Nie mogę się zgodzić z tezą Adama Pieczyńskiego, szefa TVN 24, którą wyraził w rozmowie z Piotrem Najsztubem tydzień temu, że jego telewizja niczego nie kreuje, a jedynie opisuje rzeczywistość. I nie zgadzam się z tezą, że „wypowiadane przez polityków słowa są faktami, a na etapie trwającej rewolucji telewizja musi te słowa przekazywać". Otóż nie są faktami i telewizja nie musi.
Polska polityka zmieniła się z chwilą powstania TVN 24. Początkowo łagodny kanał informacyjny szybko nabrał politycznego wigoru. Politycy błyskawicznie zrozumieli, że jest to wymarzone narzędzie walki. Że pojawiła się trybuna potężniejsza od sejmowej. Że może być to broń niszcząca jak żadna dotychczas. Natychmiast postanowili z niej skorzystać.
W partiach gwałtownie wyszukano medialnych szulerów i bezwzględnych kłamców przebranych w stroje dyskutantów. Wyłowiono z partyjnych głębin snajperów, którzy dysponują łatwością niszczenia ludzi bez jednego dodatkowego skurczu w sercu. Ich kompetencje w dyskusji są z reguły marne, ale przecież nie o to chodzi – ich zadaniem jest wykańczanie rozmówców na oczach telewidzów. Podcinanie im ścięgien. Przetrącanie ich składnych myśli kastetem agresji. Polityczna grypsera stała się wszechobecnym językiem w mediach. I stała się widowiskiem.
Dziś przed kamerą można nazwać człowieka złodziejem, zdrajcą czy kanalią, można o nim powiedzieć „żenujący" dwadzieścia razy w ciągu kilku minut, można mu zagrozić „ciosem w gębę” – i nic. Można przynieść do studia świński ryj i położyć go na stole – i też nic. Otóż to nie jest opisywanie świata – to jest pokazywanie wynaturzeń. Świat tak nie wygląda.
Co może zrobić telewizja, kiedy polityk kłamie do kamery? Pamiętam z dawnego pobytu w telewizji CBS, że oszczerstwo jest tam raczej niemożliwe. W ciągu kilku godzin taka wypowiedź znikłaby z anteny jako nieważna, gdyż jej obecność rzutowałaby na opinię o stacji, która udzieliła głosu kłamcy. Więc to niewypowiedziane zdanie brzmi: „Panie pośle, nie możemy karmić społeczeństwa rzucanymi bezkarnie pomówieniami. To, co pan mówi, wymaga dowodu. Proszę zarysować dowód, inaczej ta wypowiedź ląduje w koszu, panie pośle".
Co może zrobić telewizja, kiedy polityk odnosi się po chamsku do innego polityka? Aż dziwne, że akurat ja – z natury swej klnący jak szewc ulicznik – muszę takie rzeczy podpowiadać. Otóż prowadzący dyskusję może powiedzieć: „Panie pośle, w naszej stacji przyjęliśmy code of ethics, obrażanie rozmówcy czy pomawianie człowieka nieobecnego nie wchodzi w grę. Bardzo proszę, aby pan używał na antenie innych słów". I kiedy zdumiony poseł Niesiołowski złapie ponownie oddech, można mu dorzucić: „Musi pan pamiętać, że ogląda nas kolejne pokolenie Polaków, nie tylko pańscy wyborcy. Czegoś uczymy ludzi. Chcemy, aby dowiedzieli się, że polityka to nie są wyzwiska, lecz działania na rzecz rozwiązywania problemów społecznych. Musimy być społeczeństwem obywatelskim. Musimy zadbać – i pan, i my – by z tego pokolenia wyrośli patrioci, którzy pociągną to dzieło. Przyszli politycy muszą nauczyć się innego języka. W naszej stacji nie zgadzamy się na język nienawiści”. Pierwszemu dziennikarzowi, który wypowie te słowa, postawię, co tylko chce.
TVN 24 ma piękne hasło: „Cała prawda całą dobę". Jest naprawdę wyjątkowe, jest porównywalne z hasłem Ochsa. Więc podpowiadam: nie jest prawdą o Polsce retransmitowanie politycznej agresji. To jest jedynie prawda o kilku politycznych cynikach. I niestety prawdą jest, że pokazywanie agresywnych zachowań jest kreowaniem w społeczeństwie napięcia. Wszyscyśmy to odczuli, gdy po śmierci Jana Pawła II politycy znikli ze swoimi odzywkami z ekranów. Zaczęło być pięknie i spokojnie. I mimo żałoby odetchnęliśmy z ulgą.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.