Media wymusiły na polskim parlamencie zaostrzenie prawa przeciwko pedofilom
Pedofile nie powinni korzystać z prawa do zacierania kary i ochrony danych osobowych - twierdziliśmy w artykule "Mordercy dzieci" (nr 40/2002). Opisaliśmy wówczas wielką międzynarodową siatkę pedofilów, do której dotarli reporterzy "Wprost". W Polsce powinien powstać rejestr pedofilów - dowodziliśmy w artykule "Międzynarodówka pedofilów" (nr 50/2001). W tym samym artykule napisaliśmy o siatce pedofilów działającej na Dworcu Centralnym w Warszawie. Podaliśmy cennik usług oraz konkretne miejsca, w których pedofile umawiają się z nieletnimi. Dopiero osiem miesięcy później przeprowadzono policyjną obławę na warszawskim dworcu. To na naszych łamach Janusz Wojciechowski, wicemarszałek Sejmu (PSL), proponował, by sprawą pedofilów zajęła się sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka ("Zmowa milczenia", nr 6/2003). To na naszych łamach posłowie postulowali zaostrzenie prawa przeciw pedofilom ("Sejm przeciw pedofilom", nr 7/2003). Efektem wielkiej antypedofilskiej kampanii w mediach (przede wszystkim we "Wprost", "Życiu Warszawy" i "Super Expressie") było powołanie specjalnej podkomisji sejmowej do zwalczania pedofilii oraz zaproponowanie zmiany prawa, m.in. przedłużenia okresu przedawnienia popełnianych przez pedofilów przestępstw (obecnie 10 lat).
Sprawiedliwość nierychliwa
Po publikacji "Mordercy dzieci" dzięki informacjom i dowodom zebranym przez dziennikarzy "Wprost" do aresztu trafiło siedmiu pedofilów, ale przez wiele miesięcy śledztwo prowadził tylko jeden prokurator. Dopiero po naszych artykułach i interpelacji posłów śledztwo przyspieszono. Tydzień temu pedofile z siatki działającej na Dworcu Centralnym stanęli przed sądem. Sąd dla Warszawy Śródmieścia nie był jednak w stanie ustalić miejsca pobytu dwóch molestowanych chłopców, co może doprowadzić nawet do uniewinnienia oskarżonych. Co więcej, sześciu z dziewięciu oskarżonych odpowiada z wolnej stopy - sąd zwolnił ich z aresztu po wpłaceniu od 15 tys. do 100 tys. zł kaucji. Jeden z nich, Wolfgang G., po wpłaceniu 50 tys. zł kaucji uciekł za granicę.
W Polsce wciąż obowiązuje przepis, zgodnie z którym pedofilów można ścigać przez dziesięć lat od momentu popełnienia przestępstwa. Oznacza to, że gdy na przykład zgwałcony i zastraszony siedmiolatek osiągnie pełnoletność i przestanie się bać ujawnienia prawdy, nie będzie mógł oskarżyć swego kata. - Jestem za tym, by przestępstwo pedofilii w ogóle nie ulegało zatarciu - mówi Cezary Grabarczyk (PO), przewodniczący sejmowej podkomisji do zwalczania pedofilii. - Jeśli to się nie uda, okres przedawnienia należy wydłużyć. Sprawdzamy obecnie, czy nie byłoby to sprzeczne z konstytucją i prawem międzynarodowym.
Uwaga! Tutaj mieszka przestępca seksualny!
Poseł Zbigniew Ziobro (PiS) domaga się zaostrzenia przepisów kodeksu karnego dotyczących pedofilii, w tym podawania nazwisk skazanych prawomocnymi wyrokami do publicznej wiadomości. Akcję postulującą utworzenie rejestru przestępców seksualnych prowadzi od kilku tygodni "Życie Warszawy". Postulat ten trafia jednak na opór prawników, dowodzących, że podejrzany pedofil ma prawo do ochrony danych osobowych, że wprowadzanie rejestrów skazanych za podobne przestępstwa to zamach na podstawowe prawa człowieka i obywatela.
Podobne zastrzeżenia zgłaszali prawnicy w innych krajach. Dopiero nacisk opinii publicznej i ujawnienie zbrodni dokonywanych przez pedofilów wymusiły zmiany. W amerykańskim stanie Oregon dopuszczono nawet oznakowanie domów, w których mieszkają pedofile ("Stop! Sex Offenders Residence!" - "Uwaga! Tutaj mieszka przestępca seksualny!"). 23 lipca 2000 r. brytyjska gazeta "News of The World", nie czekając na uregulowania prawne, opublikowała własny Sex Offenders Register. I nie poniosła z tego tytułu konsekwencji prawnych - działała w imię wyższego dobra. Wprowadzenie w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii rejestrów pedofilów spowodowało, że na drogę przestępstwa wraca tam co trzeci skazany, w Polsce natomiast 87 proc. To dowód na to, że prawo wciąż bardziej chroni u nas przestępców niż ofiary. Na szczęście, także dzięki zaangażowaniu mediów, parlament dojrzał do tego, by to prawo zmienić.
Sprawiedliwość nierychliwa
Po publikacji "Mordercy dzieci" dzięki informacjom i dowodom zebranym przez dziennikarzy "Wprost" do aresztu trafiło siedmiu pedofilów, ale przez wiele miesięcy śledztwo prowadził tylko jeden prokurator. Dopiero po naszych artykułach i interpelacji posłów śledztwo przyspieszono. Tydzień temu pedofile z siatki działającej na Dworcu Centralnym stanęli przed sądem. Sąd dla Warszawy Śródmieścia nie był jednak w stanie ustalić miejsca pobytu dwóch molestowanych chłopców, co może doprowadzić nawet do uniewinnienia oskarżonych. Co więcej, sześciu z dziewięciu oskarżonych odpowiada z wolnej stopy - sąd zwolnił ich z aresztu po wpłaceniu od 15 tys. do 100 tys. zł kaucji. Jeden z nich, Wolfgang G., po wpłaceniu 50 tys. zł kaucji uciekł za granicę.
W Polsce wciąż obowiązuje przepis, zgodnie z którym pedofilów można ścigać przez dziesięć lat od momentu popełnienia przestępstwa. Oznacza to, że gdy na przykład zgwałcony i zastraszony siedmiolatek osiągnie pełnoletność i przestanie się bać ujawnienia prawdy, nie będzie mógł oskarżyć swego kata. - Jestem za tym, by przestępstwo pedofilii w ogóle nie ulegało zatarciu - mówi Cezary Grabarczyk (PO), przewodniczący sejmowej podkomisji do zwalczania pedofilii. - Jeśli to się nie uda, okres przedawnienia należy wydłużyć. Sprawdzamy obecnie, czy nie byłoby to sprzeczne z konstytucją i prawem międzynarodowym.
Uwaga! Tutaj mieszka przestępca seksualny!
Poseł Zbigniew Ziobro (PiS) domaga się zaostrzenia przepisów kodeksu karnego dotyczących pedofilii, w tym podawania nazwisk skazanych prawomocnymi wyrokami do publicznej wiadomości. Akcję postulującą utworzenie rejestru przestępców seksualnych prowadzi od kilku tygodni "Życie Warszawy". Postulat ten trafia jednak na opór prawników, dowodzących, że podejrzany pedofil ma prawo do ochrony danych osobowych, że wprowadzanie rejestrów skazanych za podobne przestępstwa to zamach na podstawowe prawa człowieka i obywatela.
Podobne zastrzeżenia zgłaszali prawnicy w innych krajach. Dopiero nacisk opinii publicznej i ujawnienie zbrodni dokonywanych przez pedofilów wymusiły zmiany. W amerykańskim stanie Oregon dopuszczono nawet oznakowanie domów, w których mieszkają pedofile ("Stop! Sex Offenders Residence!" - "Uwaga! Tutaj mieszka przestępca seksualny!"). 23 lipca 2000 r. brytyjska gazeta "News of The World", nie czekając na uregulowania prawne, opublikowała własny Sex Offenders Register. I nie poniosła z tego tytułu konsekwencji prawnych - działała w imię wyższego dobra. Wprowadzenie w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii rejestrów pedofilów spowodowało, że na drogę przestępstwa wraca tam co trzeci skazany, w Polsce natomiast 87 proc. To dowód na to, że prawo wciąż bardziej chroni u nas przestępców niż ofiary. Na szczęście, także dzięki zaangażowaniu mediów, parlament dojrzał do tego, by to prawo zmienić.
Więcej możesz przeczytać w 31/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.