Cały świat, nie tylko naukowy, obiegła ostatnio informacja o pierwszym szczęśliwym przeszczepieniu ludzkiego języka. Organ podobno się przyjął, pacjent jedynie musi jeszcze się nauczyć mówić. W tym kontekście szczególnie intrygująco brzmi fragment wiadomości o tym, iż dawca pozostaje nieznany. Pytanie: dla kogo? Czy tylko dla mediów, czy również dla biorcy? Osobiście interesowałoby mnie jednak, czym obracam w ustach. A nuż dawca był donosicielem, oszczercą albo entuzjastą miłości francuskiej... Wydaje mi się, że można spokojnie mieć serce świni, nerki krowy oraz wątrobę pawiana. Ale język... To coś tak intymnego, jak nie przymierzając... Zresztą lepiej nie przymierzać! Z drugiej strony, gdyby wspomniany zabieg łączył się z zachowaniem dotychczasowych umiejętności nabywanego organu - to znaczy, montując sobie język jak najbardziej obcy, zdobywałbyś automatycznie zdolność płynnego posługiwania się angielszczyzną, a nawet chińszczyzną, byłaby to zaiste rewelacyjna operacja. Sam chętnie bym się jej poddał. Tyle że, jeśli dawca pozostawałby nieznany, zawsze istniałoby ryzyko, że przyswoimy sobie słownictwo rynsztokowe, więzienną grypserę lub, co gorsza, nowomowę polityków. Nie mówiąc już o inklinacjach do jąkania się lub pokazywania ozora przy każdej okazji.
Miejmy nadzieję, że i w tej sprawie zwycięży jawność. Biorca pozna dawcę, zapewne nieboszczyka, albowiem obyczaj skazywania na ucięcie języka prawie wszędzie zanikł. W każdym razie jestem pewien, że tego typu zabiegi mają przed sobą przyszłość, a przy pewnej dozie fantazji można nawet wyobrazić sobie operacyjną zamianę organów na życzenie - na przykład, posłanka Renata na życzenie telewidzów otrzymałaby język Jana Marii, on w zamian duże, niebieskie oczy (z kurwikami!).
Tymczasem nauka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Za jakiś czas zapewne okaże się możliwe przeszczepianie nie jednego, a dwóch języków do jednej jamy (sorry, Winnetou, ale twoje powiedzonko o człowieku z podwójnym językiem straci wówczas swój pejoratywny sens). Już widzę anonsy prywatnych klinik chirurgicznych: "Za pięć baniek i idiotę przerobimy w poliglotę".
"Może więc warto już dziś zaryzykować" - jak powiedział pewien noblista, zgadzając się na przeszczepienie mu mózgu blondynki.
Miejmy nadzieję, że i w tej sprawie zwycięży jawność. Biorca pozna dawcę, zapewne nieboszczyka, albowiem obyczaj skazywania na ucięcie języka prawie wszędzie zanikł. W każdym razie jestem pewien, że tego typu zabiegi mają przed sobą przyszłość, a przy pewnej dozie fantazji można nawet wyobrazić sobie operacyjną zamianę organów na życzenie - na przykład, posłanka Renata na życzenie telewidzów otrzymałaby język Jana Marii, on w zamian duże, niebieskie oczy (z kurwikami!).
Tymczasem nauka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Za jakiś czas zapewne okaże się możliwe przeszczepianie nie jednego, a dwóch języków do jednej jamy (sorry, Winnetou, ale twoje powiedzonko o człowieku z podwójnym językiem straci wówczas swój pejoratywny sens). Już widzę anonsy prywatnych klinik chirurgicznych: "Za pięć baniek i idiotę przerobimy w poliglotę".
"Może więc warto już dziś zaryzykować" - jak powiedział pewien noblista, zgadzając się na przeszczepienie mu mózgu blondynki.
Więcej możesz przeczytać w 31/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.