Gwiazdy kina więcej czasu spędzają pijąc drinki w green room niż w sali, gdzie wręczane są Oscary
Kto jest dzisiaj najszczęśliwszym człowiekiem na świecie? - Roman Polański. - Kto jest najnieszczęśliwszym? - Martin Scorsese - krzyczał w noc rozdania Oscarów reporter CNN. Oscara dla Polańskiego nie spodziewali się najwięksi fani reżysera, zwłaszcza po odświeżeniu przez konkurencję seksualnej afery sprzed 25 lat. Kampania negatywna zakrojona była na tak dużą skalę, że jeszcze w dzień przed galą w "Los Angeles Times" ukazał się sensacyjny wywiad z ofiarą reżysera - Samanthą Geimer. Apelowała ona do amerykańskich filmowców: "Oceniajcie film, a nie człowieka. Jeśli zasłużył na nagrodę, to mu ją przyznajcie!". Samantha, od lat szczęśliwa mężatka, matka trójki dzieci, przyznała, że do uwiedzenia Polańskiego namówiła ją - wówczas 13-letnią dziewczynkę - jej własna matka. Liczyła, że otworzy to jej drzwi do kariery. Dziś uważa, że prawnicy skrzywdzili Polańskiego, który nie uchylał się od winy. Gdyby sędzia nie wycofał się z wcześniejszych ustaleń, sprawa zakończyłaby się ugodą stron.
Członkowie akademii potrafili oddzielić życie od kina. Z ich opinią zgadzają się filmowcy z Hollywood, co było widać podczas gali. Kiedy Harrison Ford odczytał nazwisko laureata, sala początkowo mocno zdziwiona zatrzęsła się od braw. Najmocniej klaskał Jack Nicholson. "Polański to reżyserski geniusz" - mówił Roland Harwood, uhonorowany Oscarem za scenariusz "Pianisty". Aktor Robert Duvall komentował z przejęciem: "Sprawiedliwości stało się zadość - to bezsprzecznie najlepszy film roku". Jedynie zdruzgotany Martin Scorsese skrytykował decyzję akademii.
Wojenna asceza
"Jesteście w najbezpieczniejszym miejscu na świecie. Czujcie się bardziej chronieni niż niemowlęta w kołyskach" - uspokajał dziennikarzy jeszcze przed oscarową galą Frank Pierson, szef Amerykańskiej Akademii Filmowej. Nie przesadzał. Bezpieczeństwa gości 75. edycji Oscarów strzegły w tym roku oprócz stanowej policji i Gwardii Narodowej, również CIA i FBI. Jak dowcipnie komentowali organizatorzy, Kodak Theatre był tak chroniony, że niezauważona nie przecisnęłaby się nawet Ally McBeal, czyli chuda jak patyk Calista Flockhart.
W tym roku zabrakło jedynie słynnego czerwonego dywanu, na którym przy okazji Oscarów odbywa się największy na świecie pokaz mody. Połowa pań obecnych w Kodak Theatre ograniczyła się do małych czarnych. Co prawda kreację Julii Roberts zaprojektował Gianni Versace, Nicole Kidman - Jean-Paul Gaultier, zaś Salmy Hayek - Ives Saint-Laurent, ale wszystkie te stroje zwracały uwagę prostotą stylu. Nie wzbogacił się w tym roku na oscarowej gali Harry Winston, najsłynniejszy jubiler świata, którego biżuteria warta miliony dolarów wypożyczana jest na ten wieczór przez gwiazdy. Wyjątkowo zgodne w tym wypadku damy Hollywood uznały, że blichtr nie idzie w parze z wojennymi nastrojami. Podczas samej gali - wbrew obawom organizatorów - aluzje do sytuacji w Iraku nie były nachalne. Nie licząc antyamerykańskiego wystąpienia dokumentalisty Michaela Moore'a, wygwizdanego zresztą przez salę, reszta zachowała się nader powściągliwie.
W pokoju zwierzeń
Marzeniem każdego dziennikarza akredytowanego podczas oscarowej gali jest przepustka do interview room, do którego prosto ze sceny trafiają wszyscy laureaci. Dopiero tam puszczają im nerwy - śmieją się i płaczą. Nietrudno wówczas wyciągnąć od nich najbardziej osobiste zwierzenia. "Tylko moja mama do końca wierzyła, że tym razem dostanę Oscara" - ze łzami w oczach zapewniała Nicole Kidman. Kiedy tuż po uroczystości ochrona wręczyła jej telegram gratulacyjny od byłego męża Toma Cruise'a, media informowały o tym fakcie co godzinę. Wszystkich przebił jednak Adrien Brody, który niemal tańczył z radości podczas rozmów z dziennikarzami. "Byłem gotów się założyć o milion dolarów, że nie ja zwyciężę" - mówił. Pedro Almodóvar tłumaczył, że kocha Amerykę, ale uważa, iż jej prezydent popełnił straszny błąd, decydując się na wojnę z Irakiem. Najbardziej spontaniczna okazała się Catherine Zeta-Jones (w zaawansowanej ciąży), którą Michael Douglas musiał siłą zabierać z pokoju dziennikarzy. Śpiewała w kuluarach szlagier z "Chicago" i radziła się w kwestii imienia potomka (Oscar wykluczony - zapewniała). Na serio rozpaczał przed dziennikarzami Martin Scorsese, który do końca był pewien Oscara za reżyserię filmu "Gangi Nowego Jorku".
Żaden dziennikarz nie dowiedział się, niestety, co o swoim sukcesie myśli Roman Polański. Polskiego reżysera nawet Oscar, jak wcześniej Złota Palma, nie skłoniły do udzielania wywiadów. Od jego producenta Gene'a Gutowskiego dowiedzieliśmy się, że świętował swój sukces w Paryżu, z rodziną i butelką szampana - o szóstej rano. - Kiedy do niego zadzwoniłem, powiedział mi tylko: "Prawda, że nie jest źle?" - mówi "Wprost" Gutowski.
Największy show planety
Od strony organizacyjnej Oscary to absolutne mistrzostwo świata. Ceremonia z pozoru spontaniczna, tak naprawdę punkt po punkcie trzyma się scenariusza, napisanego jak w dobrym filmie akcji. Nie wyreżyserowana jest jedynie radość laureatów i okrzyki padające ze sceny. Mało kto wie, że nominowani i laureaci podczas uroczystości niewiele przebywają w sali, w której wręczane są nagrody. Wolą spędzać czas w green room - zielonym pokoju, gdzie odbywają się przyjacielskie pogawędki, a kelnerzy podają drinki. Jakim więc cudem telewizyjne kamery pokazują zawsze pełną salę, na której nie widać choćby jednego wolnego miejsca? To wyższa szkoła jazdy. Po pierwsze, kamerzyści doskonale wiedzą, kiedy wolno im filmować konkretną gwiazdę. Po drugie - o to, by nikt nie zauważył absencji nominowanych, dbają tzw. wypełniacze miejsc. Gdy tylko honorowy gość podniesie się z fotela, natychmiast zajmują jego miejsce.
Dbałość o sprawny przebieg ceremonii jest tak wielka, że co roku koperta z nazwiskami laureatów dociera na oscarową galę w dwóch egzemplarzach, dowożona dwoma różnymi samochodami, z których każdy przybywa do celu inną drogą. Tak akademia zabezpiecza się na wypadek nieszczęśliwych zrządzeń - od wypadku poczynając, a na zwyczajnym ulicznym korku kończąc. Efekty tego dmuchania na zimne widoczne są podczas każdej minuty ceremonii - tu nie zdarzają się wpadki, awarie mikrofonów czy chwile kłopotliwego milczenia, znane z rodzimych imprez. Trudno się dziwić, że co roku kilkaset milionów widzów na całym świecie z zapartym tchem śledzi telewizyjną relację z Los Angeles. Z czerwonym dywanem czy bez ceremonia wręczania Oscarów pozostaje najbardziej widowiskowym show planety, nieporównywalnym z żadną inną imprezą filmową.
Justyna Kobus
Członkowie akademii potrafili oddzielić życie od kina. Z ich opinią zgadzają się filmowcy z Hollywood, co było widać podczas gali. Kiedy Harrison Ford odczytał nazwisko laureata, sala początkowo mocno zdziwiona zatrzęsła się od braw. Najmocniej klaskał Jack Nicholson. "Polański to reżyserski geniusz" - mówił Roland Harwood, uhonorowany Oscarem za scenariusz "Pianisty". Aktor Robert Duvall komentował z przejęciem: "Sprawiedliwości stało się zadość - to bezsprzecznie najlepszy film roku". Jedynie zdruzgotany Martin Scorsese skrytykował decyzję akademii.
Wojenna asceza
"Jesteście w najbezpieczniejszym miejscu na świecie. Czujcie się bardziej chronieni niż niemowlęta w kołyskach" - uspokajał dziennikarzy jeszcze przed oscarową galą Frank Pierson, szef Amerykańskiej Akademii Filmowej. Nie przesadzał. Bezpieczeństwa gości 75. edycji Oscarów strzegły w tym roku oprócz stanowej policji i Gwardii Narodowej, również CIA i FBI. Jak dowcipnie komentowali organizatorzy, Kodak Theatre był tak chroniony, że niezauważona nie przecisnęłaby się nawet Ally McBeal, czyli chuda jak patyk Calista Flockhart.
W tym roku zabrakło jedynie słynnego czerwonego dywanu, na którym przy okazji Oscarów odbywa się największy na świecie pokaz mody. Połowa pań obecnych w Kodak Theatre ograniczyła się do małych czarnych. Co prawda kreację Julii Roberts zaprojektował Gianni Versace, Nicole Kidman - Jean-Paul Gaultier, zaś Salmy Hayek - Ives Saint-Laurent, ale wszystkie te stroje zwracały uwagę prostotą stylu. Nie wzbogacił się w tym roku na oscarowej gali Harry Winston, najsłynniejszy jubiler świata, którego biżuteria warta miliony dolarów wypożyczana jest na ten wieczór przez gwiazdy. Wyjątkowo zgodne w tym wypadku damy Hollywood uznały, że blichtr nie idzie w parze z wojennymi nastrojami. Podczas samej gali - wbrew obawom organizatorów - aluzje do sytuacji w Iraku nie były nachalne. Nie licząc antyamerykańskiego wystąpienia dokumentalisty Michaela Moore'a, wygwizdanego zresztą przez salę, reszta zachowała się nader powściągliwie.
W pokoju zwierzeń
Marzeniem każdego dziennikarza akredytowanego podczas oscarowej gali jest przepustka do interview room, do którego prosto ze sceny trafiają wszyscy laureaci. Dopiero tam puszczają im nerwy - śmieją się i płaczą. Nietrudno wówczas wyciągnąć od nich najbardziej osobiste zwierzenia. "Tylko moja mama do końca wierzyła, że tym razem dostanę Oscara" - ze łzami w oczach zapewniała Nicole Kidman. Kiedy tuż po uroczystości ochrona wręczyła jej telegram gratulacyjny od byłego męża Toma Cruise'a, media informowały o tym fakcie co godzinę. Wszystkich przebił jednak Adrien Brody, który niemal tańczył z radości podczas rozmów z dziennikarzami. "Byłem gotów się założyć o milion dolarów, że nie ja zwyciężę" - mówił. Pedro Almodóvar tłumaczył, że kocha Amerykę, ale uważa, iż jej prezydent popełnił straszny błąd, decydując się na wojnę z Irakiem. Najbardziej spontaniczna okazała się Catherine Zeta-Jones (w zaawansowanej ciąży), którą Michael Douglas musiał siłą zabierać z pokoju dziennikarzy. Śpiewała w kuluarach szlagier z "Chicago" i radziła się w kwestii imienia potomka (Oscar wykluczony - zapewniała). Na serio rozpaczał przed dziennikarzami Martin Scorsese, który do końca był pewien Oscara za reżyserię filmu "Gangi Nowego Jorku".
Żaden dziennikarz nie dowiedział się, niestety, co o swoim sukcesie myśli Roman Polański. Polskiego reżysera nawet Oscar, jak wcześniej Złota Palma, nie skłoniły do udzielania wywiadów. Od jego producenta Gene'a Gutowskiego dowiedzieliśmy się, że świętował swój sukces w Paryżu, z rodziną i butelką szampana - o szóstej rano. - Kiedy do niego zadzwoniłem, powiedział mi tylko: "Prawda, że nie jest źle?" - mówi "Wprost" Gutowski.
Największy show planety
Od strony organizacyjnej Oscary to absolutne mistrzostwo świata. Ceremonia z pozoru spontaniczna, tak naprawdę punkt po punkcie trzyma się scenariusza, napisanego jak w dobrym filmie akcji. Nie wyreżyserowana jest jedynie radość laureatów i okrzyki padające ze sceny. Mało kto wie, że nominowani i laureaci podczas uroczystości niewiele przebywają w sali, w której wręczane są nagrody. Wolą spędzać czas w green room - zielonym pokoju, gdzie odbywają się przyjacielskie pogawędki, a kelnerzy podają drinki. Jakim więc cudem telewizyjne kamery pokazują zawsze pełną salę, na której nie widać choćby jednego wolnego miejsca? To wyższa szkoła jazdy. Po pierwsze, kamerzyści doskonale wiedzą, kiedy wolno im filmować konkretną gwiazdę. Po drugie - o to, by nikt nie zauważył absencji nominowanych, dbają tzw. wypełniacze miejsc. Gdy tylko honorowy gość podniesie się z fotela, natychmiast zajmują jego miejsce.
Dbałość o sprawny przebieg ceremonii jest tak wielka, że co roku koperta z nazwiskami laureatów dociera na oscarową galę w dwóch egzemplarzach, dowożona dwoma różnymi samochodami, z których każdy przybywa do celu inną drogą. Tak akademia zabezpiecza się na wypadek nieszczęśliwych zrządzeń - od wypadku poczynając, a na zwyczajnym ulicznym korku kończąc. Efekty tego dmuchania na zimne widoczne są podczas każdej minuty ceremonii - tu nie zdarzają się wpadki, awarie mikrofonów czy chwile kłopotliwego milczenia, znane z rodzimych imprez. Trudno się dziwić, że co roku kilkaset milionów widzów na całym świecie z zapartym tchem śledzi telewizyjną relację z Los Angeles. Z czerwonym dywanem czy bez ceremonia wręczania Oscarów pozostaje najbardziej widowiskowym show planety, nieporównywalnym z żadną inną imprezą filmową.
Justyna Kobus
Redakcja tygodnika "Wprost" dziękuje Yoli Czaderskiej-Hayek, członkini Złotych Globów - Stowarzyszenia Dziennikarzy Prasy Zagranicznej w Hollywood, za ogromną życzliwość i pomoc w dotarciu do najbardziej wpływowych postaci Hollywood oraz możliwość zajrzenia za kulisy oscarowej gali. |
Więcej możesz przeczytać w 14/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.