Był pyskaty, miał fortunę i bzika. W zeszłym tygodniu zmarł Aleksander Gudzowaty, jeden z najsławniejszych biznesmenów III RP.
Chciałbym zobaczyć tę salę balową, którą postawił pan w Puszczy Kampinoskiej. Zgodzi się pan? – Jeden z najpiękniejszych budynków w Europie. Jestem w szpitalu. Odezwę się za trzy dni – mówił zachrypniętym, charakterystycznym głosem Aleksander Gudzowaty. Po siedmiu dniach, w ostatni czwartek, przyszła wiadomość, że zmarł. Ta sala balowa to był jeden z jego wielu bzików. A było tak. Kilka lat temu w szpitalu lekarze przypadkowo zarazili Gudzowatego gronkowcem. Biznesmen cudem uciekł śmierci spod kosy. Jeździł na wózku, w końcu z trudem chodził o lasce, nigdy nie wrócił do pełni zdrowia. Sześć lat temu byłem w jego rezydencji w Mariewie, na skraju Puszczy Kampinoskiej. Siedział na wózku inwalidzkim w wielkim salonie z architektem, którego ściągnął z Francji. – Co pan znów wymyślił? – pytałem. – Białą, piękną salę balową w środku lasu. Chcę przed śmiercią zobaczyć, jak 50 par tańczy w niej walca wiedeńskiego. Takie mam marzenie – wyjaśnił z powagą. Kilkanaście dni temu pytałem byłego premiera Leszka Millera, czy Gudzowaty postawił tę salę. – Pewnie, imponująca! Sprowadza tam najlepsze grupy taneczne, jakie sobie można wyobrazić – odpowiadał lider SLD. Można więc powiedzieć, że marzenie Gudzowatego się spełniło.
Więcej możesz przeczytać w 8/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.