O polskiej twarzy globalnego kryzysu ekonomicznego trąbi się od pół roku. Miał się zawalić budżet, bezrobocie powinno poszybować w górę, a płace pikować w kierunku dna. Tymczasem dane statystyczne, choć trochę gorsze niż przed rokiem, żadnej z tych katastrof nie zapowiadają. Co więcej, przychody z podatku VAT – najlepszy wskaźnik realnej koniunktury – spływają do budżetu zgodnie z planem.
Komentatorzy ekonomiczni, którzy chcą wyleczyć Polaków z nękającej ich ekonomicznej czkawki strachem, z wielką radością dołączyli do swojego arsenału „gospodarczych upiorów" dane o fatalnych, ich zdaniem, wynikach sprzedaży detalicznej w lutym. Tak bardzo zachwyciła ich informacja, że sprzedaż w lutym była mniejsza o 1,6 proc. niż przed rokiem, że nie zauważyli, iż luty był w tym roku o jeden dzień krótszy. Okazuje się zatem, że w porównywalnym czasie sprzedaż wzrosła o 1,8 proc. (po wzroście w styczniu o 1,3 proc.), co uznać należy za wynik więcej niż zadowalający. A gdyby ci komentatorzy wczytali się w dane handlowe jeszcze dokładniej, zauważyliby inną ciekawą rzecz – sprzedaż w przedsiębiorstwach zatrudniających ponad 9 osób (czyli głównie we wszelkiej maści marketach) spadła o 2,7 proc., a to oznacza, że w mniejszych sklepach musiała solidnie wzrosnąć, nawet bez uwzględnienia poprawki czasowej. Zapewne jeszcze większą popularnością cieszyły się targowiska, ale to już nasza statystyka kontroluje słabo.
Więcej możesz przeczytać w 16/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.