Europaliwo z drugiego tłoczenia
O 3700 proc. wzrosła w ciągu kilkunastu miesięcy cena akcji spółki giełdowej Skotan, po tym jak zapowiedziała, że przerzuci się z garbowania skór na... produkcję biopaliw (zmienia nazwę na Oleochemia). W obliczu kurczących się zasobów ropy, rosnących jej cen i starań o uniezależnienie się od dostaw z Bliskiego Wschodu lub Rosji biopaliwo (jak etanol lub estry olejów roślinnych) i biododatki do zwykłych paliw stały się w USA, Japonii, Ameryce Południowej i Unii Europejskiej tematem numer jeden, rozpalając wyobraźnię inwestorów.
Henry Ford sądził, że etanol będzie najważniejszym paliwem do jego fordów T. Rynek jednak szybko zweryfikował te prognozy - ropa naftowa okazała się tańsza. Nawet przy cenie około 60 USD za baryłkę ropy naftowej dotychczas nie udało się wytworzyć biopaliwa, które bez zwolnień i ulg podatkowych byłoby tańsze od benzyny i oleju napędowego. W Polsce różnica w kosztach wytworzenia litra biopaliwa i zwykłego paliwa wynosi od kilkudziesięciu groszy do ponad złotówki.
"Musimy zmienić sposób napędzania naszych samochodów" - stwierdził pod koniec stycznia w orędziu o stanie państwa prezydent USA George W. Bush, deklarując zwiększenie o jedną piątą wydatków państwa na badania nad możliwie najtańszymi, alternatywnymi dla ropy nośnikami energii. Amerykanie opracowali m.in. wydajną technologię wytwarzania etanolu ze słomy ryżowej, do produkcji "biopaliw nowej generacji" będą też wykorzystywali odpady drzewne, dzikie trawy, wierzbę energetyczną. Według Busha, już za sześć lat etanol stanie się konkurencyjny cenowo dla paliw ropopochodnych. Tymczasem europejski (także polski) patent na rozwój biopaliw jest zupełnie inny: preferencje dla technologii droższych i administracyjny nakaz dolewania biokomponentów do paliwa połączony z barierami celnymi, które uniemożliwią sprowadzanie tańszych komponentów z zagranicy. Jakie będą skutki takiej polityki - łatwo przewidzieć: oprócz drogiego ekologicznego paliwa będziemy mieć drogą żywność.
Komu zrobią dobrze
Bruksela zadekretowała, że do 2010 r. biopaliwa powinny stanowić 5,75 proc. wszystkich paliw zużywanych w państwach członkowskich, i określiła harmonogram osiągania tego celu. I już. Eurokraci nie zaprzątają sobie głowy tym, dlaczego zużycie biopaliw w unii wynosi dziś mniej niż wymagany procent.
Dla naszych polityków unijne dyrektywy i programy to idealny pretekst do rozkręcenia biznesu - "bo unia tego wymaga". Własne pomysły na ustawę o biopaliwach zgłaszają dziś niemal wszystkie kluby parlamentarne, w tym PiS, Samoobrona i LPR, SLD, osobny projekt przygotowuje rząd. - Nowe rozporządzenie ministra gospodarki - wejdzie w życie w czerwcu br. - uwzględnia dwa rodzaje biodiesla, które uznajemy za sprawdzone i przebadane w wystarczający sposób: olej napędowy z 20-procentowym dodatkiem estrów i czyste estry jako samoistne paliwo - mówi "Wprost" Zbigniew Kamieński, wiceszef Departamentu Energetyki w Ministerstwie Gospodarki.
Najwięcej kontrowersji budzi planowany przez Ministerstwo Gospodarki nakaz dodawania do zwykłych paliw do 5 proc. biokomponentów (dolna granica nie została jeszcze ustalona) - etanolu w wypadku benzyn i estrów w wypadku oleju napędowego. Według zmienionych polskich norm, takie paliwa wciąż są uznawane za "zwykłe", a nie za biopaliwa. Właśnie taki przepis w ustawie o biopaliwach z 2003 r. uchylił Trybunał Konstytucyjny, bo zmuszał on kierowców do tankowania paliw z dodatkami (wtedy nie określono nawet górnej granicy zawartości biokomponentów). Co ciekawe, poselski projekt ustawy o biopaliwach autorstwa PiS takiego obowiązku nie przewiduje. Ministerstwo Gospodarki chce jednak wrócić do systemu nakazowego, tłumacząc, że znajdzie sposób na takie wprowadzenie przymusu, by tym razem nie złamać prawa (sic!).
Państwo stawia się w roli mecenasa tych wszystkich, którzy zainwestowali zawczasu w instalacje do produkcji etanolu lub estrów. Za jednym zamachem stworzy zapotrzebowanie nawet na 530 tys. ton biokomponentów rocznie. Zarobią dzięki temu bez wysiłku duzi wytwórcy etanolu lub estrów i właściciele gorzelni. Czy zyskają na tym tysiące rolników? To już nie jest wcale pewne.
Nalewanie z pustego
Miną podłożoną pod ustawę o biopaliwach są rozwiązania zmierzające do ustanowienia i zagwarantowania monopolu miejscowych producentów biokomponentów i surowców do nich. Bo przecież ludowcy, PiS czy SLD robią to wszystko wyłącznie "w interesie polskiego rolnika". W 2003 r. parlamentarzyści poszli po najmniejszej linii oporu i po prostu wprowadzili obowiązek wytwarzania biokomponentów wyłącznie z krajowych składników. Dziś resort gospodarki też na gwałt szuka sposobów ograniczenia możliwego importu. Tyle że bez importu nie da się rozkręcić rynku w skali, jaką wyobrażają sobie politycy. Nasi rolnicy zbierają obecnie około miliona ton rzepaku, z czego niemal cały surowiec skupuje przemysł spożywczy. Ponieważ trudno szybko powiększyć areał upraw, krajowego surowca może nie wystarczyć i dla branży spożywczej, i dla paliwowej. Wówczas wzrosną ceny żywności. Na przykład w Brazylii, która jest światowym liderem w wykorzystaniu biopaliw, a zarazem największym eksporterem tzw. brązowego cukru, do produkcji etanolu wykorzystuje się już tak dużo trzciny cukrowej (około 50 proc.), że wpłynęło to na zmniejszenie produkcji cukru i jego sprzedaży za granicę, a tym samym na wzrost cen cukru na całym świecie. Cukier w ostatnim roku zdrożał o 70 proc. i jest najdroższy od ponad 20 lat! Nieprzypadkowo prezydent Bush nawoływał niedawno do przyspieszenia badań nad alternatywnymi paliwami z surowców niejadalnych, aby nie zachwiać rynkiem artykułów spożywczych i nie nakręcać inflacji.
Polscy zwolennicy biopaliw chcą natomiast faworyzować wykorzystanie w przemyśle paliwowym rzepaku, żyta czy buraków cukrowych. Ograniczanie importu jedynie podroży i tak już nieracjonalny ekonomicznie biznes. Jeśli mamy wprowadzać na szeroką skalę biopaliwa, to znacznie taniej byłoby sprowadzać choćby olej palmowy lub kokosowy z Azji Południowo-Wschodniej, który też może być samoistnym paliwem albo biokomponentem, a wytworzenie z niego tony biodiesla jest trzykrotnie tańsze (150-200 USD) niż z oleju rzepakowego w unii. Aby wspomóc własnych rolników, Bruksela, a więc i Warszawa, muszą zbudować celną twierdzę, narażając się m.in. na odwet innych członków Światowej Organizacji Handlu (WTO). Dość wspomnieć, że w połowie lutego, podczas narady ministrów rolnictwa państw unii, przedstawiciele Francji, Włoch i Belgii żądali podwyższenia ceł na brazylijski etanol, który z racji wyjątkowo niskiej ceny szerokim strumieniem płynie dziś na Stary Kontynent.
Kto za to zapłaci
O tym, że produkcja biopaliw i biokomponentów przy poparciu państwa to doskonały biznes, świadczy fakt, że ekscentryczny brytyjski miliarder Richard Branson zapowiedział dopiero co utworzenie spółki Virgin Fuels i wyłożenie 300-400 mln USD na produkcję i dystrybucję etanolu i innych biopaliw. W Polsce temu szałowi też ulegają coraz to nowe firmy i biznesmeni: od Aleksandra Gudzowatego, właściciela m.in. wytwórni bioetanolu Akwawit, należącej do PKN Orlen Rafinerii Trzebinia, po zapowiadających dopiero inwestycje w branży biopaliwowej (Grupa Lotos, grupa J&S, Skotan, ZA Puławy, Solvent Dwory, a nawet deweloper JW Construction - w sumie deklarują budowę kilkunastu instalacji i produkcję miliona ton biodiesla rocznie).
Budżet, według ostrożnych szacunków, tylko zwalniając z akcyzy "garażową" produkcję biodiesla przez rolników, nie zarobi około 2 mld zł. Ulgi inwestycyjne i w akcyzie od wytwarzanych komercyjnie i dodawanych do paliw biokomponentów idą w miliardy złotych rocznie.
Przyczynami, dla których warto łożyć publiczny grosz na paliwa lub się pozbywać dochodów budżetu (które w ten czy inny sposób będą musieli "uzupełnić" wszyscy podatnicy, także nie będący kierowcami), są jedynie bezpieczeństwo energetyczne i stale rosnące ceny naturalnych paliw. Dla świata uzależnionego od dostaw rosyjskiej, arabskiej czy wenezuelskiej ropy ma to wyjątkowo duże znaczenie.
Dlaczego jednak nie wspierać przy tym technologii najbardziej oszczędnych, mogących w niedalekiej przyszłości dać nam paliwo z zasobów odnawialnych o cenie konkurencyjnej wobec paliw opartych na ropie - i to według zasad rynkowych? Aleksander Gudzowaty, mimo że sam do dziś zainwestował w biznes biopaliwowy około 200 mln zł, przyznaje w rozmowie z "Wprost": - Przewiduję umiarkowany rozwój biopaliw. Trzeba uważać, aby nie przeinwestować, bo można przegrać z czasem.
Thomas F. Bowers, szef firmy Colusa Biomass Energy Corporation, która już pod koniec tego roku uruchomi wytwórnię etanolu ze słomy ryżowej, powiedział "Wprost", że według ostrożnych ocen, w USA jest obecnie tyle odpadów celulozy w rolnictwie (słoma, liście itp.) oraz w leśnictwie i przemyśle, że można wyprodukować z nich nawet 700 mln ton etanolu, zmniejszając import ropy o 75 proc.! Pod względem dostępu do tanich surowców Ameryka w niczym się nie różni od Europy, więc i od Polski. Nasi politycy (europejscy również) chcą jednak zafundować nam biopaliwa "z drugiego tłoczenia" (pierwsza próba w 2003 r. spaliła na panewce) w wersji, która nie uczyni z naszych rolników milionerów, a podatników - nie tylko kierowców - narazi na podwyżki cen żywności i wzrost fiskalizmu państwa, które będzie musiało sfinansować dziurę w budżecie na skutek "gry w zielone".
Henry Ford sądził, że etanol będzie najważniejszym paliwem do jego fordów T. Rynek jednak szybko zweryfikował te prognozy - ropa naftowa okazała się tańsza. Nawet przy cenie około 60 USD za baryłkę ropy naftowej dotychczas nie udało się wytworzyć biopaliwa, które bez zwolnień i ulg podatkowych byłoby tańsze od benzyny i oleju napędowego. W Polsce różnica w kosztach wytworzenia litra biopaliwa i zwykłego paliwa wynosi od kilkudziesięciu groszy do ponad złotówki.
"Musimy zmienić sposób napędzania naszych samochodów" - stwierdził pod koniec stycznia w orędziu o stanie państwa prezydent USA George W. Bush, deklarując zwiększenie o jedną piątą wydatków państwa na badania nad możliwie najtańszymi, alternatywnymi dla ropy nośnikami energii. Amerykanie opracowali m.in. wydajną technologię wytwarzania etanolu ze słomy ryżowej, do produkcji "biopaliw nowej generacji" będą też wykorzystywali odpady drzewne, dzikie trawy, wierzbę energetyczną. Według Busha, już za sześć lat etanol stanie się konkurencyjny cenowo dla paliw ropopochodnych. Tymczasem europejski (także polski) patent na rozwój biopaliw jest zupełnie inny: preferencje dla technologii droższych i administracyjny nakaz dolewania biokomponentów do paliwa połączony z barierami celnymi, które uniemożliwią sprowadzanie tańszych komponentów z zagranicy. Jakie będą skutki takiej polityki - łatwo przewidzieć: oprócz drogiego ekologicznego paliwa będziemy mieć drogą żywność.
Komu zrobią dobrze
Bruksela zadekretowała, że do 2010 r. biopaliwa powinny stanowić 5,75 proc. wszystkich paliw zużywanych w państwach członkowskich, i określiła harmonogram osiągania tego celu. I już. Eurokraci nie zaprzątają sobie głowy tym, dlaczego zużycie biopaliw w unii wynosi dziś mniej niż wymagany procent.
Dla naszych polityków unijne dyrektywy i programy to idealny pretekst do rozkręcenia biznesu - "bo unia tego wymaga". Własne pomysły na ustawę o biopaliwach zgłaszają dziś niemal wszystkie kluby parlamentarne, w tym PiS, Samoobrona i LPR, SLD, osobny projekt przygotowuje rząd. - Nowe rozporządzenie ministra gospodarki - wejdzie w życie w czerwcu br. - uwzględnia dwa rodzaje biodiesla, które uznajemy za sprawdzone i przebadane w wystarczający sposób: olej napędowy z 20-procentowym dodatkiem estrów i czyste estry jako samoistne paliwo - mówi "Wprost" Zbigniew Kamieński, wiceszef Departamentu Energetyki w Ministerstwie Gospodarki.
Najwięcej kontrowersji budzi planowany przez Ministerstwo Gospodarki nakaz dodawania do zwykłych paliw do 5 proc. biokomponentów (dolna granica nie została jeszcze ustalona) - etanolu w wypadku benzyn i estrów w wypadku oleju napędowego. Według zmienionych polskich norm, takie paliwa wciąż są uznawane za "zwykłe", a nie za biopaliwa. Właśnie taki przepis w ustawie o biopaliwach z 2003 r. uchylił Trybunał Konstytucyjny, bo zmuszał on kierowców do tankowania paliw z dodatkami (wtedy nie określono nawet górnej granicy zawartości biokomponentów). Co ciekawe, poselski projekt ustawy o biopaliwach autorstwa PiS takiego obowiązku nie przewiduje. Ministerstwo Gospodarki chce jednak wrócić do systemu nakazowego, tłumacząc, że znajdzie sposób na takie wprowadzenie przymusu, by tym razem nie złamać prawa (sic!).
Państwo stawia się w roli mecenasa tych wszystkich, którzy zainwestowali zawczasu w instalacje do produkcji etanolu lub estrów. Za jednym zamachem stworzy zapotrzebowanie nawet na 530 tys. ton biokomponentów rocznie. Zarobią dzięki temu bez wysiłku duzi wytwórcy etanolu lub estrów i właściciele gorzelni. Czy zyskają na tym tysiące rolników? To już nie jest wcale pewne.
Nalewanie z pustego
Miną podłożoną pod ustawę o biopaliwach są rozwiązania zmierzające do ustanowienia i zagwarantowania monopolu miejscowych producentów biokomponentów i surowców do nich. Bo przecież ludowcy, PiS czy SLD robią to wszystko wyłącznie "w interesie polskiego rolnika". W 2003 r. parlamentarzyści poszli po najmniejszej linii oporu i po prostu wprowadzili obowiązek wytwarzania biokomponentów wyłącznie z krajowych składników. Dziś resort gospodarki też na gwałt szuka sposobów ograniczenia możliwego importu. Tyle że bez importu nie da się rozkręcić rynku w skali, jaką wyobrażają sobie politycy. Nasi rolnicy zbierają obecnie około miliona ton rzepaku, z czego niemal cały surowiec skupuje przemysł spożywczy. Ponieważ trudno szybko powiększyć areał upraw, krajowego surowca może nie wystarczyć i dla branży spożywczej, i dla paliwowej. Wówczas wzrosną ceny żywności. Na przykład w Brazylii, która jest światowym liderem w wykorzystaniu biopaliw, a zarazem największym eksporterem tzw. brązowego cukru, do produkcji etanolu wykorzystuje się już tak dużo trzciny cukrowej (około 50 proc.), że wpłynęło to na zmniejszenie produkcji cukru i jego sprzedaży za granicę, a tym samym na wzrost cen cukru na całym świecie. Cukier w ostatnim roku zdrożał o 70 proc. i jest najdroższy od ponad 20 lat! Nieprzypadkowo prezydent Bush nawoływał niedawno do przyspieszenia badań nad alternatywnymi paliwami z surowców niejadalnych, aby nie zachwiać rynkiem artykułów spożywczych i nie nakręcać inflacji.
Polscy zwolennicy biopaliw chcą natomiast faworyzować wykorzystanie w przemyśle paliwowym rzepaku, żyta czy buraków cukrowych. Ograniczanie importu jedynie podroży i tak już nieracjonalny ekonomicznie biznes. Jeśli mamy wprowadzać na szeroką skalę biopaliwa, to znacznie taniej byłoby sprowadzać choćby olej palmowy lub kokosowy z Azji Południowo-Wschodniej, który też może być samoistnym paliwem albo biokomponentem, a wytworzenie z niego tony biodiesla jest trzykrotnie tańsze (150-200 USD) niż z oleju rzepakowego w unii. Aby wspomóc własnych rolników, Bruksela, a więc i Warszawa, muszą zbudować celną twierdzę, narażając się m.in. na odwet innych członków Światowej Organizacji Handlu (WTO). Dość wspomnieć, że w połowie lutego, podczas narady ministrów rolnictwa państw unii, przedstawiciele Francji, Włoch i Belgii żądali podwyższenia ceł na brazylijski etanol, który z racji wyjątkowo niskiej ceny szerokim strumieniem płynie dziś na Stary Kontynent.
Kto za to zapłaci
O tym, że produkcja biopaliw i biokomponentów przy poparciu państwa to doskonały biznes, świadczy fakt, że ekscentryczny brytyjski miliarder Richard Branson zapowiedział dopiero co utworzenie spółki Virgin Fuels i wyłożenie 300-400 mln USD na produkcję i dystrybucję etanolu i innych biopaliw. W Polsce temu szałowi też ulegają coraz to nowe firmy i biznesmeni: od Aleksandra Gudzowatego, właściciela m.in. wytwórni bioetanolu Akwawit, należącej do PKN Orlen Rafinerii Trzebinia, po zapowiadających dopiero inwestycje w branży biopaliwowej (Grupa Lotos, grupa J&S, Skotan, ZA Puławy, Solvent Dwory, a nawet deweloper JW Construction - w sumie deklarują budowę kilkunastu instalacji i produkcję miliona ton biodiesla rocznie).
Budżet, według ostrożnych szacunków, tylko zwalniając z akcyzy "garażową" produkcję biodiesla przez rolników, nie zarobi około 2 mld zł. Ulgi inwestycyjne i w akcyzie od wytwarzanych komercyjnie i dodawanych do paliw biokomponentów idą w miliardy złotych rocznie.
Przyczynami, dla których warto łożyć publiczny grosz na paliwa lub się pozbywać dochodów budżetu (które w ten czy inny sposób będą musieli "uzupełnić" wszyscy podatnicy, także nie będący kierowcami), są jedynie bezpieczeństwo energetyczne i stale rosnące ceny naturalnych paliw. Dla świata uzależnionego od dostaw rosyjskiej, arabskiej czy wenezuelskiej ropy ma to wyjątkowo duże znaczenie.
Dlaczego jednak nie wspierać przy tym technologii najbardziej oszczędnych, mogących w niedalekiej przyszłości dać nam paliwo z zasobów odnawialnych o cenie konkurencyjnej wobec paliw opartych na ropie - i to według zasad rynkowych? Aleksander Gudzowaty, mimo że sam do dziś zainwestował w biznes biopaliwowy około 200 mln zł, przyznaje w rozmowie z "Wprost": - Przewiduję umiarkowany rozwój biopaliw. Trzeba uważać, aby nie przeinwestować, bo można przegrać z czasem.
Thomas F. Bowers, szef firmy Colusa Biomass Energy Corporation, która już pod koniec tego roku uruchomi wytwórnię etanolu ze słomy ryżowej, powiedział "Wprost", że według ostrożnych ocen, w USA jest obecnie tyle odpadów celulozy w rolnictwie (słoma, liście itp.) oraz w leśnictwie i przemyśle, że można wyprodukować z nich nawet 700 mln ton etanolu, zmniejszając import ropy o 75 proc.! Pod względem dostępu do tanich surowców Ameryka w niczym się nie różni od Europy, więc i od Polski. Nasi politycy (europejscy również) chcą jednak zafundować nam biopaliwa "z drugiego tłoczenia" (pierwsza próba w 2003 r. spaliła na panewce) w wersji, która nie uczyni z naszych rolników milionerów, a podatników - nie tylko kierowców - narazi na podwyżki cen żywności i wzrost fiskalizmu państwa, które będzie musiało sfinansować dziurę w budżecie na skutek "gry w zielone".
RAFINERIA W GARAŻU |
---|
Ministerstwo Gospodarki chce zwolnić z akcyzy z góry określoną ilość biopaliw wytwarzanych przez rolników na własne potrzeby (na przykład LPR chce, by rolnik mógł wyprodukować 100 l biodiesla lub czystego oleju rzepakowego do celów napędowych na hektar). Takim przywilejem objęto by także m.in. floty pojazdów komunikacji publicznej (bezakcyzowe biopaliwo można by tankować tylko na przyzakładowych stacjach, niedostępnych dla ogółu klientów). Krytycy tego pomysłu zwracają uwagę, że państwo straci, nie nakładając paliwowego haraczu na rolników, i że powstanie luka umożliwiająca wprowadzanie na dużą skalę bezakcyzowego paliwa na rynek. - Od lat można było wyrabiać na podobnej zasadzie 100 l wina rocznie, a przecież nie doprowadziło to do powstania szarej strefy w skali, która byłaby odczuwalna dla importerów i zakładów winiarskich czy budżetu - zauważa Roman Kluska, były szef Optimusa, dziś rolnik i hodowca, propagator domowego wyrobu biopaliw. Państwo i tak nie jest w stanie skontrolować rolników. Podobnie większość krajów stosuje preferencje podatkowe dla biopaliw wykorzystywanych w autach administracji lub w publicznym transporcie. W Polsce chętnych do wytwarzania "garażowego" paliwa będzie zapewne wielu, bo domowa instalacja kosztuje 6-8 tys. zł, a wydatek na nią zwraca się najpóźniej po kilku miesiącach. |
Więcej możesz przeczytać w 9/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.