Nienormalność stosunków z Rosją polega na wymaganiu przez nią propagandowego poddaństwa
Jest jakieś ocieplenie? - zdziwił się komentator polityczny Radia Echo Moskwy, zapytany o wizytę Siergieja Jastrzembskiego w Warszawie. - A było ochłodzenie? Żadne z rosyjskich centrów badających opinię publiczną nie prowadzi badań na temat stosunków polsko-rosyjskich. Z żywszym odzewem na pytanie o Polskę spotkałam się tylko w moskiewskiej organizacji praw człowieka, gdzie na nazwisko "Kaczyński" żeński głos się zaciekawił: ten, co jest za karą śmierci? Nie zauważyłam, by w rosyjskich mediach znalazło się coś więcej niż wzmianka o wyprawie Jastrzembskiego do Warszawy. Polskie media zaś na "ocieplenie" zareagowały radością Piętaszka, który zobaczył garść szklanych paciorków. Tyle że musimy je przyjąć, a nie wiemy, ile za nie zapłacimy. W dodatku przychodzi nam robić dobrą minę do narzuconej gry. Czy to jest powód do radości?
Stosunki z innymi państwami układają się według reguł prawa międzynarodowego i dyplomacji. Stosunki z Kremlem to niemal zawsze gra znaczonymi kartami według bizantyjskich prawideł, co oznacza pokorne wypatrywanie znaków danych przez cara. Oto pojawił się znak i media zadrżały z radości: na konferencji prasowej Putina polskiej korespondentce pozwolono nie tylko zadać pytanie, ale i wysłuchać expose prezydentao wielkiej polsko-rosyjskiej rodzinie.
Nie odpowiadając na pytanie dziennikarki TVP o obraz Polski w rosyjskich mediach, prezydent Rosji wygłosił krótkie przemówienie zawierające ocenę ekonomicznego rozwoju Polski (pozytywną), rys historyczny słowiaństwa (wspólnej kolebki), zapewnienie o "nieustannym wielkim szacunku" dla Polski oraz pouczenie, które znajdujemy też w rozmowach Jastrzembski - Kaczyński i w wypowiedzi Gleba Pawłowskiego, ideologa Starego Placu. Putin powiedział, że politycy starają się poruszać problemy przeszłości w celu "uwypuklenia swojej roli w państwie", co jest taktyką krótkowzroczną i bardzo złą". I ma on nadzieję, że "obecni politycy będą patrzeć tylko w przyszłość".
Przyszedł moment, w którym ignorowanie Warszawy stało się niekorzystne dla Moskwy: chodzi i o polskie poparcie dla Ukrainy w NATO, i o wspieranie białoruskiej demokracji, i o silny głos Polski w sprawach rosyjskich w Brukseli. Rosja podjęła więc wyciąganą przez naszych dyplomatów dłoń, ale na własnych warunkach: "buzia w ciup, rączki w małdrzyk" w zamian za swobodną drogę polskiego mięsa na rosyjskie stoły i normalne porozumienia gospodarcze.
Warunek "buzia w ciup" ma dotyczyć nie tylko manipulacji zezwalających na przedawnienie zbrodni katyńskiej, ale i szykanowania Polaków na Białorusi, i dławienia demokracji od Buga po Morze Chińskie. Nic nam do niszczenia organizacji praw człowieka w Rosji ani do przygotowywanych przez Dumę poprawek do ustawy o przeciwdziałaniu działalności ekstremistycznej, wprowadzających cenzurę Internetu i pozwalających z powodu "ekstremizmu" blokować łączność telefoniczną. Żądanie, by w Rosji nie wydawano w niemałych nakładach książek fałszujących fakty dotyczące Polski, takich jak "Krucjata na wschód" (o tym, jak Polska rozpętała II wojnę światową) czy "Antyrosyjska podłość" (o fałszowaniu przez Polaków dowodów zbrodni katyńskiej), zostanie skwitowane wzruszeniem ramion.
Nienormalność stosunków z Rosją polega na wymaganiu przez nią propagandowego poddaństwa, to znaczy udziału w kłamstwie. Jakimże teraz faux pas na salonach będzie przypomnienie udziału Jastrzembskiego w reklamowaniu zbrodni w Czeczenii jako "operacji antyterrorystycznej"! W przypominaniu, jak zabitych pastuchów przebranych po śmierci w mundury nazwał terrorystami, a referendum i wybory prowadzone pod groźbą bomb oraz automatów i totalnie sfałszowane uznał za wielkie zwycięstwo demokracji.
Jastrzembski niedawno strofował polskie MSZ za wyrazy niezadowolenia z powodu zabicia Maschadowa, prezydenta "nielegalnej" Czeczenii. Strofował też prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego za rondo im. Dudajewa, lidera czeczeńskiej niepodległości. Na szczęście dla obecnych władz porządnych Czeczenów już wybito, więc odpadają kłopoty z nazewnictwem ulic. Na pewno też nie trzeba będzie organizować proczeczeńskich fet (jak to się udało w 1998 r. Mariuszowi Kamińskiemu przyjmującemu Asłana Maschadowa). A problem czeczeński poruszany w Warszawie? "Cóż - jak twierdzi Gleb Pawłowski - istnieje wiele sposobów, by uniemożliwić rozmowę, jeśli takie jest zadanie".
Naszym problemem nie jest to, czy rozmawiać z Rosją (ta konieczność jest oczywista), lecz jak rozmawiać. Jako kandydat na prezydenta Lech Kaczyński zapewniał, że nie będzie to pozycja "na kolanach". Niezaprzeczalnie prezydent ma przed sobą trudne zadanie zmierzenia się z Putinem, nie tylko - jak twierdzi Pawłowski - "mistrzem", ale i "gospodarzem gry". Bizantyjskiej gry. Ciekawe, czy jako drogowskaz posłuży mu Andrzej Lepper, który po wyjściu z ambasady rosyjskiej (gdzie złożył pierwszą po wyborze na wicemarszałka Sejmu wizytę) oburzał się na dziennikarzy nazywających obecny porządek w Rosji reżimem? A może skorzysta z podpowiedzi Romana Giertycha, którego dzielni chłopcy rozdawali w Radzie Europy ulotki potępiające "pomarańczową rewolucję"?
Wierzę, że niosący ocieplenie wiatr ze wschodu nie okaże się halnym zmiatającym - tak ważne dla nas - przedwyborcze pryncypia polityki wschodniej polskiego prezydenta.
Stosunki z innymi państwami układają się według reguł prawa międzynarodowego i dyplomacji. Stosunki z Kremlem to niemal zawsze gra znaczonymi kartami według bizantyjskich prawideł, co oznacza pokorne wypatrywanie znaków danych przez cara. Oto pojawił się znak i media zadrżały z radości: na konferencji prasowej Putina polskiej korespondentce pozwolono nie tylko zadać pytanie, ale i wysłuchać expose prezydentao wielkiej polsko-rosyjskiej rodzinie.
Nie odpowiadając na pytanie dziennikarki TVP o obraz Polski w rosyjskich mediach, prezydent Rosji wygłosił krótkie przemówienie zawierające ocenę ekonomicznego rozwoju Polski (pozytywną), rys historyczny słowiaństwa (wspólnej kolebki), zapewnienie o "nieustannym wielkim szacunku" dla Polski oraz pouczenie, które znajdujemy też w rozmowach Jastrzembski - Kaczyński i w wypowiedzi Gleba Pawłowskiego, ideologa Starego Placu. Putin powiedział, że politycy starają się poruszać problemy przeszłości w celu "uwypuklenia swojej roli w państwie", co jest taktyką krótkowzroczną i bardzo złą". I ma on nadzieję, że "obecni politycy będą patrzeć tylko w przyszłość".
Przyszedł moment, w którym ignorowanie Warszawy stało się niekorzystne dla Moskwy: chodzi i o polskie poparcie dla Ukrainy w NATO, i o wspieranie białoruskiej demokracji, i o silny głos Polski w sprawach rosyjskich w Brukseli. Rosja podjęła więc wyciąganą przez naszych dyplomatów dłoń, ale na własnych warunkach: "buzia w ciup, rączki w małdrzyk" w zamian za swobodną drogę polskiego mięsa na rosyjskie stoły i normalne porozumienia gospodarcze.
Warunek "buzia w ciup" ma dotyczyć nie tylko manipulacji zezwalających na przedawnienie zbrodni katyńskiej, ale i szykanowania Polaków na Białorusi, i dławienia demokracji od Buga po Morze Chińskie. Nic nam do niszczenia organizacji praw człowieka w Rosji ani do przygotowywanych przez Dumę poprawek do ustawy o przeciwdziałaniu działalności ekstremistycznej, wprowadzających cenzurę Internetu i pozwalających z powodu "ekstremizmu" blokować łączność telefoniczną. Żądanie, by w Rosji nie wydawano w niemałych nakładach książek fałszujących fakty dotyczące Polski, takich jak "Krucjata na wschód" (o tym, jak Polska rozpętała II wojnę światową) czy "Antyrosyjska podłość" (o fałszowaniu przez Polaków dowodów zbrodni katyńskiej), zostanie skwitowane wzruszeniem ramion.
Nienormalność stosunków z Rosją polega na wymaganiu przez nią propagandowego poddaństwa, to znaczy udziału w kłamstwie. Jakimże teraz faux pas na salonach będzie przypomnienie udziału Jastrzembskiego w reklamowaniu zbrodni w Czeczenii jako "operacji antyterrorystycznej"! W przypominaniu, jak zabitych pastuchów przebranych po śmierci w mundury nazwał terrorystami, a referendum i wybory prowadzone pod groźbą bomb oraz automatów i totalnie sfałszowane uznał za wielkie zwycięstwo demokracji.
Jastrzembski niedawno strofował polskie MSZ za wyrazy niezadowolenia z powodu zabicia Maschadowa, prezydenta "nielegalnej" Czeczenii. Strofował też prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego za rondo im. Dudajewa, lidera czeczeńskiej niepodległości. Na szczęście dla obecnych władz porządnych Czeczenów już wybito, więc odpadają kłopoty z nazewnictwem ulic. Na pewno też nie trzeba będzie organizować proczeczeńskich fet (jak to się udało w 1998 r. Mariuszowi Kamińskiemu przyjmującemu Asłana Maschadowa). A problem czeczeński poruszany w Warszawie? "Cóż - jak twierdzi Gleb Pawłowski - istnieje wiele sposobów, by uniemożliwić rozmowę, jeśli takie jest zadanie".
Naszym problemem nie jest to, czy rozmawiać z Rosją (ta konieczność jest oczywista), lecz jak rozmawiać. Jako kandydat na prezydenta Lech Kaczyński zapewniał, że nie będzie to pozycja "na kolanach". Niezaprzeczalnie prezydent ma przed sobą trudne zadanie zmierzenia się z Putinem, nie tylko - jak twierdzi Pawłowski - "mistrzem", ale i "gospodarzem gry". Bizantyjskiej gry. Ciekawe, czy jako drogowskaz posłuży mu Andrzej Lepper, który po wyjściu z ambasady rosyjskiej (gdzie złożył pierwszą po wyborze na wicemarszałka Sejmu wizytę) oburzał się na dziennikarzy nazywających obecny porządek w Rosji reżimem? A może skorzysta z podpowiedzi Romana Giertycha, którego dzielni chłopcy rozdawali w Radzie Europy ulotki potępiające "pomarańczową rewolucję"?
Wierzę, że niosący ocieplenie wiatr ze wschodu nie okaże się halnym zmiatającym - tak ważne dla nas - przedwyborcze pryncypia polityki wschodniej polskiego prezydenta.
Więcej możesz przeczytać w 9/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.