszyscy dopiero, gdy go już nie będzie?
Bo Polak panicznie się boi, żeby nie być gorszym. Europa pyta, czy wolimy dopłaty nie od razu pełne, czy nic, a my nie rozumiemy pytania. Bo z jakiej racji ktoś ma mieć więcej?
Kiedy prasa rozdmuchała informację, że ktoś chce urządzić w pałacu w Wilanowie przyjęcie weselne, natychmiast odezwał się chór święcie oburzonych. Że profanacja, że kto to widział. A właśnie, że widział.
Przyjęcie w pałacu to wykorzystywanie obiektu zgodnie z jego przeznaczeniem. Jeśli ktoś chce za to zapłacić ogromne pieniądze, to problem jest tylko taki, żeby zabytek na tym nie ucierpiał. Na to są jednak metody. Tylko że oburzonym nie o to chodziło. Gdyby pałac był prywatny, nikt nie miałby nic do tego, ale że jest państwowy, czyli ukradziony, to jest wspólny. Niech więc lepiej idzie w ruinę, jak wiele innych zabytków, na których ratowanie pieniędzy nie ma, niżby ktoś bogaty miał z niego skorzystać.
Pojęciem sprawiedliwości szermuje także kiełkujący (czyli jedzący kiełki) geniusz ekonomiczny - minister finansów. Z okazji wprowadzenia podatku liniowego na Słowacji, wzorem państw, których gospodarki nabrały od tego przyspieszenia, pan
Kołodko ogłosił, że w Polsce też jest poda-
tek liniowy. Przynajmniej dla 95 proc. obywateli. Ponieważ ma być równość, więc reszta ma płacić nierównie więcej. Nieważne, że ci biedniejsi mogliby skorzystać. Ważne, żeby bogatszemu zdechła krowa.
Zrównać minister chce także twórców, ale odwrotnie. Ci mają mieć obowiązkowy podatek liniowy, bo żeby na tym skorzystać, musieliby zarabiać miesięcznie powyżej 20 tys. zł. Prawie wszyscy zatem stracą i to też jest sprawiedliwe, bo - zdaniem ministra - ze starego sposobu rozliczania korzystało wiele osób, które twórcami nie są. To tak, jakby zamknąć kopalnię, bo Kowalskiemu nie należy się dodatek górniczy.
Tyle o twórczości odpowiedzialnej. A co z tzw. radosną twórczością, na przykład w dziedzinie tratowania finansów publicznych? Czy minister przewidział dla siebie jakąś ulgę? Czy też ulgę odczujemy wszyscy dopiero, gdy go już nie będzie?
Więcej możesz przeczytać w 23/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.