Puls gospodarki
Dubajski Babel
Burj Dubai, 828-metrowy wieżowiec, może okazać się rekordowych rozmiarów trumną finansową. Szanse na to, że nakłady na jego budowę (1,5 mld USD) się zwrócą, są znikome.
Marzenia arabskich szejków o wygrzebaniu się z długów mogą prysnąć jak bańka mydlana. A te przyprawiają o zawrót głowy bardziej niż widok z ostatniego, 206. piętra Burj Dubai. W grudniu ubiegłego roku zobowiązania Dubaju wynosiły prawie 100 mld USD. Emirat, który dawniej notował nawet 15-procentowy wzrost PKB, poznał smak recesji, gdy wyszło na jaw, że wiele inwestycji deweloperskich, możliwych dzięki zbyt łatwemu kredytowaniu, jest nietrafionych. Inwestorzy wpadli w panikę i nie pomogło nawet 10 mld USD pożyczki od sąsiedniego Abu Zabi. Dokończenie budowy Burj Dubai miało być ostatnią deską ratunku – najwyższy na świecie wieżowiec powinien przyciągnąć nowe inwestycje. Niestety, ta deska równie dobrze może się okazać wiekiem do trumny – ceny nieruchomości w Dubaju spadły w ostatnim roku o 50 proc., a mimo to szefowie Burj Dubai ustanowili ceny lokali w wieży na poziomie cen z czasów prosperity. Twierdzą, że udało im się sprzedać już 90 proc. apartamentów, jednak większość nadal stoi pusta. Według analityków ewentualne zainteresowanie budynkiem wynika z jego „okazałości", a nie z atrakcyjności biznesowej, dlatego będzie chwilowe. Według prognoz banku UBS w 2010 r. podaż nieruchomości w Dubaju będzie o 30 proc. przekraczała popyt, co jeszcze bardziej zwiększy zadłużenie i pogłębi recesję.
"Dziennikarze przyjmują, że spadające ceny nieruchomości to zła wiadomość. Zapominają, że tylko dla sprzedającego"
Prof. David Friedman libertarianin, syn Miltona
Bank prywatny – dług publiczny
Prezydent Islandii Ólafur Ragnar Grímsson odebrał petycję podpisaną przez 20 proc. obywateli swojego kraju. Domagają się oni, by zawetował ustawę, która finansową odpowiedzialność za bankructwo banku Landsbanki zrzuca na mieszkańców wyspy. Będą oni musieli wysupłać aż 3,8 mld euro, które w 2008 r. stracili depozytariusze banku z Wielkiej Brytanii i Holandii. Takie postanowienie to wynik nacisków rządów Holandii i Wielkiej Brytanii, a także Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który dopiero po wypłacie rekompensat przekaże Islandii drugą transzę kredytu pomocowego.
Burj Dubai, 828-metrowy wieżowiec, może okazać się rekordowych rozmiarów trumną finansową. Szanse na to, że nakłady na jego budowę (1,5 mld USD) się zwrócą, są znikome.
Marzenia arabskich szejków o wygrzebaniu się z długów mogą prysnąć jak bańka mydlana. A te przyprawiają o zawrót głowy bardziej niż widok z ostatniego, 206. piętra Burj Dubai. W grudniu ubiegłego roku zobowiązania Dubaju wynosiły prawie 100 mld USD. Emirat, który dawniej notował nawet 15-procentowy wzrost PKB, poznał smak recesji, gdy wyszło na jaw, że wiele inwestycji deweloperskich, możliwych dzięki zbyt łatwemu kredytowaniu, jest nietrafionych. Inwestorzy wpadli w panikę i nie pomogło nawet 10 mld USD pożyczki od sąsiedniego Abu Zabi. Dokończenie budowy Burj Dubai miało być ostatnią deską ratunku – najwyższy na świecie wieżowiec powinien przyciągnąć nowe inwestycje. Niestety, ta deska równie dobrze może się okazać wiekiem do trumny – ceny nieruchomości w Dubaju spadły w ostatnim roku o 50 proc., a mimo to szefowie Burj Dubai ustanowili ceny lokali w wieży na poziomie cen z czasów prosperity. Twierdzą, że udało im się sprzedać już 90 proc. apartamentów, jednak większość nadal stoi pusta. Według analityków ewentualne zainteresowanie budynkiem wynika z jego „okazałości", a nie z atrakcyjności biznesowej, dlatego będzie chwilowe. Według prognoz banku UBS w 2010 r. podaż nieruchomości w Dubaju będzie o 30 proc. przekraczała popyt, co jeszcze bardziej zwiększy zadłużenie i pogłębi recesję.
"Dziennikarze przyjmują, że spadające ceny nieruchomości to zła wiadomość. Zapominają, że tylko dla sprzedającego"
Prof. David Friedman libertarianin, syn Miltona
Bank prywatny – dług publiczny
Prezydent Islandii Ólafur Ragnar Grímsson odebrał petycję podpisaną przez 20 proc. obywateli swojego kraju. Domagają się oni, by zawetował ustawę, która finansową odpowiedzialność za bankructwo banku Landsbanki zrzuca na mieszkańców wyspy. Będą oni musieli wysupłać aż 3,8 mld euro, które w 2008 r. stracili depozytariusze banku z Wielkiej Brytanii i Holandii. Takie postanowienie to wynik nacisków rządów Holandii i Wielkiej Brytanii, a także Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który dopiero po wypłacie rekompensat przekaże Islandii drugą transzę kredytu pomocowego.