Na Ukrainie i Białorusi dojdzie do konfliktu interesów Rosji i Unii Europejskiej
Rosja roku 2004 uporała się już z kryzysem tożsamości po rozpadzie systemu komunistycznego i tworzy państwo narodowe. Pogodziła się też z tym, że ma status regionalnej potęgi w świecie jednobiegunowym, zdominowanym przez USA. Gospodarka rosyjska obudziła się z posowieckiego letargu, a Moskwę uznano na Zachodzie za partnera, zwłaszcza w sprawach bezpieczeństwa.
Unia Europejska z kolei przeszła ciężką próbę, jaką był spór o wojnę w Iraku. Przyjęcie państw, które w latach 2002-2003 czynnie wspierały Amerykanów, świadczy o odwadze Brukseli i oznacza, że zaczyna się nowy okres w historii UE. Nie wiemy, czy unia złożona z 25 państw poradzi sobie z integracją i stanie się mocarstwem gospodarczym i politycznym świata XXI wieku, czy też przyjęcie krajów leżących na obrzeżach nowej Europy zachwieje jej polityczną strukturą, a europeizacja państw zrzeszonych w dawnej RWPG osłabi pozycję państw leżących dotychczas w centrum Europy.
Jeśli Bruksela zdecyduje się na kontynuowanie idei ekspansji, UE będzie się rozszerzać na wschód. Oczywistym kierunkiem tej ekspansji jest Wspólnota Niepodległych Państw. Jeśli strategia "nowego sąsiedztwa" będzie realizowana w tempie podobnym do tego, w jakim wprowadzano program "Partnerstwo dla Pokoju", początkowo przedstawiany przez NATO jako rozwiązanie alternatywne wobec poszerzenia paktu, dojdzie do konfliktu interesów Rosji i unii, w szczególności na Ukrainie i Białorusi. Konfliktu, którego zaczątki już można zauważyć. To, czy koncepcja "liberalnego imperium", do jakiej zaczął nakłaniać Anatolij Czubajs, przywódca reformatorów i liberałów rosyjskich, mająca doprowadzić do odbudowy rosyjskiej gospodarki, do rozwoju przedsiębiorstw prywatnych oraz współpracy z niezależnymi byłymi republikami ZSRR zwycięży z ideą "nowego sąsiedztwa", będzie zależało od zręczności politycznej, inwestycji poczynionych przez konkurujące strony, Rosję i UE, a ponadto - rzecz jasna - od politycznej decyzji "narzeczonych", czyli byłych republik ZSRR.
Koncepcja tzw. wymiaru wschodniego unii, zaproponowana przez Warszawę, wywołuje w Moskwie irytację, ale nie ma większego znaczenia. Ważne są przecież w tym wypadku interesy Brukseli, Berlina, Paryża, a także Waszyngtonu, który coraz bardziej interesuje się nową federacją byłych republik ZSRR. Rosja nie zamierza - a Zachód jej o to nie podejrzewa - pozbawiać niepodległości byłych republik. Konkurencja, choć zaciekła i bezwzględna, odbywa się pokojowo - można mówić o zimnym pokoju, lecz nie o zimnej wojnie. Optymizmem napawa także to, że nowa wspólnota niepodległych państw, niezależnie od wyniku tej konkurencji, raczej zyska, niż straci pod względem gospodarczym i społecznym.
W Moskwie ujawniły się obawy, że nowe państwa unii, z balastem negatywnych wspomnień i doświadczeń, będą podsycać antyrosyjskie nastroje w Brukseli. Rosja zrobiła wszystko, by wykluczyć taki scenariusz, gdy opracowywała dokumenty podpisane 27 kwietnia. W pewnej mierze te obawy należą do przeszłości. Po dziesięcioleciu niepodległości państwa Europy Środkowej i kraje nadbałtyckie nauczyły się myśleć pragmatycznie, co jest szczególnie widoczne w nastawieniu Litwy i Estonii. Państwa te, mając zapewnione bezpieczeństwo dzięki członkostwu w NATO i UE, zaczynają postrzegać Rosję nie jako zagrożenie, lecz gospodarczą szansę. Członkostwo w UE przyczyni się do normalizacji stosunków nowych państw unii z Rosją.
Najistotniejsza dla Rosji pozostaje kwestia Kaliningradu. Na szczęście to problem regionalny. Większość ekspertów przyznaje, że klucz do jego rozwiązania leży w Moskwie, ale nie ma wątpliwości, że wobec szczególnego położenia Kaliningradu ścisła współpraca Rosji ze "starą" i "nową" unią jest konieczna.
Podczas negocjacji poprzedzających poszerzenie unii Rosja zdołała uzyskać ustępstwa ze strony federacji europejskiej. Ostatnie wydarzenia dowodzą skuteczności negocjacji prowadzonych na dwóch poziomach - jednocześnie z Brukselą i najważniejszymi państwami unii. W poszerzonej UE, szczególnie na początku, ta praktyka powinna się okazać jeszcze bardziej skuteczna. Technika rozmów i podejmowane decyzje nie zmienią faktu, który zrozumiano już w Moskwie, że wszyscy jadą na tym samym wózku.
Irina Kobrinskaja
Unia Europejska z kolei przeszła ciężką próbę, jaką był spór o wojnę w Iraku. Przyjęcie państw, które w latach 2002-2003 czynnie wspierały Amerykanów, świadczy o odwadze Brukseli i oznacza, że zaczyna się nowy okres w historii UE. Nie wiemy, czy unia złożona z 25 państw poradzi sobie z integracją i stanie się mocarstwem gospodarczym i politycznym świata XXI wieku, czy też przyjęcie krajów leżących na obrzeżach nowej Europy zachwieje jej polityczną strukturą, a europeizacja państw zrzeszonych w dawnej RWPG osłabi pozycję państw leżących dotychczas w centrum Europy.
Jeśli Bruksela zdecyduje się na kontynuowanie idei ekspansji, UE będzie się rozszerzać na wschód. Oczywistym kierunkiem tej ekspansji jest Wspólnota Niepodległych Państw. Jeśli strategia "nowego sąsiedztwa" będzie realizowana w tempie podobnym do tego, w jakim wprowadzano program "Partnerstwo dla Pokoju", początkowo przedstawiany przez NATO jako rozwiązanie alternatywne wobec poszerzenia paktu, dojdzie do konfliktu interesów Rosji i unii, w szczególności na Ukrainie i Białorusi. Konfliktu, którego zaczątki już można zauważyć. To, czy koncepcja "liberalnego imperium", do jakiej zaczął nakłaniać Anatolij Czubajs, przywódca reformatorów i liberałów rosyjskich, mająca doprowadzić do odbudowy rosyjskiej gospodarki, do rozwoju przedsiębiorstw prywatnych oraz współpracy z niezależnymi byłymi republikami ZSRR zwycięży z ideą "nowego sąsiedztwa", będzie zależało od zręczności politycznej, inwestycji poczynionych przez konkurujące strony, Rosję i UE, a ponadto - rzecz jasna - od politycznej decyzji "narzeczonych", czyli byłych republik ZSRR.
Koncepcja tzw. wymiaru wschodniego unii, zaproponowana przez Warszawę, wywołuje w Moskwie irytację, ale nie ma większego znaczenia. Ważne są przecież w tym wypadku interesy Brukseli, Berlina, Paryża, a także Waszyngtonu, który coraz bardziej interesuje się nową federacją byłych republik ZSRR. Rosja nie zamierza - a Zachód jej o to nie podejrzewa - pozbawiać niepodległości byłych republik. Konkurencja, choć zaciekła i bezwzględna, odbywa się pokojowo - można mówić o zimnym pokoju, lecz nie o zimnej wojnie. Optymizmem napawa także to, że nowa wspólnota niepodległych państw, niezależnie od wyniku tej konkurencji, raczej zyska, niż straci pod względem gospodarczym i społecznym.
W Moskwie ujawniły się obawy, że nowe państwa unii, z balastem negatywnych wspomnień i doświadczeń, będą podsycać antyrosyjskie nastroje w Brukseli. Rosja zrobiła wszystko, by wykluczyć taki scenariusz, gdy opracowywała dokumenty podpisane 27 kwietnia. W pewnej mierze te obawy należą do przeszłości. Po dziesięcioleciu niepodległości państwa Europy Środkowej i kraje nadbałtyckie nauczyły się myśleć pragmatycznie, co jest szczególnie widoczne w nastawieniu Litwy i Estonii. Państwa te, mając zapewnione bezpieczeństwo dzięki członkostwu w NATO i UE, zaczynają postrzegać Rosję nie jako zagrożenie, lecz gospodarczą szansę. Członkostwo w UE przyczyni się do normalizacji stosunków nowych państw unii z Rosją.
Najistotniejsza dla Rosji pozostaje kwestia Kaliningradu. Na szczęście to problem regionalny. Większość ekspertów przyznaje, że klucz do jego rozwiązania leży w Moskwie, ale nie ma wątpliwości, że wobec szczególnego położenia Kaliningradu ścisła współpraca Rosji ze "starą" i "nową" unią jest konieczna.
Podczas negocjacji poprzedzających poszerzenie unii Rosja zdołała uzyskać ustępstwa ze strony federacji europejskiej. Ostatnie wydarzenia dowodzą skuteczności negocjacji prowadzonych na dwóch poziomach - jednocześnie z Brukselą i najważniejszymi państwami unii. W poszerzonej UE, szczególnie na początku, ta praktyka powinna się okazać jeszcze bardziej skuteczna. Technika rozmów i podejmowane decyzje nie zmienią faktu, który zrozumiano już w Moskwie, że wszyscy jadą na tym samym wózku.
Irina Kobrinskaja
Polska z góry |
---|
Polska jest mi bardzo bliska. W ostatnich latach najczęściej oglądam ją jednak z góry, z pokładu samolotu Moskwa - Berlin - usłyszałem kilka dni temu od wybitnego rosyjskiego pisarza Wiktora Jerofiejewa. Trudno o lepszą metaforę stosunków, łączących Federację Rosyjską z nowymi członkami Unii Europejskiej. Podczas piątkowego szczytu rosyjsko-unijnego w Moskwie zasadniczym tematem rozmów było wejście Rosji do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Negocjacje ministra Germana Grefa i komisarza Pascala Lamy'ego trwały całą noc. Przywódcy 26 państw podczas uroczystego posiedzenia szczytu na Kremlu nerwowo patrzyli na zegarki, zastanawiając się, czy zdążą. Zdążyli. UE poprze członkostwo Moskwy w WTO w zamian za liberalizację rosyjskiego rynku gazowego (w ciągu pięciu lat ceny rynkowe gazu w Rosji mają wzrosnąć dwukrotnie), obniżkę ceł i ratyfikację niechcianego przez Rosję protokołu z Kioto nakazującego zmniejszenie emisji tak zwanych gazów cieplarnianych. Wszystkie te informacje są dla Polski dobre. Zarazem jednak oznaczają, że skończyła się epoka rozmów o dialogu polsko-rosyjskim. Politycy w Moskwie, których pytałem o ten dialog, wzruszali ramionami: o czym tu rozmawiać? Gospodarka - to załatwiamy z Brukselą, przecież ani cła, ani decyzje o tranzycie od was nie zależą. Wymiar wschodni unii? - Wybacz, mówi mi rosyjski deputowany - ale uważamy go za antyrosyjski i nie będziemy gadać z wami, ale z Niemcami i Francją, by nie dopuściły do jego wprowadzenia. Rosja zamierza zachować wpływy w Europie Środkowej, zwłaszcza w krajach nadbałtyckich. Nie potrzebuje jednak dialogu politycznego z regionem. Będzie oddziaływała, utrzymując monopol w dziedzinie energetyki i naciskając na Paryż, Berlin i Brukselę, aby wprowadzano dla Rosjan specjalne prawa w kontaktach z UE. Moskwa dostrzegła Brukselę, co więcej - uznała, że to miejsce ważne. To sprawiło, że dużo mniej istotne dla niej stały się Warszawa czy Budapeszt. - Powinniśmy rozmawiać o współpracy i wymianie kulturalnej z Polską - mówi Andriej Iłłarionow, doradca prezydenta Putina. Dobre i to, bo inne pola dialogu wydają się na razie jałowe. Jerzy Marek Nowakowski z Moskwy |
Więcej możesz przeczytać w 22/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.