Bez Stefana Bratkowskiego trudno sobie wyobrazić polskie dziennikarstwo i publiczną debatę o Polsce Jedyna pociecha w tym, że skoro zajął się przyszłością Europy, odetchniemy tutaj w Polsce odrobinę od czaru i magii jego osobliwych poglądów" - tak w 1983 r. publicystykę Stefana Bratkowskiego oceniał Wojciech Roszewski w antykościelnym piśmie "Argumenty". Dziś już wiadomo, że osobliwe poglądy mieli raczej redaktorzy "Argumentów" i ich mocodawcy w PZPR, bo i gazeta, i partia dawno zniknęły. Tymczasem Bratkowski, obchodzący właśnie 70. urodziny, nadal pisze i jest czytany przez kolejne pokolenia Polaków. Trudno sobie wyobrazić bez Bratkowskiego nie tylko polskie dziennikarstwo, ale i publiczną debatę o Polsce. Można powiedzieć, że Bratkowski przejął pałeczkę po Stefanie Kisielewskim, tyle że doprawił go odrobiną Ksawerego Pruszyńskiego.
Karierę dziennikarską Bratkowski rozpoczynał w latach 50. w "Po prostu". W latach 70. prowadził znakomity dodatek do "Życia Warszawy" - "Życie i Nowoczesność". Popularyzował w nim nowatorskie rozwiązania techniczne i gospodarcze. To, jak pisano w "ŻiN", na tyle różniło się od reżimowej prasy, że komunistyczne władze zdecydowały się zlikwidować dodatek. Później Bratkowski organizował konserwatorium "Doświadczenie i Przyszłość". Przygotowywane wtedy raporty o stanie Polski okazały się jednym z najważniejszych osiągnięć intelektualnych przedsierpniowej opozycji. W latach 1980-1990 kierował Stowarzyszeniem Dziennikarzy Polskich (od 1991 r. jest honorowym prezesem SDP). Był członkiem Klubu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. Krótko prezesował Spółdzielni Wydawniczej Czytelnik.
Bratkowski napisał m.in. "Skąd przychodzimy", "Oddalający się kontynent", "Nowy Marsyliusz, czyli społeczeństwo inteligentne", "Wiosna Europy", "Najkrótsza historia Polski", "Nieco inna historia cywilizacji. Dzieje banków, bankierów i obrotu pieniężnego", "Pod wspólnym niebem. Krótka historia Żydów w Polsce i stosunków polsko-żydowskich", a także scenariusz serialu telewizyjnego "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy". Jest niestrudzonym rzecznikiem oddolnego samoorganizowania się. Namawia do tworzenia towarzystw ubezpieczeń wzajemnych, komunalnych kas oszczędnościowych i bankowości spółdzielczej. Bratkowski to wybitny znawca historii Niemiec, dlatego jego głos w sprawach współczesnej RFN jest uważnie słuchany. "W tym, o co walczy, jest pozytywistą, w sposobie, w jaki walczy - romantykiem" - napisał o nim Ryszard Kapuściński.
O jubilacie opowiedzieli nam jego przyjaciele i współpracownicy.
A jak autorytet
Maciej Rybiński
publicysta "Rzeczpospolitej"
Niedawno w Radiu TOK FM rozmawiałem z jednym z satyryków. Zeszliśmy na alkohole. Po kolei omawialiśmy różne gatunki i zatrzymaliśmy się na wódce żołądkowej gorzkiej, rozprawiając o jej leczniczych właściwościach. Kilka dni później otrzymałem w paczce kilka butelek od producenta tegoż alkoholu. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić, więc zadzwoniłem do Stefana Bratkowskiego. Poradził mi, abym wódkę wypił, a oszacowaną wartość przesyłki wpłacił na cele charytatywne. I tak zrobiłem. Bratkowski jest nie tylko znakomitym publicystą, sprawdzonym przyjacielem, oazą rozsądku ekonomicznego i fechmistrzem w przypominaniu tego, co w polskiej historii najlepsze oraz co powinniśmy naśladować, ale przede wszystkim jest jedynym znanym mi autorytetem moralnym.
C jak człowiek prowincji
Ojciec Wacław Oszajca
jezuita, redaktor naczelny "Przeglądu Powszechnego"
Bratkowski jest człowiekiem prowincji. Wydobywa z niej wartościowych ludzi, promuje ich. Chrześcijanie powinni mu być wdzięczni, że przypomina księży, którzy potrafili połączyć religię z ekonomią. Wiara bez uczynków jest przecież martwa. Stefan patrzy na gospodarkę jak na dzieło człowieka, w którym pokazujemy to, co w nas najlepsze. Jest ogromnie pracowity, a jednocześnie dostępny. Kocha się dzielić tym, czego się nauczył. Nigdy mi nie odmówił, ilekroć zapraszałem go do programów telewizyjnych czy radiowych.
G jak gra z cenzurą
Witold Kieżun
profesor w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie
W 1971 r. Stefan Bratkowski zaprosił mnie na rozmowę na temat patologii organizacji w Polsce. Miała się ukazać w cotygodniowym dodatku do "Życia Warszawy" - "Życiu i Nowoczesności". - No dobrze - powiedziałem - mogę o tym mówić, ale przecież to się nie ukaże.
- Zobaczysz, że się ukaże. Kup następny numer - zachęcał Stefan. Rozmawialiśmy późnym wieczorem w środę. Nieprzypadkowo. Rozmowa ukazała się następnego dnia - na całą stronę. Dodatek wydawany był w czwartki, bo w piątki ukazywały się nowe zalecenia cenzury. Bratkowski działał wyprzedzająco. Potrafił prowadzić umiejętną grę z cenzorami.
H jak hiperoptymizm
Krystyna Mokrosińska
prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
Stefan nie lubi, aby o nim dużo mówić, aby dmuchać balon z jego nazwiskiem. Kiedy zaproponowałam zrobienie o nim filmu, nie chciał o tym słyszeć. Uważa, że wielkich rzeczy nie robi się, grzmiąc w trąby. Poza skromnością charakteryzuje go optymizm. Niedawno odgrzebałam w archiwum telewizyjnym jego wypowiedź po zwycięstwie wyborczym opozycji w 1989 r. Mówił o szansach, jakie się wtedy otwierały przed Polską. Oceniając z dzisiejszej perspektywy, był hiperoptymistą. I po piętnastu latach w ogóle się nie zmienił. Mimo wielu afer i skandali nadal z optymizmem patrzy w przyszłość.
I jak idealista
Lech Wałęsa
były prezydent RP
W PRL Stefan Bratkowski był bardzo ważnym człowiekiem. Miał dobre kontakty z komunistami, a jednocześnie był po stronie patriotycznej. Pamiętam też jego "Gazety Dźwiękowe" w okresie podziemnej "Solidarności". Zwracał w nich uwagę na ważne problemy i to służyło naszej sprawie. Dla mnie jest idealistą. Lewicowcem, ale wyjątkowo porządnym lewicowcem.
K jak kompetencje
Prof. Andrzej Piekara
dyrektor Centrum Studiów Samorządu Terytorialnego i Rozwoju Lokalnego
Uniwersytetu Warszawskiego
Poznałem Stefana w 1954 r. - byłem wtedy świeżo upieczonym asystentem na uniwersytecie, a Stefan - studentem. Jest dla mnie niedoścignionym wzorem inteligenta i obywatela. Zawsze myślał w kategoriach obywatelskich, narodowych i zdroworozsądkowych. W trudnych warunkach PRL potrafił inspirować do twórczych działań i promować ludzi niezależnie myślących. A wtedy była to nie lada sztuka. Musiał bić głową w ortodoksyjny marksistowsko-leninowski mur tępoty i prywaty. W dziedzinie historii i prawa ma takie kompetencje, że tylko przez skromność nie dorobił się doktoratu.
M jak mnóstwo pomysłów
Teresa Bogucka
publicystka "Gazety Wyborczej"
Czytałam jego artykuły i książki w głębokiej PRL, a poznaliśmy się w okresie stanu wojennego. Teraz mieszkamy naprzeciwko siebie. Często spotykam go przed kioskiem. Jest bardzo dobrze wychowany i zazwyczaj zaczyna od tego, że ślicznie dziś wyglądam. Potem dyskutujemy o sprawach bieżących. Zawsze ma mnóstwo pomysłów. Jest głęboko przekonany, że jak się wszyscy zbierzemy, to wiele spraw uda się naprawić. Jest rzecznikiem rzetelnej, sensownej pracy u podstaw. Jest dziewiętnastowiecznym organicznikiem z rozmachem i pomysłami na miarę XXI wieku.
N jak numer 1
Janusz Kochanowski
prawnik, prezes fundacji Ius et Lex
Powiedziałem komuś, że mam się spotkać ze Stefanem Bratkowskim. - A..., Bratkowski, ten synonim dziennikarstwa - usłyszałem komentarz. To prawda. Dla mnie Stefan Bratkowski jest absolutnym numerem 1 polskiego dziennikarstwa. W czasach PRL nie znałem go, ale czytywałem. Stefan Kisielewski i on byli wtedy odtrutką na rzeczywistość. Dzięki nim odzyskiwałem równowagę. Bratkowski zasiada w radzie fundacji Ius et Lex. Ma nieugiętą, młodzieńczą wiarę w sens tego, co robimy. Zazdroszczę mu tego, bo ja wiele rzeczy robię z zaciśniętymi zębami. Robię, bo tak powinienem, a on, bo to się uda.
O jak opiekuńczy
Mirosław Chojecki
w PRL członek KOR, niezależny wydawca, obecnie producent telewizyjny
Był sierpień 1980 r., przebywałem ze swoimi synami w Dębkach nad morzem. Namiot rozbiliśmy tuż obok domku Stefana Bratkowskiego. 14 sierpnia, pierwszego dnia strajku, wraz z Ewą Milewicz i Konradem Bielińskim pojechaliśmy do Stoczni Gdańskiej, bo bardzo potrzebowali drukarzy. Dzieci zostawiłem pod opiekuńczym okiem Stefana. I tak było przez następne dni. Ja obalałem reżim, a on zajmował się moimi dziećmi. Codziennie proponował, że możemy się zamienić rolami. Za każdym razem prosiłem jednak: "Stefan, jeszcze dziś zostań z chłopcami. Jutro pojedziesz". Aż kiedyś jutra nie było, bo zostałem aresztowany. I tak oto przeze mnie, a raczej przez SB, ominęło go największe wydarzenie w czasach PRL.
P jak przyzwoity
Maciej Łukasiewicz
były redaktor naczelny "Rzeczpospolitej"
To człowiek publicznej służby. Zawsze taki był - i za komuny, i w wolnej Polsce. Nazywa się go romantykiem, pozytywistą, a nawet naiwniakiem. A on jest po prostu przyzwoity. I bezkompromisowy. Przynosi na przykład tekst, który jest według mnie kompletnie oderwany od rzeczywistości. Według mnie, bo on widzi to inaczej. Mówię mu: - Stefan, ja ci tego nie wydrukuję. Nie ma mowy. - W takim razie zrywam współpracę - odpowiada bez namysłu. Stefana kupuje się albo z dobrodziejstwem inwentarza, albo wcale. Jest trudnym współpracownikiem, ale niezwykle kochanym.
S jak solidarność
Ryszard Tupin
dyrektor Departamentu Prawnego Ministerstwa Skarbu Państwa
W środowisku dziennikarskim krążyła plotka, że gdy ogłoszono stan wojenny, zapomniano internować Stefana Bratkowskiego, mimo że na to solennie zasłużył. Po prostu jakiś ubek się pomylił. Stefan miał potem wychodzić na ulicę w płaszczu, kapeluszu i ciemnych okularach, aby sprowokować aresztowanie i dołączyć do przyjaciół. Bo Bratkowski ceni przyjaźń i solidarność. Poznałem go przy okazji sejmowych bojów o komunalne kasy oszczędnościowe na początku lat 90. Szkoda, że pożyteczne idee Stefana tak rzadko są doceniane przez rządzących.
W jak wiecznie młody
Leszek Balcerowicz
prezes Narodowego Banku Polskiego
Stefan Bratkowski to człowiek wiecznie młody, który ma najcenniejszy rodzaj młodości - młodość ducha. Erudyta o imponującym zakresie zainteresowań - od demokracji starożytnej Grecji po finanse i bankowość. Człowiek czynu, wielki pozytywista, autor godnych uwagi, wartościowych inicjatyw. Pasja, wiedza, czyn - jakie to rzadkie i cenne połączenie.
Fot. Z. Furman
Bratkowski napisał m.in. "Skąd przychodzimy", "Oddalający się kontynent", "Nowy Marsyliusz, czyli społeczeństwo inteligentne", "Wiosna Europy", "Najkrótsza historia Polski", "Nieco inna historia cywilizacji. Dzieje banków, bankierów i obrotu pieniężnego", "Pod wspólnym niebem. Krótka historia Żydów w Polsce i stosunków polsko-żydowskich", a także scenariusz serialu telewizyjnego "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy". Jest niestrudzonym rzecznikiem oddolnego samoorganizowania się. Namawia do tworzenia towarzystw ubezpieczeń wzajemnych, komunalnych kas oszczędnościowych i bankowości spółdzielczej. Bratkowski to wybitny znawca historii Niemiec, dlatego jego głos w sprawach współczesnej RFN jest uważnie słuchany. "W tym, o co walczy, jest pozytywistą, w sposobie, w jaki walczy - romantykiem" - napisał o nim Ryszard Kapuściński.
O jubilacie opowiedzieli nam jego przyjaciele i współpracownicy.
A jak autorytet
Maciej Rybiński
publicysta "Rzeczpospolitej"
Niedawno w Radiu TOK FM rozmawiałem z jednym z satyryków. Zeszliśmy na alkohole. Po kolei omawialiśmy różne gatunki i zatrzymaliśmy się na wódce żołądkowej gorzkiej, rozprawiając o jej leczniczych właściwościach. Kilka dni później otrzymałem w paczce kilka butelek od producenta tegoż alkoholu. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić, więc zadzwoniłem do Stefana Bratkowskiego. Poradził mi, abym wódkę wypił, a oszacowaną wartość przesyłki wpłacił na cele charytatywne. I tak zrobiłem. Bratkowski jest nie tylko znakomitym publicystą, sprawdzonym przyjacielem, oazą rozsądku ekonomicznego i fechmistrzem w przypominaniu tego, co w polskiej historii najlepsze oraz co powinniśmy naśladować, ale przede wszystkim jest jedynym znanym mi autorytetem moralnym.
C jak człowiek prowincji
Ojciec Wacław Oszajca
jezuita, redaktor naczelny "Przeglądu Powszechnego"
Bratkowski jest człowiekiem prowincji. Wydobywa z niej wartościowych ludzi, promuje ich. Chrześcijanie powinni mu być wdzięczni, że przypomina księży, którzy potrafili połączyć religię z ekonomią. Wiara bez uczynków jest przecież martwa. Stefan patrzy na gospodarkę jak na dzieło człowieka, w którym pokazujemy to, co w nas najlepsze. Jest ogromnie pracowity, a jednocześnie dostępny. Kocha się dzielić tym, czego się nauczył. Nigdy mi nie odmówił, ilekroć zapraszałem go do programów telewizyjnych czy radiowych.
G jak gra z cenzurą
Witold Kieżun
profesor w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie
W 1971 r. Stefan Bratkowski zaprosił mnie na rozmowę na temat patologii organizacji w Polsce. Miała się ukazać w cotygodniowym dodatku do "Życia Warszawy" - "Życiu i Nowoczesności". - No dobrze - powiedziałem - mogę o tym mówić, ale przecież to się nie ukaże.
- Zobaczysz, że się ukaże. Kup następny numer - zachęcał Stefan. Rozmawialiśmy późnym wieczorem w środę. Nieprzypadkowo. Rozmowa ukazała się następnego dnia - na całą stronę. Dodatek wydawany był w czwartki, bo w piątki ukazywały się nowe zalecenia cenzury. Bratkowski działał wyprzedzająco. Potrafił prowadzić umiejętną grę z cenzorami.
H jak hiperoptymizm
Krystyna Mokrosińska
prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
Stefan nie lubi, aby o nim dużo mówić, aby dmuchać balon z jego nazwiskiem. Kiedy zaproponowałam zrobienie o nim filmu, nie chciał o tym słyszeć. Uważa, że wielkich rzeczy nie robi się, grzmiąc w trąby. Poza skromnością charakteryzuje go optymizm. Niedawno odgrzebałam w archiwum telewizyjnym jego wypowiedź po zwycięstwie wyborczym opozycji w 1989 r. Mówił o szansach, jakie się wtedy otwierały przed Polską. Oceniając z dzisiejszej perspektywy, był hiperoptymistą. I po piętnastu latach w ogóle się nie zmienił. Mimo wielu afer i skandali nadal z optymizmem patrzy w przyszłość.
I jak idealista
Lech Wałęsa
były prezydent RP
W PRL Stefan Bratkowski był bardzo ważnym człowiekiem. Miał dobre kontakty z komunistami, a jednocześnie był po stronie patriotycznej. Pamiętam też jego "Gazety Dźwiękowe" w okresie podziemnej "Solidarności". Zwracał w nich uwagę na ważne problemy i to służyło naszej sprawie. Dla mnie jest idealistą. Lewicowcem, ale wyjątkowo porządnym lewicowcem.
K jak kompetencje
Prof. Andrzej Piekara
dyrektor Centrum Studiów Samorządu Terytorialnego i Rozwoju Lokalnego
Uniwersytetu Warszawskiego
Poznałem Stefana w 1954 r. - byłem wtedy świeżo upieczonym asystentem na uniwersytecie, a Stefan - studentem. Jest dla mnie niedoścignionym wzorem inteligenta i obywatela. Zawsze myślał w kategoriach obywatelskich, narodowych i zdroworozsądkowych. W trudnych warunkach PRL potrafił inspirować do twórczych działań i promować ludzi niezależnie myślących. A wtedy była to nie lada sztuka. Musiał bić głową w ortodoksyjny marksistowsko-leninowski mur tępoty i prywaty. W dziedzinie historii i prawa ma takie kompetencje, że tylko przez skromność nie dorobił się doktoratu.
M jak mnóstwo pomysłów
Teresa Bogucka
publicystka "Gazety Wyborczej"
Czytałam jego artykuły i książki w głębokiej PRL, a poznaliśmy się w okresie stanu wojennego. Teraz mieszkamy naprzeciwko siebie. Często spotykam go przed kioskiem. Jest bardzo dobrze wychowany i zazwyczaj zaczyna od tego, że ślicznie dziś wyglądam. Potem dyskutujemy o sprawach bieżących. Zawsze ma mnóstwo pomysłów. Jest głęboko przekonany, że jak się wszyscy zbierzemy, to wiele spraw uda się naprawić. Jest rzecznikiem rzetelnej, sensownej pracy u podstaw. Jest dziewiętnastowiecznym organicznikiem z rozmachem i pomysłami na miarę XXI wieku.
N jak numer 1
Janusz Kochanowski
prawnik, prezes fundacji Ius et Lex
Powiedziałem komuś, że mam się spotkać ze Stefanem Bratkowskim. - A..., Bratkowski, ten synonim dziennikarstwa - usłyszałem komentarz. To prawda. Dla mnie Stefan Bratkowski jest absolutnym numerem 1 polskiego dziennikarstwa. W czasach PRL nie znałem go, ale czytywałem. Stefan Kisielewski i on byli wtedy odtrutką na rzeczywistość. Dzięki nim odzyskiwałem równowagę. Bratkowski zasiada w radzie fundacji Ius et Lex. Ma nieugiętą, młodzieńczą wiarę w sens tego, co robimy. Zazdroszczę mu tego, bo ja wiele rzeczy robię z zaciśniętymi zębami. Robię, bo tak powinienem, a on, bo to się uda.
O jak opiekuńczy
Mirosław Chojecki
w PRL członek KOR, niezależny wydawca, obecnie producent telewizyjny
Był sierpień 1980 r., przebywałem ze swoimi synami w Dębkach nad morzem. Namiot rozbiliśmy tuż obok domku Stefana Bratkowskiego. 14 sierpnia, pierwszego dnia strajku, wraz z Ewą Milewicz i Konradem Bielińskim pojechaliśmy do Stoczni Gdańskiej, bo bardzo potrzebowali drukarzy. Dzieci zostawiłem pod opiekuńczym okiem Stefana. I tak było przez następne dni. Ja obalałem reżim, a on zajmował się moimi dziećmi. Codziennie proponował, że możemy się zamienić rolami. Za każdym razem prosiłem jednak: "Stefan, jeszcze dziś zostań z chłopcami. Jutro pojedziesz". Aż kiedyś jutra nie było, bo zostałem aresztowany. I tak oto przeze mnie, a raczej przez SB, ominęło go największe wydarzenie w czasach PRL.
P jak przyzwoity
Maciej Łukasiewicz
były redaktor naczelny "Rzeczpospolitej"
To człowiek publicznej służby. Zawsze taki był - i za komuny, i w wolnej Polsce. Nazywa się go romantykiem, pozytywistą, a nawet naiwniakiem. A on jest po prostu przyzwoity. I bezkompromisowy. Przynosi na przykład tekst, który jest według mnie kompletnie oderwany od rzeczywistości. Według mnie, bo on widzi to inaczej. Mówię mu: - Stefan, ja ci tego nie wydrukuję. Nie ma mowy. - W takim razie zrywam współpracę - odpowiada bez namysłu. Stefana kupuje się albo z dobrodziejstwem inwentarza, albo wcale. Jest trudnym współpracownikiem, ale niezwykle kochanym.
S jak solidarność
Ryszard Tupin
dyrektor Departamentu Prawnego Ministerstwa Skarbu Państwa
W środowisku dziennikarskim krążyła plotka, że gdy ogłoszono stan wojenny, zapomniano internować Stefana Bratkowskiego, mimo że na to solennie zasłużył. Po prostu jakiś ubek się pomylił. Stefan miał potem wychodzić na ulicę w płaszczu, kapeluszu i ciemnych okularach, aby sprowokować aresztowanie i dołączyć do przyjaciół. Bo Bratkowski ceni przyjaźń i solidarność. Poznałem go przy okazji sejmowych bojów o komunalne kasy oszczędnościowe na początku lat 90. Szkoda, że pożyteczne idee Stefana tak rzadko są doceniane przez rządzących.
W jak wiecznie młody
Leszek Balcerowicz
prezes Narodowego Banku Polskiego
Stefan Bratkowski to człowiek wiecznie młody, który ma najcenniejszy rodzaj młodości - młodość ducha. Erudyta o imponującym zakresie zainteresowań - od demokracji starożytnej Grecji po finanse i bankowość. Człowiek czynu, wielki pozytywista, autor godnych uwagi, wartościowych inicjatyw. Pasja, wiedza, czyn - jakie to rzadkie i cenne połączenie.
Fot. Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 48/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.