Nie robiłem niczego dla państwa, tylko dla ludzi, więc nie chcę od państwa żadnych odznaczeń – mówił niemiecki pisarz, noblista Heinrich Böll. Wielokrotnie proponowano mu różne ordery i wielokrotnie powtarzał to samo. Czasem dodawał jeszcze, że skoro jest ciągłość państwa, to głupio byłoby mu znaleźć się na liście odznaczonych z dziwnymi osobami, które wyróżniano w różnych historycznych czasach.
Podobnie jest zresztą z honorowymi obywatelstwami miast. Taka postawa Bölla jest godna szacunku, chociaż nieco ekscentryczna. Ewa Milewicz z „Gazety Wyborczej" najpierw order od Lecha Kaczyńskiego przyjęła, by potem go z hukiem oddać. Podobnie jak wcześniej Seweryn Blumsztajn. To już szacunku godne nie jest. Ale przecież nie o to chodzi. To po co było te ordery brać? – marudziłby jakiś prawdziwek szukający dziury w całym. To straszne uderzenie w prezydenta, osłabiające jego prestiż i podważające to, że jest prezydentem całego narodu. Skoro takie osoby rzucają mu ordery w twarz, znaczy się, kiepsko z nim – dodałby ktoś nazywany specjalistą od politycznego marketingu. Prezydent przestał mieć moralne prawo sprawowania swojego urzędu, czyli tym bardziej kandydowania na drugą kadencję – uzupełniłby jakiś polityk, na przykład Stefan Niesiołowski. A autorytet moralny stwierdziłby, że wstydzi się takiego prezydenta i wyjeżdża z kraju ( jak niedawno groził Lech Wałęsa). Podane tu stopniowanie w dół nie jest przypadkowe: rzeczywiście częściej rację mają prawdziwki niż tzw. moralne autorytety. Takie wyjaśnienia są jednak naiwne i przedpotopowe.
Żyjemy w czasach inforozrywki i nieustającego show, więc żadnym newsem nie jest wręczenie 22 orderów ( jak ostatnio pracownikom IPN), a tym bardziej na przykład 222 blach. Newsem jest oddanie orderu. Najlepiej jednego, w atmosferze powagi, nabożeństwa i moralnego klimatu greckiej tragedii. To mało kosztuje, a daje wiele korzyści. Ludzie się zastanawiają nad rozterkami moralnymi oddającego, wczuwają w jego stany ducha, współczują albo się litują. Czyli jest się w obiegu niczym jakaś Jola Rutowicz, gdy zapodział się gdzieś jej różowy pluszowy jednorożec. Order czy jednorożec – wszystko jedno. Ważne, że coś się z nim dzieje, a media to śledzą. W dodatku przy orderze jest atmosfera nabożeństwa, którą z różowego jednorożca trudno jednak wykrzesać.
W ogóle to po geście Ewy Milewicz i Seweryna Blumsztajna polecałbym stworzenie nowej dyscypliny sportowej – rzutu orderem. Jak podczas mistrzostw lekkoatletycznych wielu kibiców zastanawiałoby się, czy orderomiotka jest dostatecznie wytrenowana, żeby dorzucić z Czerskiej (siedziba „GW") na Krakowskie Przedmieście (Pałac Prezydencki). Czy rzucony order nie uwięźnie (niczym młot w siatce) w krzakach przy Wiejskiej (siedziba parlamentu), co byłoby dwuznaczne? A wielu zaciskałoby palce, czy rzucająca orderem nie spali próby. To byłoby prawdziwe widowisko, a nie hurtowa impreza wręczania orderów trwająca raptem godzinkę.
Oddawanie orderów mogłoby też zainspirować wiele akcji społecznych. Sympatycy Milewicz i Blumsztajna mogliby na przykład oddawać w proteście i geście oburzenia bilety Narodowego Banku Polskiego, czyli banknoty o wysokich nominałach. Powód jest, wszak emituje je prezes Sławomir Skrzypek, kiedyś bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego, autora orderowej hecy. Oddane banknoty chętnie przyjęłyby domy dziecka, schroniska dla zwierząt czy ośrodki pomocy społecznej. Dałoby się więc połączyć przyjemne z pożytecznym. Z kolei profesorowie sympatyzujący z Milewicz i Blumsztajnem mogliby oddać nominacje, które wręczał im Lech Kaczyński. Tym bardziej że w ten sposób zaprotestowaliby też przeciwko tym, którzy promują różnych Zyzaków.
Ostatecznie każdy oddałby to, czym chciałby zamanifestować swój sprzeciw. Stalibyśmy się społeczeństwem oddających, co pozytywnie odróżniałoby Polskę od krajów, gdzie wszyscy chcą tylko brać.
Żyjemy w czasach inforozrywki i nieustającego show, więc żadnym newsem nie jest wręczenie 22 orderów ( jak ostatnio pracownikom IPN), a tym bardziej na przykład 222 blach. Newsem jest oddanie orderu. Najlepiej jednego, w atmosferze powagi, nabożeństwa i moralnego klimatu greckiej tragedii. To mało kosztuje, a daje wiele korzyści. Ludzie się zastanawiają nad rozterkami moralnymi oddającego, wczuwają w jego stany ducha, współczują albo się litują. Czyli jest się w obiegu niczym jakaś Jola Rutowicz, gdy zapodział się gdzieś jej różowy pluszowy jednorożec. Order czy jednorożec – wszystko jedno. Ważne, że coś się z nim dzieje, a media to śledzą. W dodatku przy orderze jest atmosfera nabożeństwa, którą z różowego jednorożca trudno jednak wykrzesać.
W ogóle to po geście Ewy Milewicz i Seweryna Blumsztajna polecałbym stworzenie nowej dyscypliny sportowej – rzutu orderem. Jak podczas mistrzostw lekkoatletycznych wielu kibiców zastanawiałoby się, czy orderomiotka jest dostatecznie wytrenowana, żeby dorzucić z Czerskiej (siedziba „GW") na Krakowskie Przedmieście (Pałac Prezydencki). Czy rzucony order nie uwięźnie (niczym młot w siatce) w krzakach przy Wiejskiej (siedziba parlamentu), co byłoby dwuznaczne? A wielu zaciskałoby palce, czy rzucająca orderem nie spali próby. To byłoby prawdziwe widowisko, a nie hurtowa impreza wręczania orderów trwająca raptem godzinkę.
Oddawanie orderów mogłoby też zainspirować wiele akcji społecznych. Sympatycy Milewicz i Blumsztajna mogliby na przykład oddawać w proteście i geście oburzenia bilety Narodowego Banku Polskiego, czyli banknoty o wysokich nominałach. Powód jest, wszak emituje je prezes Sławomir Skrzypek, kiedyś bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego, autora orderowej hecy. Oddane banknoty chętnie przyjęłyby domy dziecka, schroniska dla zwierząt czy ośrodki pomocy społecznej. Dałoby się więc połączyć przyjemne z pożytecznym. Z kolei profesorowie sympatyzujący z Milewicz i Blumsztajnem mogliby oddać nominacje, które wręczał im Lech Kaczyński. Tym bardziej że w ten sposób zaprotestowaliby też przeciwko tym, którzy promują różnych Zyzaków.
Ostatecznie każdy oddałby to, czym chciałby zamanifestować swój sprzeciw. Stalibyśmy się społeczeństwem oddających, co pozytywnie odróżniałoby Polskę od krajów, gdzie wszyscy chcą tylko brać.
Więcej możesz przeczytać w 16/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.