Listy od czytelników
Przepis gospodarczy
Czy waszego pisma nie czytają prokuratorzy, ekonomiści, decydenci? Czy nasz rząd nie rozumie, że w tym kraju oprócz złodziei i kombinatorów nikt już nie ma pieniędzy, że banki nie udzielają kredytów, bo coraz więcej firm pada zarżniętych nieludzkimi podatkami, potwornym ZUS-em i na przerośniętym "okładem" socjalnym, który działa na niekorzyść zarówno pracodawców, jak i pracowników?
Oto mój przepis na wzrost gospodarczy kraju: likwidacja ulg podatkowych z jednoczesnym drastycznym zmniejszeniem personelu urzędów podatkowych; wprowadzenie podatku liniowego, co wpłynie na minimalizację szarej i czarnej strefy ekonomicznej; obniżenie "podatku" ZUS, które spowoduje przyrost zatrudnienia pracowników w sektorze prywatnym i nie tylko, wzrost realnych wynagrodzeń, obniżenie kosztów bezrobocia, nakładów na tzw. socjal oraz znaczny wzrost wpływów ZUS; rewizja przepisów prawa i kodeksu pracy - doprowadzenie do stabilizacji i przewidywalności systemu.
Wprowadzenie tego w życie da: spadek bezrobocia i kosztów jego obsługi; wzrost wpływów do budżetu z tytułu podatków od wynagrodzeń; napływ kapitału zagranicznego związany z normalizacją sytua-cji w kraju, a w sumie wzrost stopy życiowej całego narodu, pod warunkiem że znowu banda nieudaczników i oszołomów nie zmarnuje takiej szansy.
WIESŁAW ZALEWSKI
Fucha ministra
W artykule "Fucha ministra" (nr 13) pojawiły się błędne informacje. Do "dwuetatowców" - polityków dorabiających jako pracownicy naukowi - bezpodstawnie zaliczono Piotra Sawickiego (podsekretarza stanu w Ministerstwie Finansów), Andrzeja Chodkowskiego (podsekretarza stanu w Ministerstwie Rolnictwa) oraz Jacka Piechotę (sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej). Źródłem błędnych informacji był Artur Lompart, rzecznik prasowy Uniwersytetu Warszawskiego.
Janina Blikowska
Węzeł kolejowy
Autor artykułu "Węzeł kolejowy" (nr 10) nie wspomniał, że transport publiczny nie może normalnie funkcjonować, bo jest zbyt drogi w stosunku do przychodów ludności. To, że mamy szosy w fatalnym stanie, wynika z faktu, iż transport drogowy zastąpił PKP jako tańszy i wygodniejszy. Przeciętny Polak zarabia 4 zł na godzinę, czyli około 1 euro. Przejazd pociągiem z Katowic do Bielska (55 km) kosztuje 8,50 zł; we Włoszech nieznacznie drożej - 2,89 euro. Kuszetka: w Polsce - 50 zł, we Włoszech - 11 euro, w Czechach - 82 CZK, na Słowacji - 70 SKK, a więc też porównywalnie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby polski robotnik - jak Włoch czy Niemiec - zarabiał 6 tys. zł miesięcznie, a nie 700 zł. Należy obniżyć koszty własne i ceny biletów, co upowszechni podróżowanie koleją i da zysk PKP nawet przy niewielkich marżach jednostkowych.
Piszecie o przeroście zatrudnienia w PKP. W Czechach na każdej większej stacyjce jest dyżurny ruchu, czynna kasa biletowa i czynny bufet, bo tam się to opłaca. Dlaczego w Polsce nie?
MARIA ŁUCZAK
Szkoła Kiepskich
Z wielkim zaskoczeniem przeczyta-liśmy w artykule "Szkoła Kiepskich" (nr 11) akapit dotyczący Politechniki Warszawskiej. Autorzy piszą w nim, że "kiedy na Politechnice Warszawskiej zatrudniono amerykańskich wykładowców, polscy profesorowie robili wszystko, by nie przyjechali oni z następnym cyklem wykładów. Po prostu studenci widzieli zbyt dużą różnicę jakości nauczania. W następnym roku zagranicznej konkurencji już nie było".
Jest to stwierdzenie fałszywe i wysoce krzywdzące. Nie mamy (i nie zatrudnialiśmy w ostatnich latach) wykładowców amerykańskich. Zatrudnialiśmy i zatrudniamy etatowych wykładowców z innych krajów: z Wielkiej Brytanii, Szwecji, Ukrainy, Niemiec, Azerbejdżanu, nawet z Peru. W Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej ponad połowę zajęć prowadzą obcokrajowcy. Nie ma wśród nich wykładowców amerykańskich, co wcale nie znaczy, że nie ma Amerykanów na naszej uczelni. W każdym roku akademickim zapraszamy wybitnych uczonych, także amerykańskich, m. in. do wygłoszenia gościnnych referatów podczas seminariów organizowanych na naszej uczelni.
W 2000 r. - za wieloletnią współpracę między Politechniką a University of Minnesota oraz rozwój wzajemnych kontaktów polskich i amerykańskich uczonych - wyróżniliśmy Medalem Politechniki Warszawskiej profesora Edwarda Bruca Lee z University of Minnesota, który wielokrotnie gościł u nas, prowadząc wykłady, seminaria i indywidualne konsultacje.
Ewa Chybińska,
rzecznik prasowy Politechniki Warszawskiej
Publiczne media bezpartyjne
Przeciągająca się w czasie działalność komisji sejmowej w sprawie afery Rywina ujawnia, jacy ludzie pełnią wysokie funkcje publiczne, czyli kto nami rządzi za wysokie pensje z naszych podatków. Z zeznań ministra Czarzastego wynika, iż nie widzi on niczego niestosownego w tym, że nadzorowana przez niego TVP kupuje programy od firmy, której on jest udziałowcem. Mówi bez żenady, że nie umie się posługiwać komputerem w elementarnym choćby zakresie. Wstyd - dzieci to potrafią! Znamienny jest też poziom polszczyzny piastujących stanowiska ministrów, prezesów, np.: "wziełem" zamiast "wziąłem", "ilość nadawców" zamiast "liczba nadawców", "cyfra" zamiast "liczba" itp.
Pierwszorzędne kryterium oceny stanowi jednak jakość, a raczej bylejakość większości programów nadawanych w telewizji. Moim zdaniem, należałoby KRRiTV rozwiązać i jej obowiązki powierzyć przedstawicielom wyłonionym przez stowarzyszenia wyższej użyteczności publicznej - znanym z osiągnięć zawodowych, a nie związanym z polityką czy politykami. A prywatni nadawcy? Niech rosną, niech tworzą imperia. Niech nadają cokolwiek w myśl konstytucyjnej wolności słowa. Byle to nie naruszało prawa. Udzielenie zezwolenia powinno być formalnością, a przydział limitowanych częstotliwości powinien następować według przejrzystych reguł konkursowych. Wydaje się, że z nową inicjatywą ustawodawczą winien wystąpić prezydent. Warto walczyć o telewizję i radio publiczne - bezpartyjne, informacyjne, kulturotwórcze, etyczne, estetyczne.
EWA KLUZKA
Testament Kwaśniewskiego
Coraz częściej można usłyszeć, że Polsce potrzebny jest silny przywódca. Autor artykułu "Testament Kwaśniewskiego" (nr 8) uzupełnił ten pogląd stwierdzeniem: "(...) a takiego prędzej uda się wyłonić w wyborach prezydenckich niż podczas koalicyjnych targów między partiami". W Polsce, niestety, nie ma pewności, że wśród kandydatów na urząd prezydenta będzie osoba zdolna udźwignąć cały ciężar władzy wykonawczej. Ponadto system prezydencki niesie niebezpieczeństwo, że polityk, wykorzystując społeczne nastroje, zdobędzie władzę, która przerasta jego możliwości i umiejętności. Przykład Stana Tymińskiego pokazał, że nawet człowiek znikąd może odnieść znaczący sukces w wyborach prezydenckich. Samo poparcie kandydata przez naród nie świadczy - jak widać - o tym, że ma on jakiekolwiek kwalifikacje do sprawowania rządów. Trzeba zaznaczyć przy tym, że odwołanie prezydenta w systemie prezydenckim jest trudne; jeśli nie naruszy on konstytucji i nie dopuści się jakiegoś szczególnie negatywnego czynu - jest to praktycznie niemożliwe.
ŁUKASZ A. KOWALSKI
Plan katastrofy
Cieszę się, że ujawniliście w artykule "Plan katastrofy" (nr 13) trochę szczegółów ściśle tajnego programu ministra Kołodki. Jestem twórcą, dlatego szczególnie istotne było dla mnie ujawnienie zamiaru likwidacji prawa twórców do odliczania od podatku kosztów uzyskania przychodu. Jak piszą autorzy artykułu, spowoduje to podwyżkę podatków z tytułu korzystania z praw autorskich o 70-80 proc. Pozwolę sobie sprostować tę informację. Według moich obliczeń, dla przychodów mieszczących się w pierwszym progu podatkowym, czyli 37 924 zł, będzie to wzrost o 100 proc., natomiast w wypadku przychodów obłożonych najwyższą stawką podatkową, czyli 74 048 zł, będzie to już wzrost podatku o 270 proc.
Nie rozumiem, dlaczego zamierza się odebrać twórcom prawo do pomniejszenia aktualnie uzyskiwanych przychodów o wcześniej poniesione koszty. W żaden sposób nie można utożsamiać tego prawa z ulgą podatkową. Jest to jedynie prawne uznanie przez państwo faktycznie poniesionych przez twórców kosztów. Przypomnę, że prawo twórców do zryczałtowanych kosztów uzyskania przychodów obowiązuje w Polsce od 50 lat. Z tego wynika, że do czasów ministra Kołodki urzędnicy państwowi nie widzieli potrzeby "łupienia" twórców, zapewne rozumieli, że ich dorobek powiększa ogólnonarodowe dobra kultury i nauki.
TOMASZ TRZCIŃSKI
PZPR "Solidarność"
Mój list jest głosem poparcia dla jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW), o których pisał Rafał Ziemkiewicz ("PZPR 'Solidarność', nr 4). W sytuacji, w jakiej znalazła się Polska, to jedyna nadzieja, aby nasz kraj stał się praworządny. Jedynymi partiami, które mają zagwarantowany byt polityczny w systemie proporcjonalnym, są ugrupowania postkomunistyczne SLD i PSL. W wyborach proporcjonalnych funkcjonować mogą tylko scentralizowane, zbiurokratyzowane partie typu wodzowskiego. To biuro polityczne partii wyznacza kandydatów na posłów i radnych, jasne więc, że później są tej centrali podporządkowani.
W małych jednomandatowych okręgach wyborczych kandydatów już nie przywozi się w teczkach, muszą sami zapracować na swój wybór i zdobyć co najmniej kilkanaście tysięcy głosów poparcia. W ten sposób pojawiają się nowi ludzie, niewygodni dla partyjnej centrali. Powstaje konflikt interesów i dotychczasowa struktura partii nie daje się utrzymać. Partia musi zmienić przywództwo i wymienić elitę. W wyborach JOW, by wygrać, trzeba zdobyć realne poparcie co najmniej 30 proc. wyborców, co pokazują statystyki wyborcze w krajach, w których takie wybory się odbywają (Włochy, Wielka Brytania, USA). W Polsce trudno znaleźć okręgi, gdzie 30 proc. wyborców popierałoby postkomunistów. W ostatnich wyborach, które wygrał SLD z prawie 40-procentowym poparciem, wzięła udział mniej niż połowa uprawnionych do głosowania. To znaczy, że na wszystkich obecnych posłów głosowało 20 proc. wszystkich wyborców. Wynika z tego, że zaledwie jeden Polak na pięciu ma swego przedstawiciela w Sejmie. Mniej niż połowa tych głosów padła na SLD. To oznacza, że postkomunistyczni posłowie reprezentują zaledwie 10 proc. wszystkich wyborców.
Przy takiej ordynacji jak w Polsce poseł może mieć w nosie, co o nim myślą wyborcy, może być oskarżany o złodziejstwa i malwersacje, a i tak, jeśli taka jest wola partyjnej "góry", wejdzie do parlamentu. Większość afer w Polsce nie zostaje wykryta, ponieważ politycy sami są w nie zamieszani.
RYSZARD SZECHTER
Czy waszego pisma nie czytają prokuratorzy, ekonomiści, decydenci? Czy nasz rząd nie rozumie, że w tym kraju oprócz złodziei i kombinatorów nikt już nie ma pieniędzy, że banki nie udzielają kredytów, bo coraz więcej firm pada zarżniętych nieludzkimi podatkami, potwornym ZUS-em i na przerośniętym "okładem" socjalnym, który działa na niekorzyść zarówno pracodawców, jak i pracowników?
Oto mój przepis na wzrost gospodarczy kraju: likwidacja ulg podatkowych z jednoczesnym drastycznym zmniejszeniem personelu urzędów podatkowych; wprowadzenie podatku liniowego, co wpłynie na minimalizację szarej i czarnej strefy ekonomicznej; obniżenie "podatku" ZUS, które spowoduje przyrost zatrudnienia pracowników w sektorze prywatnym i nie tylko, wzrost realnych wynagrodzeń, obniżenie kosztów bezrobocia, nakładów na tzw. socjal oraz znaczny wzrost wpływów ZUS; rewizja przepisów prawa i kodeksu pracy - doprowadzenie do stabilizacji i przewidywalności systemu.
Wprowadzenie tego w życie da: spadek bezrobocia i kosztów jego obsługi; wzrost wpływów do budżetu z tytułu podatków od wynagrodzeń; napływ kapitału zagranicznego związany z normalizacją sytua-cji w kraju, a w sumie wzrost stopy życiowej całego narodu, pod warunkiem że znowu banda nieudaczników i oszołomów nie zmarnuje takiej szansy.
WIESŁAW ZALEWSKI
Fucha ministra
W artykule "Fucha ministra" (nr 13) pojawiły się błędne informacje. Do "dwuetatowców" - polityków dorabiających jako pracownicy naukowi - bezpodstawnie zaliczono Piotra Sawickiego (podsekretarza stanu w Ministerstwie Finansów), Andrzeja Chodkowskiego (podsekretarza stanu w Ministerstwie Rolnictwa) oraz Jacka Piechotę (sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej). Źródłem błędnych informacji był Artur Lompart, rzecznik prasowy Uniwersytetu Warszawskiego.
Janina Blikowska
Węzeł kolejowy
Autor artykułu "Węzeł kolejowy" (nr 10) nie wspomniał, że transport publiczny nie może normalnie funkcjonować, bo jest zbyt drogi w stosunku do przychodów ludności. To, że mamy szosy w fatalnym stanie, wynika z faktu, iż transport drogowy zastąpił PKP jako tańszy i wygodniejszy. Przeciętny Polak zarabia 4 zł na godzinę, czyli około 1 euro. Przejazd pociągiem z Katowic do Bielska (55 km) kosztuje 8,50 zł; we Włoszech nieznacznie drożej - 2,89 euro. Kuszetka: w Polsce - 50 zł, we Włoszech - 11 euro, w Czechach - 82 CZK, na Słowacji - 70 SKK, a więc też porównywalnie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby polski robotnik - jak Włoch czy Niemiec - zarabiał 6 tys. zł miesięcznie, a nie 700 zł. Należy obniżyć koszty własne i ceny biletów, co upowszechni podróżowanie koleją i da zysk PKP nawet przy niewielkich marżach jednostkowych.
Piszecie o przeroście zatrudnienia w PKP. W Czechach na każdej większej stacyjce jest dyżurny ruchu, czynna kasa biletowa i czynny bufet, bo tam się to opłaca. Dlaczego w Polsce nie?
MARIA ŁUCZAK
Szkoła Kiepskich
Z wielkim zaskoczeniem przeczyta-liśmy w artykule "Szkoła Kiepskich" (nr 11) akapit dotyczący Politechniki Warszawskiej. Autorzy piszą w nim, że "kiedy na Politechnice Warszawskiej zatrudniono amerykańskich wykładowców, polscy profesorowie robili wszystko, by nie przyjechali oni z następnym cyklem wykładów. Po prostu studenci widzieli zbyt dużą różnicę jakości nauczania. W następnym roku zagranicznej konkurencji już nie było".
Jest to stwierdzenie fałszywe i wysoce krzywdzące. Nie mamy (i nie zatrudnialiśmy w ostatnich latach) wykładowców amerykańskich. Zatrudnialiśmy i zatrudniamy etatowych wykładowców z innych krajów: z Wielkiej Brytanii, Szwecji, Ukrainy, Niemiec, Azerbejdżanu, nawet z Peru. W Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej ponad połowę zajęć prowadzą obcokrajowcy. Nie ma wśród nich wykładowców amerykańskich, co wcale nie znaczy, że nie ma Amerykanów na naszej uczelni. W każdym roku akademickim zapraszamy wybitnych uczonych, także amerykańskich, m. in. do wygłoszenia gościnnych referatów podczas seminariów organizowanych na naszej uczelni.
W 2000 r. - za wieloletnią współpracę między Politechniką a University of Minnesota oraz rozwój wzajemnych kontaktów polskich i amerykańskich uczonych - wyróżniliśmy Medalem Politechniki Warszawskiej profesora Edwarda Bruca Lee z University of Minnesota, który wielokrotnie gościł u nas, prowadząc wykłady, seminaria i indywidualne konsultacje.
Ewa Chybińska,
rzecznik prasowy Politechniki Warszawskiej
Publiczne media bezpartyjne
Przeciągająca się w czasie działalność komisji sejmowej w sprawie afery Rywina ujawnia, jacy ludzie pełnią wysokie funkcje publiczne, czyli kto nami rządzi za wysokie pensje z naszych podatków. Z zeznań ministra Czarzastego wynika, iż nie widzi on niczego niestosownego w tym, że nadzorowana przez niego TVP kupuje programy od firmy, której on jest udziałowcem. Mówi bez żenady, że nie umie się posługiwać komputerem w elementarnym choćby zakresie. Wstyd - dzieci to potrafią! Znamienny jest też poziom polszczyzny piastujących stanowiska ministrów, prezesów, np.: "wziełem" zamiast "wziąłem", "ilość nadawców" zamiast "liczba nadawców", "cyfra" zamiast "liczba" itp.
Pierwszorzędne kryterium oceny stanowi jednak jakość, a raczej bylejakość większości programów nadawanych w telewizji. Moim zdaniem, należałoby KRRiTV rozwiązać i jej obowiązki powierzyć przedstawicielom wyłonionym przez stowarzyszenia wyższej użyteczności publicznej - znanym z osiągnięć zawodowych, a nie związanym z polityką czy politykami. A prywatni nadawcy? Niech rosną, niech tworzą imperia. Niech nadają cokolwiek w myśl konstytucyjnej wolności słowa. Byle to nie naruszało prawa. Udzielenie zezwolenia powinno być formalnością, a przydział limitowanych częstotliwości powinien następować według przejrzystych reguł konkursowych. Wydaje się, że z nową inicjatywą ustawodawczą winien wystąpić prezydent. Warto walczyć o telewizję i radio publiczne - bezpartyjne, informacyjne, kulturotwórcze, etyczne, estetyczne.
EWA KLUZKA
Testament Kwaśniewskiego
Coraz częściej można usłyszeć, że Polsce potrzebny jest silny przywódca. Autor artykułu "Testament Kwaśniewskiego" (nr 8) uzupełnił ten pogląd stwierdzeniem: "(...) a takiego prędzej uda się wyłonić w wyborach prezydenckich niż podczas koalicyjnych targów między partiami". W Polsce, niestety, nie ma pewności, że wśród kandydatów na urząd prezydenta będzie osoba zdolna udźwignąć cały ciężar władzy wykonawczej. Ponadto system prezydencki niesie niebezpieczeństwo, że polityk, wykorzystując społeczne nastroje, zdobędzie władzę, która przerasta jego możliwości i umiejętności. Przykład Stana Tymińskiego pokazał, że nawet człowiek znikąd może odnieść znaczący sukces w wyborach prezydenckich. Samo poparcie kandydata przez naród nie świadczy - jak widać - o tym, że ma on jakiekolwiek kwalifikacje do sprawowania rządów. Trzeba zaznaczyć przy tym, że odwołanie prezydenta w systemie prezydenckim jest trudne; jeśli nie naruszy on konstytucji i nie dopuści się jakiegoś szczególnie negatywnego czynu - jest to praktycznie niemożliwe.
ŁUKASZ A. KOWALSKI
Plan katastrofy
Cieszę się, że ujawniliście w artykule "Plan katastrofy" (nr 13) trochę szczegółów ściśle tajnego programu ministra Kołodki. Jestem twórcą, dlatego szczególnie istotne było dla mnie ujawnienie zamiaru likwidacji prawa twórców do odliczania od podatku kosztów uzyskania przychodu. Jak piszą autorzy artykułu, spowoduje to podwyżkę podatków z tytułu korzystania z praw autorskich o 70-80 proc. Pozwolę sobie sprostować tę informację. Według moich obliczeń, dla przychodów mieszczących się w pierwszym progu podatkowym, czyli 37 924 zł, będzie to wzrost o 100 proc., natomiast w wypadku przychodów obłożonych najwyższą stawką podatkową, czyli 74 048 zł, będzie to już wzrost podatku o 270 proc.
Nie rozumiem, dlaczego zamierza się odebrać twórcom prawo do pomniejszenia aktualnie uzyskiwanych przychodów o wcześniej poniesione koszty. W żaden sposób nie można utożsamiać tego prawa z ulgą podatkową. Jest to jedynie prawne uznanie przez państwo faktycznie poniesionych przez twórców kosztów. Przypomnę, że prawo twórców do zryczałtowanych kosztów uzyskania przychodów obowiązuje w Polsce od 50 lat. Z tego wynika, że do czasów ministra Kołodki urzędnicy państwowi nie widzieli potrzeby "łupienia" twórców, zapewne rozumieli, że ich dorobek powiększa ogólnonarodowe dobra kultury i nauki.
TOMASZ TRZCIŃSKI
PZPR "Solidarność"
Mój list jest głosem poparcia dla jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW), o których pisał Rafał Ziemkiewicz ("PZPR 'Solidarność', nr 4). W sytuacji, w jakiej znalazła się Polska, to jedyna nadzieja, aby nasz kraj stał się praworządny. Jedynymi partiami, które mają zagwarantowany byt polityczny w systemie proporcjonalnym, są ugrupowania postkomunistyczne SLD i PSL. W wyborach proporcjonalnych funkcjonować mogą tylko scentralizowane, zbiurokratyzowane partie typu wodzowskiego. To biuro polityczne partii wyznacza kandydatów na posłów i radnych, jasne więc, że później są tej centrali podporządkowani.
W małych jednomandatowych okręgach wyborczych kandydatów już nie przywozi się w teczkach, muszą sami zapracować na swój wybór i zdobyć co najmniej kilkanaście tysięcy głosów poparcia. W ten sposób pojawiają się nowi ludzie, niewygodni dla partyjnej centrali. Powstaje konflikt interesów i dotychczasowa struktura partii nie daje się utrzymać. Partia musi zmienić przywództwo i wymienić elitę. W wyborach JOW, by wygrać, trzeba zdobyć realne poparcie co najmniej 30 proc. wyborców, co pokazują statystyki wyborcze w krajach, w których takie wybory się odbywają (Włochy, Wielka Brytania, USA). W Polsce trudno znaleźć okręgi, gdzie 30 proc. wyborców popierałoby postkomunistów. W ostatnich wyborach, które wygrał SLD z prawie 40-procentowym poparciem, wzięła udział mniej niż połowa uprawnionych do głosowania. To znaczy, że na wszystkich obecnych posłów głosowało 20 proc. wszystkich wyborców. Wynika z tego, że zaledwie jeden Polak na pięciu ma swego przedstawiciela w Sejmie. Mniej niż połowa tych głosów padła na SLD. To oznacza, że postkomunistyczni posłowie reprezentują zaledwie 10 proc. wszystkich wyborców.
Przy takiej ordynacji jak w Polsce poseł może mieć w nosie, co o nim myślą wyborcy, może być oskarżany o złodziejstwa i malwersacje, a i tak, jeśli taka jest wola partyjnej "góry", wejdzie do parlamentu. Większość afer w Polsce nie zostaje wykryta, ponieważ politycy sami są w nie zamieszani.
RYSZARD SZECHTER
Więcej możesz przeczytać w 14/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.