Morze przemytników

Morze przemytników

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przez Bałtyk wiodą największe i najbardziej dochodowe szlaki przemytnicze w Europie
Zadziewięć miesięcy Bałtyk stanie się praktycznie morzem wewnętrznym Unii Europejskiej. Po jej rozszerzeniu tylko dwa porty - Sankt Petersburg i Kaliningrad - będą należeć do państw spoza UE. Daje to wszystkim nadbałtyckim rządom złudne poczucie bezpieczeństwa, żaden z nich nie myśli o takich inwestycjach w straż przybrzeżną, jakie poczyniły ostatnio Włochy, Hiszpania czy Grecja. Kraje nadbałtyckie zapominają o tym, że nie zostanie wprowadzona kontrola graniczna w cieśninach duńskich, a na Bałtyk będzie mógł wpłynąć każdy. Przemytnikom pozostanie jedynie wyładunek na pełnym morzu, dalej towarem zajmą się współpracujący z mafią pseudorybacy i pseudoturyści. O wzroście zagrożenia świadczą dane naszych służb morskich - w pierwszym półroczu tego roku wartość udaremnionego przez nie przemytu, w porównaniu z poprzednim rokiem, wzrosła o ponad 300 proc.! W Polsce i Szwecji dotarliśmy do organizatorów przemytu i przerzucanych drogą morską imigrantów.
- Na prowizorycznej szalupie dryfowaliśmy po morzu ponad 12 godzin, choć obiecywano nam, że dotrzemy do brzegu w kilkadziesiąt minut. Skrajnie wyczerpani dopłynęliśmy do wybrzeża Gotlandii - mówi "Wprost" Alexandru Murtianu, obywatel Mołdawii, który wraz z rodziną nielegalnie przedostał się z Łotwy do Szwecji. Za przerzut trzech osób musiał zapłacić organizatorom przemytu 7,5 tys. dolarów. Jeszcze kilka lat temu przemytnicy z Polski i nadbałtyckich krajów byłego ZSRR dowozili imigrantów bezpośrednio do skandynawskich portów. Kary za przemyt ludzi były bowiem niewielkie, a warunki pobytu w szwedzkim czy duńskim więzieniu o wiele lepsze niż warunki życia na Litwie, Łotwie czy w Estonii. Teraz jednak prawo zaostrzono, a za pomoc w przerzucie nielegalnych imigrantów na przykład do Szwecji można pójść za kratki nawet na pięć lat. Dlatego przemytnicy zmienili metody. Za te same pieniądze (2,5-3 tys. dolarów od osoby) dowożą imigrantów w pobliże skandynawskiego wybrzeża. Jeszcze na wodach międzynarodowych uchodźcy są wysadzani na pontony, prowizoryczne tratwy lub szalupy ratunkowe i od tej pory są zdani tylko na własne siły. Alexandru Murtianu i jego rodzina sami dopłynęli do wybrzeża Gotlandii. Potem dostali się na kontynent. Od kilku miesięcy ukrywają się w prowizorycznej kryjówce (opuszczony garaż) na przedmieściach Sztokholmu.

Morze trolli
Imigranci, których nie stać na przerzut do Skandynawii, odbywają krótszą i tańszą podróż - z portów rosyjskich do Polski. Do przemytu ludzi wykorzystywane są łodzie rybackie oraz wodoloty i statki kursujące między Polską i Rosją. - Za przerzut z Bałtijska do Gdańska albo ze Swietłego do Fromborka trzeba zapłacić tysiąc dolarów. Fałszywy paszport kosztuje dodatkowy tysiąc dolarów - mówi Tomasz, mieszkaniec Wrocławia, niedoszły absolwent prawa na tamtejszym uniwersytecie, który trudni się przemytem ludzi od prawie 10 lat. Trolli (tak nazywa się potocznie nielegalnych imigrantów) przeprowadzał już niemal przez wszystkie odcinki polskiej granicy. Reporterzy "Wprost" kontaktowali się z nim już kilka lat temu, kiedy zajmował się przerzutem Azjatów do Niemiec. Teraz mieszka w Elblągu. Jego zdaniem, drogą morską trafia do Polski co roku kilka tysięcy uchodźców; do Skandynawii - nawet ponad 30 tys.
Dla wielu nielegalnych uchodźców żegluga przez Bałtyk skończyła się tragicznie. Kilku martwych uciekinierów z Azji i Afryki znaleziono na trzech tratwach u wybrzeży Gotlandii. Nieoficjalnie mówi się, że lista śmiertelnych ofiar katastrofy promu "Jan Heweliusz" (w 1993 r. zatonął w drodze ze Świnoujścia do Ystad) jest większa, niż podawano. Na pokładzie, w zaplombowanych wagonach z meblami, miała się znajdować duża grupa uchodźców z Rumunii. Niemiecka prasa (m.in. "Der Spiegel") kilkakrotnie pisała, że nie wydobyto wraku, bo polski armator bał się międzynarodowego skandalu.
Na promie "Scandinavia", którym płynęliśmy z Gdańska do Nynäshamn, nie przyłapano jeszcze żadnych nielegalnych uchodźców. Statek kursuje na tej trasie jednak dopiero od kilku tygodni. Załogi innych promów pływających po Bałtyku są już przyzwyczajone do współdziałania ze służbami granicznymi zwalczającymi nielegalną migrację. - W wymagających tego sytuacjach ułatwiamy im wejście na prom. Nasi pracownicy ochrony mogą na życzenie urzędu celnego czy straży granicznej zwracać baczniejszą uwagę na zachowanie podejrzanych pasażerów - mówi Hilmar Larsen, duński kapitan promu "Duke of Scandinavia" (należącego do linii DFDS Seaways), pływającego z Gdańska do Trelleborga i Kopenhagi.


Morze narkotyków
Z Polski do Skandynawii biegnie jeden z największych narkotykowych szlaków przemytniczych. Przez polskie porty prowadzi też szlak przerzutu narkotyków z Ameryki Południowej. W tym roku policjanci z Centralnego Biura Śledczego udaremnili gigantyczny przemyt kokainy. Na pokładzie holenderskiego statku "Tanja", który przypłynął do Gdyni z Wenezueli, znaleziono 400 kg narkotyków wartych prawie 80 mln zł. Kilkakrotnie udało się też przyłapać kurierów szmuglujących amfetaminę z Polski do Skandynawii. Większości przemycanej amfetaminy służbom granicznym nie udaje się jednak przejąć. Kurierzy przewożą zazwyczaj niewielkie ilości. By je przechwycić, na granicy trzeba by drobiazgowo kontrolować każdego pasażera. Promy zabierają na pokład nawet po 2 tys. osób. Taka kontrola całkowicie sparaliżowałaby ruch. - Codziennie na promach pływających z Polski do Skandynawii podróżuje przynajmniej 20-30 kurierów. Każdy ma przy sobie po kilkanaście porcji narkotyku - mówi 25-letni student z Gdyni, który przedstawił się jako Andrzej. Spotkaliśmy się z nim w Gdańsku. Przygotowywał się właśnie do kolejnego narkotykowego rejsu do Skandynawii. - Na szmuglu można zarobić wielkie pieniądze. Grupy są świetnie zorganizowane. Liczą wiele osób. Udaje nam się odebrać im tylko część towaru - mówi "Wprost" Matt Pettersen, szef biura ds. zwalczania przestępczości narkotykowej w komendzie krajowej policji w Sztokholmie.

Morze wódki
Przez Bałtyk przemyca się niemal wszystko. - Wśród skonfiskowanych towarów, oprócz narkotyków, papierosów i alkoholu, są m.in. kasety wideo, programy komputerowe, płyty DVD, broń, amunicja, biżuteria, zegarki, odzież - mówi komandor podporucznik Ireneusz Bieniecki z Morskiego Oddziału Straży Granicznej.
Przemytnicze rekiny skutecznie kamuflują się w morzu przemytniczych płotek: Bałtyk to w praktyce jedna wielka strefa wolnocłowa. Tani alkohol i papierosy na statkach i promach kupują Polacy, Szwedzi, Niemcy i Duńczycy. 20 mln pasażerów rocznie zaopatruje się w pływających po Bałtyku sklepach wolnocłowych. Można je wykorzystywać na różne sposoby. Większe ilości alkoholu wyrzucane są ze statków do wody. Towar, ukryty w specjalnych pojemnikach, wyławiany jest później przez załogi łodzi rybackich. Tak było prawdopodobnie w wypadku duńskiego statku "Lake Pejo", którego załoga została aresztowana w Świnoujściu. Na statku znaleziono papierosy warte 1,5 mln zł. Sukces polskich organów ścigania szybko zamienił się jednak w porażkę. Zwolniona z aresztu załoga kilka tygodni temu pod osłoną nocy uprowadziła statek i zmyliła pogoń służb granicznych.
Problem przestępczości na Bałtyku jest na tyle poważny, że policje krajów nadbałtyckich utworzyły specjalną organizację do jej zwalczania. - W ramach Baltcomu, czyli Grupy Zadaniowej ds. Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej Regionu Morza Bałtyckiego, przeprowadzamy wspólne operacje. W ostatnich dwóch latach ta współpraca zaowocowała m.in. odebraniem przemytnikom ponad 120 kg amfetaminy i zatrzymaniem 77 przestępców - mówi nadkomisarz Zbigniew Matwiej z Komendy Głównej Policji. Współpracują też służby graniczne. W porcie w Gdańsku spotkaliśmy litewskich pograniczników i celników, którzy wraz z funkcjonariuszami polskich służb granicznych kontrolowali prom "Scandinavia". - W zwalczaniu przemytu najlepiej pracuje się nam właśnie z polskimi służbami. Ale wymieniamy się informacjami także z innymi krajami. Z sukcesami - mówi "Wprost" kapitan Rokas Pukinskas z litewskiej straży granicznej.
Przemytnicy, z którymi rozmawialiśmy, są jednak przekonani, że towar odbierany im przez służby graniczne to tylko niewielka część całego interesu. Wartość przemycanego co roku przez polskie porty towaru sięga kilku miliardów złotych. I wartość ta będzie rosła, bo Polska, pochłonięta uszczelnianiem granicy wschodniej, nie inwestuje w ochronę wybrzeża.
Więcej możesz przeczytać w 33/2003 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Spis treści tygodnika Wprost nr 33/2003 (1081)