Trzeba zwalczać fałszerzy Holocaustu i tych, którzy na ich kłamstwa pozwalają
David Irving to profesjonalny kłamca, przedstawiciel zawodu, który wykonuje coraz więcej ludzi na świecie. Ten brytyjski historyk od 30 lat podważa prawdę o Holocauście, a do uwiarygodnienia własnych kłamstw wykorzystuje tytuł profesora. Uniwersytet, który mu go nadał, powinien go teraz odebrać, aby Irving nie mógł dzięki niemu podnosić wartości swoich pseudonaukowych badań dotyczących Holocaustu.
Irving napisał około 30 książek, w których podważa prawdę o hitlerowskim mordzie na Żydach. Najsłynniejsza z nich to "Wojna Hitlera". Irving wykonał systematyczną pracę, aby przekonać, że Holocaustu nie było. Kolportowane przez niego kłamstwa oświęcimskie mają jedno zadanie: pozbawienie Izraela prawa do posiadania własnego państwa. W 1947 r. ONZ podjął decyzję o utworzeniu niezależnego państwa izraelskiego, gdzie mieli się schronić Żydzi, którzy przeżyli II wojnę światową. Powtarzane kłamstwa na temat Holocaustu mają udowodnić, że Państwo Izrael nie powinno istnieć.
Parada kłamców
Przebywając w więzieniu, Irving przynajmniej przez jakiś czas nie będzie mógł szerzyć kłamstw oświęcimskich. Problem w tym, że są inni kłamcy. Najbardziej znanym jest Mahmud Ahmadineżad, prezydent Iranu, który regularnie powtarza, że Holocaust to mit, a Izrael powinien zostać przeniesiony na Alaskę. Ostatnio chciał nawet wysłać ekipę irańskich badaczy do Auschwitz, gdzie mieli oni sprawdzić, czy było technicznie możliwe, aby hitlerowcy wymordowali w komorach gazowych 6 mln Żydów. Dobrze się stało, że polski rząd zabronił im wjazdu. Kłamstwa oświęcimskie głosi też Ernst Zundel, mieszkający w Kanadzie Niemiec, który napisał artykuł "Czy rzeczywiście umarło sześć milionów?". Zźndel został wygnany z Kanady, ale nie uniemożliwiono mu szerzenia kłamstw oświęcimskich. Nadal działa także Roger Garaudy, Francuz, który przeszedł na islam. To właśnie on jest jednym z ojców teorii, że Holocaust to mit, który powstał po to, aby Żydzi mieli pretekst do stworzenia Izraela.
Innym kłamcą oświęcimskim, któremu nikt nie zamknął ust, jest Arthur Butz, profesor informatyki z uniwersytetu Northwestern w USA. Jego twierdzenia, że masowe zagazowywanie i kremacja Żydów (udokumentowane podczas procesu norymberskiego) były niemożliwe ze względu na ograniczenia techniczne, stały się kamieniem węgielnym dla twierdzenia, że Holocaust to mit. Mimo to Butz nadal pracuje na uniwersytecie. W Kalifornii mieszka i działa Mark Weber, dyrektor Instytutu Przeglądu Historycznego. Wykorzystuje on instytucję, w której pracuje, do uwiarygadniania kłamstw oświęcimskich. Bronił on m.in. Ernesta Zundela w czasie procesu o zaprzeczanie Holocaustowi. Innym kłamcą jest Robert Faurisson, profesor uniwersytetu w Lyonie, który w 1978 r. zakwestionował istnienie komór gazowych - do dziś nie wyciągnięto wobec niego konsekwencji. Głoszone przez tych kłamców teorie najczęściej prezentowane są na antenie szwedzkiego Radia Islam, którym kieruje Ahmed Rami, były oficer armii marokańskiej.
Fałszywa wolność
Za grzech, jakim jest zaprzeczanie Holocaustowi, nie ma odpowiedniej kary. Trzy lata, na które sąd skazał Brytyjczyka, to kara symboliczna. Zwłaszcza po festiwalu krytyki, jaki zaprezentowała prasa po wydaniu tego wyroku. Szokują mnie liczne komentarze, że werdykt sądu to zamach na wolność słowa. Zgadzam się, że jest ona fundamentem demokracji i należy jej bronić, ale nie można tej wolności używać do walki z największymi wartościami ludzkimi. To tak, jakby bronić propagandy goebbelsowskiej, która porównywała Żydów do szczurów i twierdziła, że stanowią oni zagrożenie dla świata. Każdy kulturalny człowiek sam powinien umieć się ograniczać, stosować autocenzurę, aby nie obrazić uczuć innych. Ta zasada dotyczy zarówno autorów karykatur Mahometa, jak i autorów kłamstw oświęcimskich. W sprawach tak delikatnych jak wiara, sumienie należy postępować z dużą rozwagą - dlatego nie rozumiem ataków na werdykt austriackiego sądu i oskarżeń o naruszanie wolności słowa.
Kara dla Irvinga jest słuszna nie tylko dlatego, że ten historyk negował prawdę historyczną. Jego publikacje były także kolejnym elementem zjawiska, które wybitna filozof Hannah Arendt określiła jako "banalizację zła". Przykładem takiej banalizacji jest film "Upadek", który przedstawia Hitlera jako zwykłego człowieka. Kłamstwa oświęcimskie też sprawiają, że przestajemy myśleć o Holocauście jako ogromnej tragedii. Dlatego należy walczyć z fałszerzami historii. A także z tymi, którzy na te kłamstwa zezwalają. Nie wiem, jak ktoś może zezwalać na publikowanie takich książek, jak te Irvinga. Nie rozumiem, jak gazety mogą go bronić. Być może wydawcy czegoś się wstydzą, starają się ukryć przeszłość własnych rodziców, dziadków i dlatego próbują fałszować rzeczywistość.
Irving napisał około 30 książek, w których podważa prawdę o hitlerowskim mordzie na Żydach. Najsłynniejsza z nich to "Wojna Hitlera". Irving wykonał systematyczną pracę, aby przekonać, że Holocaustu nie było. Kolportowane przez niego kłamstwa oświęcimskie mają jedno zadanie: pozbawienie Izraela prawa do posiadania własnego państwa. W 1947 r. ONZ podjął decyzję o utworzeniu niezależnego państwa izraelskiego, gdzie mieli się schronić Żydzi, którzy przeżyli II wojnę światową. Powtarzane kłamstwa na temat Holocaustu mają udowodnić, że Państwo Izrael nie powinno istnieć.
Parada kłamców
Przebywając w więzieniu, Irving przynajmniej przez jakiś czas nie będzie mógł szerzyć kłamstw oświęcimskich. Problem w tym, że są inni kłamcy. Najbardziej znanym jest Mahmud Ahmadineżad, prezydent Iranu, który regularnie powtarza, że Holocaust to mit, a Izrael powinien zostać przeniesiony na Alaskę. Ostatnio chciał nawet wysłać ekipę irańskich badaczy do Auschwitz, gdzie mieli oni sprawdzić, czy było technicznie możliwe, aby hitlerowcy wymordowali w komorach gazowych 6 mln Żydów. Dobrze się stało, że polski rząd zabronił im wjazdu. Kłamstwa oświęcimskie głosi też Ernst Zundel, mieszkający w Kanadzie Niemiec, który napisał artykuł "Czy rzeczywiście umarło sześć milionów?". Zźndel został wygnany z Kanady, ale nie uniemożliwiono mu szerzenia kłamstw oświęcimskich. Nadal działa także Roger Garaudy, Francuz, który przeszedł na islam. To właśnie on jest jednym z ojców teorii, że Holocaust to mit, który powstał po to, aby Żydzi mieli pretekst do stworzenia Izraela.
Innym kłamcą oświęcimskim, któremu nikt nie zamknął ust, jest Arthur Butz, profesor informatyki z uniwersytetu Northwestern w USA. Jego twierdzenia, że masowe zagazowywanie i kremacja Żydów (udokumentowane podczas procesu norymberskiego) były niemożliwe ze względu na ograniczenia techniczne, stały się kamieniem węgielnym dla twierdzenia, że Holocaust to mit. Mimo to Butz nadal pracuje na uniwersytecie. W Kalifornii mieszka i działa Mark Weber, dyrektor Instytutu Przeglądu Historycznego. Wykorzystuje on instytucję, w której pracuje, do uwiarygadniania kłamstw oświęcimskich. Bronił on m.in. Ernesta Zundela w czasie procesu o zaprzeczanie Holocaustowi. Innym kłamcą jest Robert Faurisson, profesor uniwersytetu w Lyonie, który w 1978 r. zakwestionował istnienie komór gazowych - do dziś nie wyciągnięto wobec niego konsekwencji. Głoszone przez tych kłamców teorie najczęściej prezentowane są na antenie szwedzkiego Radia Islam, którym kieruje Ahmed Rami, były oficer armii marokańskiej.
Fałszywa wolność
Za grzech, jakim jest zaprzeczanie Holocaustowi, nie ma odpowiedniej kary. Trzy lata, na które sąd skazał Brytyjczyka, to kara symboliczna. Zwłaszcza po festiwalu krytyki, jaki zaprezentowała prasa po wydaniu tego wyroku. Szokują mnie liczne komentarze, że werdykt sądu to zamach na wolność słowa. Zgadzam się, że jest ona fundamentem demokracji i należy jej bronić, ale nie można tej wolności używać do walki z największymi wartościami ludzkimi. To tak, jakby bronić propagandy goebbelsowskiej, która porównywała Żydów do szczurów i twierdziła, że stanowią oni zagrożenie dla świata. Każdy kulturalny człowiek sam powinien umieć się ograniczać, stosować autocenzurę, aby nie obrazić uczuć innych. Ta zasada dotyczy zarówno autorów karykatur Mahometa, jak i autorów kłamstw oświęcimskich. W sprawach tak delikatnych jak wiara, sumienie należy postępować z dużą rozwagą - dlatego nie rozumiem ataków na werdykt austriackiego sądu i oskarżeń o naruszanie wolności słowa.
Kara dla Irvinga jest słuszna nie tylko dlatego, że ten historyk negował prawdę historyczną. Jego publikacje były także kolejnym elementem zjawiska, które wybitna filozof Hannah Arendt określiła jako "banalizację zła". Przykładem takiej banalizacji jest film "Upadek", który przedstawia Hitlera jako zwykłego człowieka. Kłamstwa oświęcimskie też sprawiają, że przestajemy myśleć o Holocauście jako ogromnej tragedii. Dlatego należy walczyć z fałszerzami historii. A także z tymi, którzy na te kłamstwa zezwalają. Nie wiem, jak ktoś może zezwalać na publikowanie takich książek, jak te Irvinga. Nie rozumiem, jak gazety mogą go bronić. Być może wydawcy czegoś się wstydzą, starają się ukryć przeszłość własnych rodziców, dziadków i dlatego próbują fałszować rzeczywistość.
Więcej możesz przeczytać w 9/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.