Fascynująca koalicja „Gazety Wyborczej" i LPR pogoniła Krzysztofa Skowrońskiego z Trójki. Z tej okazji postanowiliśmy się w końcu nauczyć nazwiska niejakiego Wijasa Roberta pełniącego obowiązki prezesa Polskiego Radia. Co prawda, w pamięci mamy mnóstwo bezsensownie zalegającego śmiecia, ale Wijasa jeszcze tam upchniemy. W jednym konkretnym celu: postanowiliśmy mu trochę podokuczać. Niedługo, dwa, może trzy lata. Potem odpuścimy. Albo i nie.
A propos ścieków zwanych mediami publicznymi. Na wizję w TVP wraca Andrzej Kwiatkowski, ksywa Lodziarz. Ksywa nie nawiązuje jednak do popularnego na Woronicza lizusostwa, lecz niepowtarzalnego wyglądu Andrzeja. My bardziej stęskniliśmy się za innym Kwiatkowskim – Robertem. Ma lepszą ksywę (Brunatny Robert) i jest znacznie bardziej intrygującą postacią. Panie Brunatny Robercie! Co tam u pana słychać?
Podobno od platfusów paru działaczy uciekło do Stronnictwa Demokratycznego, gdzie ostatnio rozpanoszył się Paweł Piskorski. Jedno można o nich powiedzieć z całą pewnością: to nie są karierowicze. Dokładniejszą diagnozę może postawić jedynie lekarz specjalista.
Prezydent zorganizował społeczny szczyt w sprawie kryzysu, zaprosił premiera, przemówił, a kiedy głos miał zabrać Tusk, przepędzono media. Zabawne zagranie. Utrzymane w stylistyce „spieprzaj, dziadu" i „a teraz ta małpa w czerwonym”.
Lech Kaczyński ostatnio strasznie się lansuje. Niebawem po szczycie wygłosił w telewizji orędzie, gdzie tradycyjnie sarkał na euro. Panie prezydencie, nie tędy droga! Jeśli szuka pan popularności, niech pan rzuci żonę, podeśle do „Faktu" fotki Violetty, poklepie ją przed następnym orędziem w tyłek i gotowe. Reelekcji to może nie zapewni, ale robotę w teleszopie na pewno. U boku Kazia Marcinkiewicza, oczywiście.
Wicemarszałek Putra popełnił straszny błąd. Coś pomylił, czegoś nie dosłyszał i rąbnął publicznie, że PEACE może odstąpić od referendum w sprawie euro. Biedak. Godzinę później prezes Kaczyński jadowicie wyjaśniał, że to osobista opinia marszałka Putry. Co się z sympatycznym wąsaczem stanie? Naszym zdaniem, dziesięć lat zsyłki dla niego i pięć lat dla jego żony. Przy czym dla niego bez prawa korespondencji. A tacy zazwyczaj nie wracali z gułagów.
Komuniści zidiocieli. Do Sejmu nasprowadzali dawnych esbeków, a do Trybunału Konstytucyjnego zaskarżyli ustawę odbierającą tym wrednym dziadom wysokie emerytury. Zabawne jest to, że wszyscy już prawie zapomnieli, że komuniści to komuniści. Bo teraz przecież wszędzie młodzi: Olejniczak, Napieralski, Szmajdziński (zwłaszcza Szmajdziński). Prawdziwa nowa lewica. I teraz ta lewica zdejmuje gacie i pokazuje tatuaże z miejsc intymnych: „I love Dzierżyński", „SB rulez”, „Stan wojenny jest cool”, „Mam wielką pałę”. Bo tradycję trzeba chronić, co pięknie pokazuje fi lm „Moje wielkie ZOMO-wskie wesele”.
Bardzo nam się podobało, jak na koferencji w obronie SB-ków występował Jan Widacki (jak wiadomo, czytać to trzeba z angielska) w imieniu koła demokratycznego. Czyli parlamentarnej emanacji – to ciut za poważne słowo jak na trzech posłów – Partii Demokratycznej, w której są tacy ludzie jak Janusz Onyszkiewicz, Władysław Frasyniuk czy Jan Lityński, którzy poznali SB-ków ciut lepiej niż Widacki. Boże, teraz sobie uświadomiliśmy, że właściwie nie wiemy, kto jest teraz szefem pedeków! I jak my teraz będziemy żyli?
Na lewicy, jak zawsze, ogólna rozpierducha. Nie bardzo nadążamy, ale chyba Cimoszewicz wypiął się na Napieralskiego, Napieralski na Rosatiego, a Rosati na Napieralskiego. Wszystko w ramach jednoczenia lewicy przed wyborami do europarlamentu. A! I wypinali się z bardzo poważnymi minami.
Kajamy się przed Boskim Tadeo, za to, że prostując, jeszcze się po nim przejechaliśmy. Tym bardziej że człowiek okazał się mieć, o co go specjalnie nie podejrzewaliśmy, sporo dystansu do siebie. Oto mail, jaki od niego dostaliśmy: „Szanowni Panowie, jestem prawdziwie wzruszony finezją obiecanego i zamieszczonego sprostowania, które zapewne trafi – jako etalon – do historii polskiego dziennikarstwa, a przez długie lata będzie cytowane przez adeptów tego zawo- du. Z ukłonami Plecak Tadeusz Iwiński (pseudo Prof. dr hab.)".
A propos ścieków zwanych mediami publicznymi. Na wizję w TVP wraca Andrzej Kwiatkowski, ksywa Lodziarz. Ksywa nie nawiązuje jednak do popularnego na Woronicza lizusostwa, lecz niepowtarzalnego wyglądu Andrzeja. My bardziej stęskniliśmy się za innym Kwiatkowskim – Robertem. Ma lepszą ksywę (Brunatny Robert) i jest znacznie bardziej intrygującą postacią. Panie Brunatny Robercie! Co tam u pana słychać?
Podobno od platfusów paru działaczy uciekło do Stronnictwa Demokratycznego, gdzie ostatnio rozpanoszył się Paweł Piskorski. Jedno można o nich powiedzieć z całą pewnością: to nie są karierowicze. Dokładniejszą diagnozę może postawić jedynie lekarz specjalista.
Prezydent zorganizował społeczny szczyt w sprawie kryzysu, zaprosił premiera, przemówił, a kiedy głos miał zabrać Tusk, przepędzono media. Zabawne zagranie. Utrzymane w stylistyce „spieprzaj, dziadu" i „a teraz ta małpa w czerwonym”.
Lech Kaczyński ostatnio strasznie się lansuje. Niebawem po szczycie wygłosił w telewizji orędzie, gdzie tradycyjnie sarkał na euro. Panie prezydencie, nie tędy droga! Jeśli szuka pan popularności, niech pan rzuci żonę, podeśle do „Faktu" fotki Violetty, poklepie ją przed następnym orędziem w tyłek i gotowe. Reelekcji to może nie zapewni, ale robotę w teleszopie na pewno. U boku Kazia Marcinkiewicza, oczywiście.
Wicemarszałek Putra popełnił straszny błąd. Coś pomylił, czegoś nie dosłyszał i rąbnął publicznie, że PEACE może odstąpić od referendum w sprawie euro. Biedak. Godzinę później prezes Kaczyński jadowicie wyjaśniał, że to osobista opinia marszałka Putry. Co się z sympatycznym wąsaczem stanie? Naszym zdaniem, dziesięć lat zsyłki dla niego i pięć lat dla jego żony. Przy czym dla niego bez prawa korespondencji. A tacy zazwyczaj nie wracali z gułagów.
Komuniści zidiocieli. Do Sejmu nasprowadzali dawnych esbeków, a do Trybunału Konstytucyjnego zaskarżyli ustawę odbierającą tym wrednym dziadom wysokie emerytury. Zabawne jest to, że wszyscy już prawie zapomnieli, że komuniści to komuniści. Bo teraz przecież wszędzie młodzi: Olejniczak, Napieralski, Szmajdziński (zwłaszcza Szmajdziński). Prawdziwa nowa lewica. I teraz ta lewica zdejmuje gacie i pokazuje tatuaże z miejsc intymnych: „I love Dzierżyński", „SB rulez”, „Stan wojenny jest cool”, „Mam wielką pałę”. Bo tradycję trzeba chronić, co pięknie pokazuje fi lm „Moje wielkie ZOMO-wskie wesele”.
Bardzo nam się podobało, jak na koferencji w obronie SB-ków występował Jan Widacki (jak wiadomo, czytać to trzeba z angielska) w imieniu koła demokratycznego. Czyli parlamentarnej emanacji – to ciut za poważne słowo jak na trzech posłów – Partii Demokratycznej, w której są tacy ludzie jak Janusz Onyszkiewicz, Władysław Frasyniuk czy Jan Lityński, którzy poznali SB-ków ciut lepiej niż Widacki. Boże, teraz sobie uświadomiliśmy, że właściwie nie wiemy, kto jest teraz szefem pedeków! I jak my teraz będziemy żyli?
Na lewicy, jak zawsze, ogólna rozpierducha. Nie bardzo nadążamy, ale chyba Cimoszewicz wypiął się na Napieralskiego, Napieralski na Rosatiego, a Rosati na Napieralskiego. Wszystko w ramach jednoczenia lewicy przed wyborami do europarlamentu. A! I wypinali się z bardzo poważnymi minami.
Kajamy się przed Boskim Tadeo, za to, że prostując, jeszcze się po nim przejechaliśmy. Tym bardziej że człowiek okazał się mieć, o co go specjalnie nie podejrzewaliśmy, sporo dystansu do siebie. Oto mail, jaki od niego dostaliśmy: „Szanowni Panowie, jestem prawdziwie wzruszony finezją obiecanego i zamieszczonego sprostowania, które zapewne trafi – jako etalon – do historii polskiego dziennikarstwa, a przez długie lata będzie cytowane przez adeptów tego zawo- du. Z ukłonami Plecak Tadeusz Iwiński (pseudo Prof. dr hab.)".
Więcej możesz przeczytać w 10/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.