Rozmowa z Zytą Gilowską, wiceprzewodniczącą Platformy Obywatelskiej
Marcin Dzierżanowski: Boi się pani nowej partii powstającej wokół Unii Wolności?
Zyta Gilowska: A wyglądam na osobę strachliwą?
- Wszyscy mówią, że jeśli ta nowa formacja odbierze komuś elektorat, to właśnie platformie.
- Nie sądzę. Przecież to jakieś zdumiewające zbiegowisko z Mrożka rodem! Urzędujący wicepremier zakłada opozycyjną partię. Członek rządu Jerzego Buzka dogaduje się z najbliższym współpracownikiem Leszka Millera i Grzegorza Kołodki. I to wszystko w imię rozsądku i przywracania normalności. Brednie.
- Podobno wycofuje się pani z polityki.
Różne myśli chodzą mi po głowie. Jestem osobą w średnim wieku, po ciężkich przejściach zdrowotnych. Do dużej polityki weszłam niecałe cztery lata temu i bez trudu wyobrażam sobie życie poza nią. Śmieję się, że w przeciwieństwie do niektórych kolegów potrafię robić inne rzeczy.
- Czy powodem pani zniechęcenia jest to, że Jan Rokita odsunął panią od opracowywania gospodarczego programu platformy i powierzył to zadanie Stefanowi Kawalcowi?
- Dziwią mnie te rewelacje. Stefan Kawalec jest osobistym konsultantem posła Jana Rokity, a nie autorem programu PO. Jesteśmy dużym ugrupowaniem i nie rządzimy się wolą jednego człowieka.
- Do niedawna była pani murowaną kandydatką na ministra finansów, teraz częściej pada nazwisko Kawalca, a ostatnio także Hanny Gronkiewicz-Waltz.
- Po pierwsze, PO ma kilku dobrych kandydatów na ministra finansów. Po drugie, kandydata wskażą władze partii, gdy przyjdzie na to pora. I po trzecie, interpretacja, że pozyskanie dla platformy Hanny Gronkiewicz-Waltz jest dla mnie zagrożeniem, bo ona też jest kobietą, to czysty seksizm! Na tej zasadzie przyjście do partii mężczyzny powinno być odbierane jako zagrożenie dla Donalda Tuska lub Jana Rokity. Absurd.
- Czyli to jednak pani będzie u Rokity ministrem?
- Mówi pan tak, jakbym przebierała nóżkami do rządowych konfitur. Bzdura. Ani ja się nie wyrywam, ani to konfitury. Gdy wygramy wybory, ministrem zostanie osoba wskazana przez władze PO. Kto to będzie? Zobaczymy.
- A jak wskażą panią?
- Jak to wskażą?! Ja też będę wskazywała! Jestem wiceprzewodniczącą partii!
- Dobrze, więc jak wskażecie Zytę Gilowską?
- Życia nie planuję, ale wyzwań się nie boję. Podejmowanie wyzwań to istota polityki.
- Co powinien zrobić przyszły szef resortu finansów?
- Rugować socjalizm. Bo w żadnej dziedzinie życia nie mamy tyle wszystkożernego socjalizmu, ile w finansach publicznych. Na wyżywienie tego molocha państwo ściąga od ludzi ogromne haracze. Dlatego chcemy obniżyć i uprościć podatki według zasady: "3 razy 15": piętnastoprocentowy podatek PIT, CIT i VAT. No i najważniejsze: trzeba przywrócić wiarę w wolny rynek.
- To znaczy?
- Dać sobie spokój z nadprodukcją ustaw regulujących gospodarkę. Ta wiara polityków w moc przepisów poprawiających rzeczywistość jest okropna! Najchętniej uchwaliliby ustawę nakazującą, żeby we wszystkich lasach rosły identyczne drzewa w równych rządkach. A przecież gdyby Pan Bóg chciał, to by te drzewa tak stworzył. Tymczasem posłowie chcą poprawiać Pana Boga i do takiego "porządku" doprowadzić. W dodatku za pomocą papieru. Zwyczajne pogaństwo!
- Jak z tym walczyć?
- Nie szkodzić nadmiarem przepisów. Przyszły prezydent powinien masowo wetować ustawy zbędne, bo najczęściej są to ustawy szkodliwe. Trzeba też powołać specjalną komisję deregulacyjną, której celem będzie przegląd ustaw kwalifikujących się do uchylenia.
- Niespełna rok temu Zygmunt Wrzodak oskarżył panią, że współpracowała pani z SB.
- To były bardzo trudne chwile. Mocno to przeżyłam.
- Nie boi się pani nawrotu takich oskarżeń?
- Nie. Przecież wiem, co robiłam. Wtedy byłam wstrząśnięta taktyką tego ataku. Zostałam oskarżona na specjalnej konferencji prasowej LPR o tajne konszachty PO z SLD, nawiązane dla zablokowania mojej lustracji... Sądzę, że taki cyrk można odstawić tylko raz.
- Ale teraz taka lawina posądzeń może dotknąć innych.
- Tylko że to jest właśnie argument za lustracją, a nie przeciw niej. Bo pomówienia i plotki są groźne, gdy nie ma informacji. Im więcej spraw będzie jawnych, tym mniejszą siłę rażenia będą miały oszczerstwa. Dlatego trzeba zdecydowanie dofinansować IPN. Jeśli lustracji nie przekażemy w ręce fachowców, to teczki nas stratują. Przecież rozsądni ludzie, gdy są chorzy, oddają się w ręce lekarzy, a nie znachorów!
Zyta Gilowska: A wyglądam na osobę strachliwą?
- Wszyscy mówią, że jeśli ta nowa formacja odbierze komuś elektorat, to właśnie platformie.
- Nie sądzę. Przecież to jakieś zdumiewające zbiegowisko z Mrożka rodem! Urzędujący wicepremier zakłada opozycyjną partię. Członek rządu Jerzego Buzka dogaduje się z najbliższym współpracownikiem Leszka Millera i Grzegorza Kołodki. I to wszystko w imię rozsądku i przywracania normalności. Brednie.
- Podobno wycofuje się pani z polityki.
Różne myśli chodzą mi po głowie. Jestem osobą w średnim wieku, po ciężkich przejściach zdrowotnych. Do dużej polityki weszłam niecałe cztery lata temu i bez trudu wyobrażam sobie życie poza nią. Śmieję się, że w przeciwieństwie do niektórych kolegów potrafię robić inne rzeczy.
- Czy powodem pani zniechęcenia jest to, że Jan Rokita odsunął panią od opracowywania gospodarczego programu platformy i powierzył to zadanie Stefanowi Kawalcowi?
- Dziwią mnie te rewelacje. Stefan Kawalec jest osobistym konsultantem posła Jana Rokity, a nie autorem programu PO. Jesteśmy dużym ugrupowaniem i nie rządzimy się wolą jednego człowieka.
- Do niedawna była pani murowaną kandydatką na ministra finansów, teraz częściej pada nazwisko Kawalca, a ostatnio także Hanny Gronkiewicz-Waltz.
- Po pierwsze, PO ma kilku dobrych kandydatów na ministra finansów. Po drugie, kandydata wskażą władze partii, gdy przyjdzie na to pora. I po trzecie, interpretacja, że pozyskanie dla platformy Hanny Gronkiewicz-Waltz jest dla mnie zagrożeniem, bo ona też jest kobietą, to czysty seksizm! Na tej zasadzie przyjście do partii mężczyzny powinno być odbierane jako zagrożenie dla Donalda Tuska lub Jana Rokity. Absurd.
- Czyli to jednak pani będzie u Rokity ministrem?
- Mówi pan tak, jakbym przebierała nóżkami do rządowych konfitur. Bzdura. Ani ja się nie wyrywam, ani to konfitury. Gdy wygramy wybory, ministrem zostanie osoba wskazana przez władze PO. Kto to będzie? Zobaczymy.
- A jak wskażą panią?
- Jak to wskażą?! Ja też będę wskazywała! Jestem wiceprzewodniczącą partii!
- Dobrze, więc jak wskażecie Zytę Gilowską?
- Życia nie planuję, ale wyzwań się nie boję. Podejmowanie wyzwań to istota polityki.
- Co powinien zrobić przyszły szef resortu finansów?
- Rugować socjalizm. Bo w żadnej dziedzinie życia nie mamy tyle wszystkożernego socjalizmu, ile w finansach publicznych. Na wyżywienie tego molocha państwo ściąga od ludzi ogromne haracze. Dlatego chcemy obniżyć i uprościć podatki według zasady: "3 razy 15": piętnastoprocentowy podatek PIT, CIT i VAT. No i najważniejsze: trzeba przywrócić wiarę w wolny rynek.
- To znaczy?
- Dać sobie spokój z nadprodukcją ustaw regulujących gospodarkę. Ta wiara polityków w moc przepisów poprawiających rzeczywistość jest okropna! Najchętniej uchwaliliby ustawę nakazującą, żeby we wszystkich lasach rosły identyczne drzewa w równych rządkach. A przecież gdyby Pan Bóg chciał, to by te drzewa tak stworzył. Tymczasem posłowie chcą poprawiać Pana Boga i do takiego "porządku" doprowadzić. W dodatku za pomocą papieru. Zwyczajne pogaństwo!
- Jak z tym walczyć?
- Nie szkodzić nadmiarem przepisów. Przyszły prezydent powinien masowo wetować ustawy zbędne, bo najczęściej są to ustawy szkodliwe. Trzeba też powołać specjalną komisję deregulacyjną, której celem będzie przegląd ustaw kwalifikujących się do uchylenia.
- Niespełna rok temu Zygmunt Wrzodak oskarżył panią, że współpracowała pani z SB.
- To były bardzo trudne chwile. Mocno to przeżyłam.
- Nie boi się pani nawrotu takich oskarżeń?
- Nie. Przecież wiem, co robiłam. Wtedy byłam wstrząśnięta taktyką tego ataku. Zostałam oskarżona na specjalnej konferencji prasowej LPR o tajne konszachty PO z SLD, nawiązane dla zablokowania mojej lustracji... Sądzę, że taki cyrk można odstawić tylko raz.
- Ale teraz taka lawina posądzeń może dotknąć innych.
- Tylko że to jest właśnie argument za lustracją, a nie przeciw niej. Bo pomówienia i plotki są groźne, gdy nie ma informacji. Im więcej spraw będzie jawnych, tym mniejszą siłę rażenia będą miały oszczerstwa. Dlatego trzeba zdecydowanie dofinansować IPN. Jeśli lustracji nie przekażemy w ręce fachowców, to teczki nas stratują. Przecież rozsądni ludzie, gdy są chorzy, oddają się w ręce lekarzy, a nie znachorów!
Więcej możesz przeczytać w 7/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.