Jak wspomina pan strajki w legendarnym sierpniu 1980 r.?
Pamiętam bardzo dobrze dzień 26 sierpnia 1980 r., gdy rozpoczęły się masowe strajki we Wrocławiu. Byłem wtedy aktywnym działaczem Studenckiego Komitetu Solidarności, który współdziałał z całym środowiskiem lokalnej opozycji demokratycznej: z Komitetem Obrony Robotników i ze środowiskiem „Biuletynu Dolnośląskiego”, gdzie prym wiódł Kornel Morawiecki. Tego dnia, kiedy po 48 godzinach wyszedłem z aresztu przy ul. Tkackiej, udało mi się jakimś cudem złapać taksówkę i ulotnić się. W ten sposób uniknąłem kolejnego zatrzymania. Po wybuchu strajków w Gdańsku ówczesne władze stały się bardzo czujne wobec opozycjonistów. Wypuszczali człowieka po dwóch dobach spędzonych na dołku po to, aby pięć minut później, po drugiej stronie ulicy, zatrzymać go na kolejne 48 godzin.
Prosto spod murów aresztu ruszył pan strajkować?
Najpierw odetchnąłem chwilę w mieszkaniu przyjaciół. Rozmawialiśmy m.in. o strajkach w Gdańsku oraz o 21 postulatach przedstawionych przez protestujących robotników. Mówiliśmy też o tym, co w tym czasie zaczynało się dziać we Wrocławiu. Wcześniej, już w taksówce, zauważyłem, że na ulicach nie ma autobusów, a tory tramwajowe są puste. Kierowcy komunikacji miejskiej zebrali się w VII zajezdni przy ul. Grabiszyńskiej, gdzie rozpoczął się strajk i powstał Między zakładowy Komitet Strajkowy. Protestującym brakowało sprzętu, ja miałem w domu maszynę do pisania, która była potrzebna w MKS. Razem z nieżyjącym już Tomkiem Wacko przewieźliśmy tę moją maszynę do VII zajezdni. W ten sposób wraz z grupą kolegów znalazłem się w samym centrum wydarzeń. Zajęliśmy się budowaniem „infrastruktury druku”. W ruch poszły tzw. ramki i inne proste urządzenia służące do powielania materiałów strajkowych. Trzeba pamiętać, że były to czasy, kiedy nie było telefonów komórkowych ani internetu. Drukowane przez nas ulotki były główną formą komunikacji.
Polacy niewiele mogli się dowiedzieć z telewizji albo radia.
Nieufność wobec reżimowych mediów w 1980 r. sięgała zenitu. Prasa, radio i telewizja regularnie kłamały. Kiedy ogólnopolskie strajki objęły Wrocław i okoliczne miasta Dolnego Śląska, prymas Stefan Wyszyński zaapelował w Częstochowie do władz i opozycji. Mówił o potrzebie rozwagi, wzywał do dojrzałości obywatelskiej i narodowej. Kazanie, emitowane później jedynie we fragmentach w telewizji i radiu, zostało tak zmanipulowane, że wyglądało, iż prymas popiera władze i wzywa do podjęcia pracy. Dowiedzieliśmy się o tym szybko, co dodatkowo podkopało zaufanie do rządowych mediów. Dlatego w podpisanie 31 sierpnia 1980 r. Porozumień Sierpniowych w Gdańsku uwierzyliśmy dopiero wtedy, gdy nasza delegacja pojechała na Wybrzeże i przywiozła poświadczone przez Annę Walentynowicz kopie porozumień.
Jak wyglądało zakończenie strajku i co działo się później?
W nocy 31 sierpnia przewodniczący MKS Jerzy Piórkowski ogłosił zakończenie strajku, wszyscy, potwornie zmęczeni, spokojnie rozeszli się do domów. Przez kolejne tygodnie atmosfera we Wrocławiu i regionie była wyjątkowa. Ludzie uśmiechali się do siebie przyjaźnie, byli mili, uczynni i jacyś odmienieni. Łączyła nas wyzwolona energia społeczna, płynąca z poczucia zbiorowego zwycięstwa i wiary, że zmiany uzyskane pokojową drogą są możliwe. Istotę tego zjawiska dobrze ujął w 1987 r. w Gdańsku św. Jan Paweł II: „solidarność to znaczy jeden i drugi” – „nigdy: jeden przeciw drugiemu”. W tym wyjątkowym w dziejach Polski okresie 16 miesięcy wolności Polacy odmienili myślenie o społeczeństwie, wspólnocie i samych sobie. Dobrze podsumował to słynny amerykański dziennikarz Bob Woodward. Powiedział, że dopiero tu, we Wrocławiu, zrozumiał, że ludziom pracy w Polsce chodziło o godność.
Co z punktu widzenia działacza opozycji, takiego jak pan, zmieniło się po Sierpniu ’80?
Solidarność stała się ruchem powszechnym, który w pewnym momencie zrzeszał ponad 9 mln członków. Staliśmy się liczebnie potężni. To było wspaniałe przeżycie całego pokolenia. Ten zryw, który miał w sobie coś z metafizyki, doprowadził do szczęśliwego dla Polski dnia 4 czerwca 1989 r. Nasze pokolenie pamiętające sierpniowe strajki i karnawał Solidarności, który Jaruzelski próbował zabić stanem wojennym, miało wielkie szczęście: dane nam było doczekać wolności. W historycznym ciągu walki o suwerenność byliśmy na ostatnim etapie: naszym zadaniem było przekręcić klucz. Cena, jaką zapłaciliśmy za wolność, była niższa niż ta, którą musiało zapłacić poprzednie pokolenie, ginące w wojnie i w czasie powojennego stalinizmu. Dokonaliśmy rewolucji, ale rewolucji przeprowadzonej w sposób bezkrwawy, stając się wzorem dla innych europejskich narodów znajdujących się pod kontrolą Związku Sowieckiego.
„Solidarność, jeśli prawdziwie pragnie służyć narodowi, winna wrócić do swoich korzeni, do ideałów, jakie przyświecały jej jako związkowi zawodowemu. Władza przechodzi z rąk do rąk, a robotnicy, rolnicy, nauczyciele, służba zdrowia i wszyscy inni pracownicy, bez względu na to, kto sprawuje władzę w kraju, oczekują pomocy w obronie ich słusznych praw. Tu nie może zabraknąć Solidarności” - Jan Paweł II, Przemówienie do Solidarności, Watykan 11 listopada 2003 r.
Jakie przesłanie Solidarność niesie dla nas dzisiaj?
Trzeba pamiętać, że nie byłoby rządu Tadeusza Mazowieckiego bez strajków 1980 r. Bez Sierpnia ’80 nie byłoby współczesnej Polski. Prawdę mówiąc, wtedy nie wiedzieliśmy, że w krótkiej perspektywie możemy obalić wrogą władzę w Polsce. Mało kto z nas marzył, że strajki w Gdańsku, Wrocławiu, Wałbrzychu przyczynią się do upadku Związku Sowieckiego i wyjścia wojsk Armii Czerwonej z Polski jeszcze za naszego życia. Wierzył w to wtedy chyba tylko Kornel Morawiecki. Współczesna Polska stoi w obliczu innych problemów i wyzwań niż 40 lat temu, gdy Solidarność walczyła z reżimem komunistycznym. Najważniejszym doświadczeniem i uczuciem, jakie Solidarność zostawiła w sercach Polaków pamiętających atmosferę tamtych sierpniowych dni, było wyjątkowe poczucie wspólnoty i jedności oraz jasne poczucie, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Można powiedzieć, że tamto doświadczenie polega na zbiorowym doznaniu życia według wartości. Dzisiaj żyjemy w wolnym kraju, ale to nie znaczy, że brakuje mu wrogów. Powrót do sierpniowych ideałów może być dla Polski wspaniałą tarczą i drogą do rozstrzygania wielu fundamentalnych dylematów.
Jarosław Broda (ur. 1956 r.) – jeden z dawnych liderów Solidarności na Dolnym Śląsku, współorganizator strajków we Wrocławiu w sierpniu 1980 r. W latach 1980-1981 redaktor naczelny tygodnika „Solidarność Dolnośląska”. Internowany w stanie wojennym. Od 1984 r. w Solidarności Walczącej, jeden z liderów Solidarności Polsko-Czesko-Słowackiej. Wieloletni dyrektor wrocławskiego oddziału Wydawnictwa Naukowego PWN. Wieloletni dyrektor Wydziału Kultury wrocławskiego ratusza. Obecnie dyrektor programowy Radia Wrocław. Studiował filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim. Autor pięciu tomików wierszy, laureat nagrody POLCUL. Działalność opozycyjną rozpoczynał w 1976 r. od współpracy z KOR i SKS. Uczestnik legendarnej głodówki solidarnościowej w kościele św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej w proteście przeciwko przetrzymywaniu w więzieniach działaczy opozycji. Odznaczony w 2007 r. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.