Reakcja Jacka uświadomiła mi, jak straszna dziura intelektualna panuje wśród tych, którzy dyskutują o zakazie palenia, a nawet wśród tych, którzy ten zakaz uchwalili i nie są teraz w stanie wyjaśnić dlaczego. Pomogę im, proszę jedynie o skupienie.
Sąd Najwyższy stanu Mississippi zajmował się tą sprawą 15 lat temu. Jest dość dobrze pokazana w filmie „Insider" z Alem Pacino i Russelem Crowe. Oto pracownik jednego z największych koncernów tytoniowych sprzeciwia się dodawaniu do papierosów przez jego firmę substancji amonowych, które przyspieszają absorbcję nikotyny do płuc i są w stanie uczynić nałogowca z każdego, kto zaciągnie się dymem kilka razy.
Byłem wtedy za oceanem, paliłem dość mocne winstony i pall malle w ilości około 40 dziennie. Miały piękny aromat i straszny poziom smoły tudzież piekielną zawartość czystej nikotyny. Ale nie dlatego mnie to zainteresowało. Zafascynowało mnie rozumowanie amerykańskiego sądu, który zadał sobie trud ustalenia, czym jest papierosowy dym.
Najpierw ustalono ponad wszelką wątpliwość, że papieros jest urządzeniem technicznym pomagającym dostarczyć nikotynę do twojego organizmu. Nikt nie pali dla bibułki czy filtra – pali się go, by zaciągnąć się dymem z zawartą w nim nikotyną. W konsekwencji sąd ustalił, że DYM JEST TECHNICZNYM ŚRODKIEM TRANSPORTU NIKOTYNY DO TWOICH PŁUC. Nie jest pięknym dodatkiem do powietrza. Nie wciągasz go ze względu na jego piękny kolor czy aromat, bo gdyby tak było, to można by było wciągać operfumowany dym ze spalonej gazety. Wciąga się go, by nikotyna zawarta w jego drobinach zabuzowała w twojej krwi, oszołomiła cię nieco i zaspokoiła twój nałóg. Powyższa wykładnia stała się obowiązująca na terenie całych USA.
Zrodziło to niezwykłe implikacje prawne. Prawo zakazuje ci dolewać wódki do czyjejś szklanki z herbatą bez zgody zainteresowanego, także podawać komuś pigułki gwałtu. Nie wolno ci rozwiewać w powietrzu proszku kokainy, który na przystanku mogliby wciągnąć przypadkowi ludzie, w tym dzieci – bo to by oznaczało, że zmuszasz ich do zażycia narkotyku. Nie wolno ci potajemnie wyłożyć komuś ścian rakotwórczym azbestem ani postawić w swoim mieszkaniu aparatu rentgenowskiego, który by promieniował przez ściany do sąsiada. Po prostu nie wolno ci czynić krzywdy innemu człowiekowi bez jego wiedzy i aprobaty. A takim czymś jest wysyłanie w kierunku nieznanej ci osoby maleńkich drobinek dymu, czyli transporterów nikotyny. Ochrona czyjejś wolnej woli i prywatności, a nie ochrona zdrowia, legła u podstaw wynalezienia zakazów palenia w USA.
To, że uchroni to miliony palaczy przed prawnym oskarżeniem o zmuszanie innych ludzi do zażycia narkotyku, było efektem ubocznym. Efektem ubocznym był też wyrok nakazujący amerykańskiemu przemysłowi tytoniowemu wypłacenie aż 270 miliardów dolarów odszkodowania na poczet przyszłych roszczeń ze strony osób, które zostały zmuszone do bezwiednego poddania się konsumpcji nikotyny.
Tytoń to dzieło natury. Nikotyna jest szkodliwa, ale dopuszczona do obiegu. Nikt nie zabrania nikomu żucia tytoniu, podobnie jak nie zabrania picia kawy, która zawiera kofeinę. W obu przypadkach nic się nie dzieje poza twoim organizmem. Jedyne, co cierpi, to twoje ślinianki. Pewnego dnia może na twoich wargach pojawić się narośl nowotworowa, ale to jest wyłącznie twój problem i twoje ryzyko. Nikotyna grasuje w twoim organizmie na twoją wyłączność. Nie wolno ci jej wstrzyknąć do niczyich żył, tak jak nie wolno ci wstrzyknąć do niczyich żył morfiny, Jacku. Chyba że ofiara zechce.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.