Nasi gangsterzy wyprzedzili integrację europejską - już od dawna są w Europie
Mariana Kozinę, czterdziestolatka urodzonego w Katowicach, znają praktycznie wszystkie policje świata. Znają go jednak jako Ricarda Fanchiniego. W latach 90. zdobył on taką pozycję w międzynarodowym świecie przestępczym jak słynny Toto Rina we włoskiej mafii. Fanchini był zresztą jedynym w Europie bossem podziemia, którego włoska mafia uznawała za równoprawnego partnera w interesach. Podobny status zyskał sobie Fanchini w mafiach rosyjskiej oraz tureckiej, a także w narkotykowych kartelach z Cali i Medellin. Szczególnie ważna okazała się dla Koziny współpraca z najpotężniejszą rosyjską organizacją przestępczą, czyli mafią sołncewską. Fanchini zaprzyjaźnił się z jej rezydentem w Stanach Zjednoczonych - Wiaczesławem Iwankowem, pseudonim Japończyk, którego w połowie lat 90. uznawano za ojca chrzestnego rosyjskiej mafii w USA.
Fanchini i Barański, czyli ojcowie założyciele
W połowie lat 90. Fanchini był już tak znanym i zasłużonym gangsterem, że na jego zaproszenie do Warszawy zjechali najważniejsi bossowie z Włoch i Stanów Zjednoczonych. Rok później na Mazurach zorganizował szczyt siedmiu największych mafii z byłego ZSRR. W 1998 r. zaprosił do naszego kraju narkotykowych baronów z Ameryki Południowej. Fanchini ściśle współpracował z Jeremiaszem Barańskim, pseudonim Baranina, sądzonym obecnie w Wiedniu za zlecenie zabójstwa Jacka Dębskiego, ministra sportu w rządzie Jerzego Buzka. Formalnie Barański był rezydentem "Pruszkowa" na Europę, ale faktycznie był szefem tego gangu i jednym z najbardziej liczących się przestępców na Starym Kontynencie.
W 1999 r. Fanchini i Barański kierowali siecią rezydentów w czterdziestu dwóch krajach świata. To oni rekomendowali polskie gangi innym grupom, umożliwiali kontakt ze swoimi rezydentami w poszczególnych krajach, sprzedawali im pomysły na gigantyczne oszustwa, które sprawdziły się już w świecie. To według ich koncepcji działała w Polsce tzw. mafia paliwowa. To Fanchini i Barański finansowali wielki przemyt spirytusu i elektroniki do Polski. To dzięki ich gwarancjom polscy gangsterzy mogli płacić za towar dopiero po sprzedaży. To dzięki nim kolumbijskie kartele narkotykowe przekazywały gangowi pruszkowskiemu kokainę z odroczoną płatnością (takim przywilejem nie cieszyły się mafie z byłego ZSRR czy Turcji).
Fanchini i Barański wprowadzili polskich gangsterów do pierwszej ligi zorganizowanej przestępczości w Europie. Polacy kontrolują dziś handel narkotykami i żywym towarem, a także rynek kradzionych samochodów czy dzieł sztuki w kilkudziesięciu miastach Europy, m.in. w Wiedniu, Berlinie, Hamburgu, Kolonii, Düsseldorfie, Stuttgarcie, Linzu, Rotterdamie, Antwerpii, Nicei, Bordeaux, Kopenhadze, Sztokholmie czy Malmö. Mimo że Barański siedzi w więzieniu w Wiedniu, stworzone przez obu gangsterów sieci nadal sprawnie działają, a zyski z przestępczych interesów zasilają ich konta.
Mafioso agent
Jeremiasz Barański stał się jednym z najbardziej niebezpiecznych przestępców w Europie dzięki parasolowi ochronnemu, jaki rozpościerały nad nim służby specjalne i kryminalne kilku państw. Zaczynał jako informator SB, co już na początku lat 90. pozwoliło mu uniknąć odpowiedzialności za poważne przestępstwo - sprawę zatuszowano. Potem był agentem służb niemieckich, brytyjskich i austriackich. Gdy został zatrzymany w związku z wielkim przemytem papierosów do Niemiec, zwerbował go Federalny Urząd Kryminalny (BKA). Za zgodę na współpracę otrzymał wyrok tylko dwóch lat więzienia w zawieszeniu. BKA pomógł mu też w uzyskaniu austriackiego obywatelstwa. Wkrótce Barański zaczął wykorzystywać opiekę BKA do niszczenia konkurencji - wydał na przykład siatkę handlarzy narkotyków Richarda Habryki. Po trzech latach (w 1997 r.) BKA zerwał z Barańskim współpracę. Niemcy zorientowali się, że dzięki ich pomocy urósł on w siłę i stał się jednym z najważniejszych w Europie handlarzy narkotyków oraz broni, a także przemytnikiem kradzionych samochodów.
Kiedy Barański przestał współpracować z BKA, zgłosił się z ofertą współpracy do służb austriackich. Austriacy uznali go za cennego agenta, bo dzięki jego informacjom zlikwidowali jedenaście gangów z Europy Wschodniej i Środkowej, które działały w Austrii. Wszystkie te grupy były dla Baraniny konkurencją. Zlikwidował je rękami austriackiej policji. W ubiegłym roku okazało się, że policjanci z austriackiej jednostki zajmującej się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej (EDOK), którzy opiekowali się Baraniną, faktycznie dla niego pracowali. Pomagali mu handlować kradzionymi samochodami i narkotykami, przemycali na ogromną skalę papierosy z Chin do Wielkiej Brytanii.
Polska siatka
Ricardo Fanchini stał się promotorem międzynarodowej kariery innych polskich gangsterów. Jednym z nich był Marek Krużel (ps. Oczko), odsiadujący obecnie wyrok szef gangu rządzącego na Pomorzu. Fanchini mianował go szefem przedsiębiorstwa produkującego wódkę Kremlovskaja, a z czasem wprowadził w interesy narkotykowe i umożliwił umieszczenie rezydentów przy kartelach narkotykowych w Cali i Medellin. Fanchini pomógł też w międzynarodowej karierze Andrzejowi Kolikowskiemu, pseudonim Pershing. Ułatwił mu ulokowanie rezydentów w Ameryce Południowej, Holandii, Turcji, Bułgarii, a potem w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.
Gdy Fanchini i Barański zyskali status jednych z najbardziej wpływowych przestępców na świecie, stali się naturalnym oparciem dla polskiej przestępczości zorganizowanej. - Bez ich rekomendacji i osłony nasi przestępcy nie mieliby na Zachodzie szans - przyznaje Adam Rapacki, pierwszy szef wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną, obecnie zastępca komendanta głównego policji, nadzorujący Centralne Biuro Śledcze.
Polscy gangsterzy współpracujący z Fanchinim i Barańskim jako jedyni w Europie mogą obecnie sprowadzić z odroczoną płatnością nawet tonę kokainy z Kolumbii. Mimo rozpracowania tzw. mafii paliwowej wciąż ściągają z Europy Zachodniej (m.in. z Norwegii) hurtowe ilości oleju opałowego, który w Polsce jest sprzedawany jako olej napędowy. Rezydenci z siatki Fanchiniego i Barańskiego w krajach swojego pobytu uchodzą za uczciwych biznesmenów. Mają zarejestrowane firmy, w których piorą pieniądze z nielegalnych interesów. W krajach europejskich, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie rezydentami są zazwyczaj miejscowi gangsterzy, rekomendowani przez zaprzyjaźnionych z Fanchinim mafiosów. W Azji, Afryce i Ameryce Południowej najczęściej działają wysłannicy z Polski. Obecnie w Kolumbii działa jedenastu rezydentów różnych polskich grup. Do niedawna najważniejszym z nich był Adam Utschik. - Miał on bezpośredni kontakt z bossami narkotykowych karteli w Cali i Medellin, dzięki czemu załatwiał nawet kilkutonowe transporty kokainy - mówi Adam Rapacki. Obecnie Utschik siedzi w więzieniu w Ekwadorze, skąd nadal kieruje przestępczymi interesami. Za niecałe dwa lata ma wyjść na wolność.
Polacy kontrolują przerzut narkotyków na tzw. szlaku bałkańskim. Pięciu rezydentów, którzy zajmują się organizacją przemytu heroiny i haszyszu, działa w Hiszpanii. Andrzej Zieliński, ps. Słowik, aresztowany w Hiszpanii (niedawno sprowadzony do Polski), zorganizował tam - głównie wśród Polaków - siatkę przestępczą, która kontrolowała czwartą część rynku kradzionych samochodów. Polskie gangi złodziei aut działają też w Nowym Jorku, Chicago, Detroit oraz Montrealu. Sześciu rezydentów ze "złotego trójkąta" (u zbiegu granic Birmy, Laosu i Kambodży) organizuje przerzuty tzw. białej heroiny do zachodniej Europy. Rezydenci polskich gangów, zajmujący się handlem narkotykami, wrócili również do Afganistanu, skąd uciekli, gdy władzę przejęli talibowie. Działają też w Nigerii i Liberii, gdzie łatwo można prać pieniądze.
- O znaczeniu Polaków w światowym przemycie narkotyków świadczą 244 sprawy karne skierowane w latach 90. do prokuratury przez pion śledczy Urzędu Ochrony Państwa. Dotyczyły one 358 osób, którym zarzucono przemyt 129 ton narkotyków - mówi Magdalena Kluczyńska, rzecznik prasowy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Bossowie wiedeńskiego trójkąta
Za granicą działają też na lokalnych rynkach mniejsze polskie grupy. Co najmniej sześć z nich, głównie ze Śląska, opanowało tzw. trójkąt wiedeński, czyli tereny u zbiegu granic Słowacji, Austrii i Węgier. Polacy weszli do przestępczego podziemia stolicy Austrii. Produkowane u nas narkotyki - amfetamina i ecstasy - zalewają wiedeńskie dyskoteki. Z przemycanego z naszego kraju spirytusu produkowane są w Austrii podróbki alkoholi. Polacy kontrolują także przerzut nielegalnych uchodźców z Rumunii i Ukrainy do Austrii i Niemiec. Reporterzy "Wprost" dotarli do tzw. dziupli (między miastami Satu Mare i Oradea w zachodniej Rumunii), gdzie na przerzut czekało ponad czterdzieści osób. Niedawno holenderska policja ustaliła, że to polscy gangsterzy podłożyli w grudniu ubiegłego roku ładunki wybuchowe w sklepach Ikea. Wcześniej chcieli wymusić okup.
Polscy gangsterzy i przemytnicy na swój sposób wyprzedzili integrację europejską. Oni już od dawna są w Europie. W przeciwieństwie do legalnego biznesu należą do najbardziej ekspansywnych i wpływowych.
Więcej możesz przeczytać w 14/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.