70 proc. europejskiego rynku heroiny pozostaje w rękach kosowsko-albańskich klanów Kraj opierający się na strukturze klanowej, w którym nie ma regularnej policji, jest rajem dla zorganizowanej przestępczości. Kosowo to europejski Medellin, w którym jedyną realną władzą są mafijni bossowie - mówi Marko Nicović, wiceszef Międzynarodowego Policyjnego Stowarzyszenia ds. Walki z Narkotykami. Aż 70 proc. europejskiego rynku heroinowego pozostaje w rękach kosowsko-albańskich klanów. Drugą gałęzią gospodarki kosowskiej jest prostytucja. Wszystko to odbywa się pod okiem ONZ i KFOR.
Heroinowy szlak
Do Kosowa najprościej i bez zbędnych formalności można dojechać z Serbii. Wystarczy dotrzeć do Kosovskiej Mitrovicy, a stamtąd przedostać się na stronę albańską. Nie jest to najbezpieczniejsza podróż, ale przynajmniej omija się procedurę wizową. Z Kosowa następnie jedzie się do Czarnogóry, a stamtąd już krok do Włoch. Mając albański paszport, można pojechać z Albanii przez Kosowo do Czarnogóry lub wprost do Czarnogóry. To dwa z popularniejszych heroinowych szlaków. Blokada policyjna tuż przed wjazdem do Czarnogóry robi wrażenie jedynie na turystach. Mafijni dostawcy, przemieszczający się w samochodach bez tablic rejestracyjnych, mają sposoby na uniknięcie kontroli - łapówka, znajomości lub zastraszenie. Jak straszak działa zła sława mafii kosowsko-albańskiej.
- O mafii zaczęło być głośno w latach 80. Kosowscy Albańczycy, korzystając z jugosłowiańskich paszportów, które były wówczas przepustką na cały świat, zaczęli się osiedlać na Zachodzie - mówi Vojislav Tufegdzić, ekspert telewizji
B 92, specjalizujący się w problematyce zorganizowanej przestępczości. - Tam weszli w układy z miejscowymi przemytnikami i szybko zrobili karierę. Do sukcesu mafii albańskiej przyczynia się klanowa struktura społeczeństwa i tradycja - obowiązek absolutnej lojalności i prawo zemsty rodowej. Poza tym mało kto na świecie posługuje się językiem albańskim, co czyni tę grupę hermetyczną. Pod koniec lat 80. Rudolph Giuliani, wówczas prokurator, postanowił wypowiedzieć wojnę mafii albańskiej, już wtedy zakorzenionej w USA. Europa zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa za późno, kiedy pozycja klanów albańskich była utrwalona.
W Europie Zachodniej - głównie w Niemczech, Austrii, Szwajcarii i krajach skandynawskich - mieszka dziś kilka milionów rdzennych Albańczyków. Samopomoc klanowa sprawia, że diaspory wciąż się powiększają o przybywających z południa kolejnych krewnych; solidarność zmusza także każdego Albańczyka mieszkającego za granicą do płacenia haraczu "na ojczyznę". W związku z kryzysem kosowskim w połowie lat 90. wielu Albańczyków, kierując się "obowiązkiem patriotycznym", zdecydowało się wrócić do Kosowa. Tylko jeden z działających w Niemczech funduszy albańskich - Ojczyzna Woła - dysponował w 1998 r.
10 mln marek. Pieniądze uzyskiwane ze sprzedaży narkotyków przeznaczano na zakup broni dla Wyzwoleńczej Armii Kosowa (WAK), uznanej w latach 90. przez rząd USA za organizację terrorystyczną. Znane są bliskie powiązania WAK z Al-Kaidą - Osama bin Laden kilka lat temu wizytował jednostki kosowskie.
Luksus na śmietnisku
Kosowo sprawia dziwne wrażenie: wzdłuż wyboistych dróg i ulic piętrzą się sterty śmieci, gruzu, skorodowanych resztek aut; na ulicach pałętają się obdarte dzieci, co krok można się natknąć na rozpadające się baraki, w których jednak ktoś mieszka. Między tym wszystkim jak grzyby po deszczu wyrastają kilkupiętrowe, bogate wille. Przed nowiutką czteropiętrową willą na drodze z Kosovskiej Mitrovicy do Pristiny siedzi bezzębna staruszka. Gratuluję jej pięknego domu. Zakrywając usta, mówi, że to syn wybudował. Syn mieszka w Niemczech. Ma piekarnię.
Wiele aut na kosowskich drogach to mercedesy z przyciemnionymi szybami, bez tablic rejestracyjnych. - Po nalotach w 1999 r. przyjechał do mnie taki jeden podobnym autem. Zaproponował, żebym z powrotem otworzył kawiarnię. Nie bardzo chciałem, ale nie miałem wyjścia - opowiada Mustafa, właściciel jednego z pris˙tińskich lokali. I ucina rozmowę. Haracze, zastraszanie, pobicia, morderstwa są w Kosowie na porządku dziennym. Nikt się jednak nie skarży - na palcach jednej ręki można policzyć działające fabryki i duże zakłady pracy, a biznes mafijny zmniejsza bezrobocie. Dziwić może nadmierna liczba stacji benzynowych i pozbawionych klientów drogich sklepów oraz restauracji. Nietrudno się domyślić, że to pralnie brudnych pieniędzy. Tak jak kilka lat temu w Albanii, tak teraz w Kosowie mnożą się laboratoria, w których produkuje się z półproduktów narkotyki. Kosowo to ziemia niczyja - teoretycznie administratorem jest ONZ, w praktyce władzę sprawują mafijni bossowie rekrutujący się z najpotężniejszych rodów, m.in. Kulów, Brokajów i Abazich. Żołnierze KFOR nie tylko nie potrafią zapewnić ochrony nielicznym pozostałym w Kosowie Serbom i Romom, ale i sami obawiają się o własne bezpieczeństwo. Część oficerów bierze łapówki, większość po prostu się boi. Własną "policję" mają za to mafiosi - cudzoziemców wdających się w rozmowy z miejscowymi otacza grupka mężczyzn, którzy później podążają śladem obcego. Większość kosowskich polityków ma niejasne powiązania. Hashim Tha÷i, lider Demokratycznej Partii Kosowa, która zdobyła najwięcej mandatów w parlamencie, nim został namaszczony przez świat na męża stanu, był watażką WAK. To tylko jeden, najbardziej jaskrawy przykład. Ostatnie wybory w Kosowie utrwaliły przestępczy status quo prowincji. Efekt jest taki, że miesięcznie w Serbii (Kosowo formalnie wciąż jest jej częścią) handluje się nie 4 tonami heroiny, lecz 10 tonami.
Seksbiznes w koszarach
Kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i pracowników organizacji międzynarodowych przyczynia się do prostytucji. Również tym biznesem zarządza mafia albańsko-kosowska. Według danych Interpolu, rocznie przez terytorium Kosowa jest przerzucanych ponad 150 tys. kobiet pochodzących głównie z Mołdawii, Ukrainy i Rosji. - Kontrole to kpina, kiedy przyjeżdżamy do burdeli, panie oświadczają, że pracują jako tancerki i są tu dobrowolnie. Nic nie możemy zrobić - mówi policjant sił międzynarodowych.
Nad jedną z pristińskich ulic wznosi się olbrzymi billboard przedstawiający honorowego obywatela Kosowa - Billa Clintona. - Dzięki niemu NATO zdecydowało się na interwencję, a my dostaliśmy Kosowo. To on dał nam wolność i obiecał niezależność - mówią Albańczycy. Nieliczni ironizują, że klany mafijne też powinny uczcić eksprezydenta, nadając jego imię domowi publicznemu lub pralni brudnych pieniędzy.
Do Kosowa najprościej i bez zbędnych formalności można dojechać z Serbii. Wystarczy dotrzeć do Kosovskiej Mitrovicy, a stamtąd przedostać się na stronę albańską. Nie jest to najbezpieczniejsza podróż, ale przynajmniej omija się procedurę wizową. Z Kosowa następnie jedzie się do Czarnogóry, a stamtąd już krok do Włoch. Mając albański paszport, można pojechać z Albanii przez Kosowo do Czarnogóry lub wprost do Czarnogóry. To dwa z popularniejszych heroinowych szlaków. Blokada policyjna tuż przed wjazdem do Czarnogóry robi wrażenie jedynie na turystach. Mafijni dostawcy, przemieszczający się w samochodach bez tablic rejestracyjnych, mają sposoby na uniknięcie kontroli - łapówka, znajomości lub zastraszenie. Jak straszak działa zła sława mafii kosowsko-albańskiej.
- O mafii zaczęło być głośno w latach 80. Kosowscy Albańczycy, korzystając z jugosłowiańskich paszportów, które były wówczas przepustką na cały świat, zaczęli się osiedlać na Zachodzie - mówi Vojislav Tufegdzić, ekspert telewizji
B 92, specjalizujący się w problematyce zorganizowanej przestępczości. - Tam weszli w układy z miejscowymi przemytnikami i szybko zrobili karierę. Do sukcesu mafii albańskiej przyczynia się klanowa struktura społeczeństwa i tradycja - obowiązek absolutnej lojalności i prawo zemsty rodowej. Poza tym mało kto na świecie posługuje się językiem albańskim, co czyni tę grupę hermetyczną. Pod koniec lat 80. Rudolph Giuliani, wówczas prokurator, postanowił wypowiedzieć wojnę mafii albańskiej, już wtedy zakorzenionej w USA. Europa zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa za późno, kiedy pozycja klanów albańskich była utrwalona.
W Europie Zachodniej - głównie w Niemczech, Austrii, Szwajcarii i krajach skandynawskich - mieszka dziś kilka milionów rdzennych Albańczyków. Samopomoc klanowa sprawia, że diaspory wciąż się powiększają o przybywających z południa kolejnych krewnych; solidarność zmusza także każdego Albańczyka mieszkającego za granicą do płacenia haraczu "na ojczyznę". W związku z kryzysem kosowskim w połowie lat 90. wielu Albańczyków, kierując się "obowiązkiem patriotycznym", zdecydowało się wrócić do Kosowa. Tylko jeden z działających w Niemczech funduszy albańskich - Ojczyzna Woła - dysponował w 1998 r.
10 mln marek. Pieniądze uzyskiwane ze sprzedaży narkotyków przeznaczano na zakup broni dla Wyzwoleńczej Armii Kosowa (WAK), uznanej w latach 90. przez rząd USA za organizację terrorystyczną. Znane są bliskie powiązania WAK z Al-Kaidą - Osama bin Laden kilka lat temu wizytował jednostki kosowskie.
Luksus na śmietnisku
Kosowo sprawia dziwne wrażenie: wzdłuż wyboistych dróg i ulic piętrzą się sterty śmieci, gruzu, skorodowanych resztek aut; na ulicach pałętają się obdarte dzieci, co krok można się natknąć na rozpadające się baraki, w których jednak ktoś mieszka. Między tym wszystkim jak grzyby po deszczu wyrastają kilkupiętrowe, bogate wille. Przed nowiutką czteropiętrową willą na drodze z Kosovskiej Mitrovicy do Pristiny siedzi bezzębna staruszka. Gratuluję jej pięknego domu. Zakrywając usta, mówi, że to syn wybudował. Syn mieszka w Niemczech. Ma piekarnię.
Wiele aut na kosowskich drogach to mercedesy z przyciemnionymi szybami, bez tablic rejestracyjnych. - Po nalotach w 1999 r. przyjechał do mnie taki jeden podobnym autem. Zaproponował, żebym z powrotem otworzył kawiarnię. Nie bardzo chciałem, ale nie miałem wyjścia - opowiada Mustafa, właściciel jednego z pris˙tińskich lokali. I ucina rozmowę. Haracze, zastraszanie, pobicia, morderstwa są w Kosowie na porządku dziennym. Nikt się jednak nie skarży - na palcach jednej ręki można policzyć działające fabryki i duże zakłady pracy, a biznes mafijny zmniejsza bezrobocie. Dziwić może nadmierna liczba stacji benzynowych i pozbawionych klientów drogich sklepów oraz restauracji. Nietrudno się domyślić, że to pralnie brudnych pieniędzy. Tak jak kilka lat temu w Albanii, tak teraz w Kosowie mnożą się laboratoria, w których produkuje się z półproduktów narkotyki. Kosowo to ziemia niczyja - teoretycznie administratorem jest ONZ, w praktyce władzę sprawują mafijni bossowie rekrutujący się z najpotężniejszych rodów, m.in. Kulów, Brokajów i Abazich. Żołnierze KFOR nie tylko nie potrafią zapewnić ochrony nielicznym pozostałym w Kosowie Serbom i Romom, ale i sami obawiają się o własne bezpieczeństwo. Część oficerów bierze łapówki, większość po prostu się boi. Własną "policję" mają za to mafiosi - cudzoziemców wdających się w rozmowy z miejscowymi otacza grupka mężczyzn, którzy później podążają śladem obcego. Większość kosowskich polityków ma niejasne powiązania. Hashim Tha÷i, lider Demokratycznej Partii Kosowa, która zdobyła najwięcej mandatów w parlamencie, nim został namaszczony przez świat na męża stanu, był watażką WAK. To tylko jeden, najbardziej jaskrawy przykład. Ostatnie wybory w Kosowie utrwaliły przestępczy status quo prowincji. Efekt jest taki, że miesięcznie w Serbii (Kosowo formalnie wciąż jest jej częścią) handluje się nie 4 tonami heroiny, lecz 10 tonami.
Seksbiznes w koszarach
Kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i pracowników organizacji międzynarodowych przyczynia się do prostytucji. Również tym biznesem zarządza mafia albańsko-kosowska. Według danych Interpolu, rocznie przez terytorium Kosowa jest przerzucanych ponad 150 tys. kobiet pochodzących głównie z Mołdawii, Ukrainy i Rosji. - Kontrole to kpina, kiedy przyjeżdżamy do burdeli, panie oświadczają, że pracują jako tancerki i są tu dobrowolnie. Nic nie możemy zrobić - mówi policjant sił międzynarodowych.
Nad jedną z pristińskich ulic wznosi się olbrzymi billboard przedstawiający honorowego obywatela Kosowa - Billa Clintona. - Dzięki niemu NATO zdecydowało się na interwencję, a my dostaliśmy Kosowo. To on dał nam wolność i obiecał niezależność - mówią Albańczycy. Nieliczni ironizują, że klany mafijne też powinny uczcić eksprezydenta, nadając jego imię domowi publicznemu lub pralni brudnych pieniędzy.
Więcej możesz przeczytać w 48/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.