Walka z dopingiem w sporcie to hipokryzja! Gdy test kontroli antydopingowej wypada negatywnie, to znaczy, że przygotowanie farmakologiczne sportowca zostało przeprowadzone poprawnie. Jeśli wynik testu jest pozytywny, to oznacza, że trener był idiotą - mówi prof. Siergiej Portugalow, ekspert Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). "Idiotami" są zatem trenerzy trzech polskich ciężarowców, których wykluczono z reprezentacji za stosowanie zabronionych środków dopingujących. Do Aten nie pojedzie też Szymon Kołecki, zdobywca srebrnego medalu w podnoszeniu ciężarów na igrzyskach w Sydney, w którego organizmie wykryto steryd anaboliczny o nazwie nandrolon. Środki dopingujące wykrywa się w Polsce u 2 proc. sportowców - to wynik zbliżony do średniej światowej, ale tajemnicą poliszynela jest to, że regularnie zażywa je co najmniej dziesięć razy więcej zawodników. Doping stosują nawet niepełnosprawni - z tego powodu zdyskwalifikowano 11 uczestników paraolimpiady w Sydney. - Walka z dopingiem to hipokryzja. Sportowcy po ukończeniu 21 lat powinni mieć prawo wyboru i sami decydować o tym, czy stosować doping, czy nie, znając tego skutki - mówi Paweł Januszewski, brązowy medalista mistrzostw Europy w biegu przez płotki.
- Tylko gdy zostaną zniesione wszelkie ograniczenia, lekarze i naukowcy będą mieć pełną kontrolę nad branżą dopingową - powiedział "Wprost" dr John Eliot z Rice University, specjalista w dziedzinie zwiększania wydajności ludzkiego organizmu, autor ukazującej się niedługo w USA książki "Overachievement". - Legalizacja dopingu wszystkim wyjdzie na dobre: sportowcy będą bardziej bezpieczni, jeśli stosowanie środków dopingujących będzie kontrolowane przez ekspertów, a kibice przestaną być oszukiwani - dodaje Grant Ellis, były australijski olimpijczyk, dziś specjalizujący się w nowoczesnych metodach treningu.
Apteka atletów
Lista środków zakazanych przez WADA jest stale aktualizowana i rozszerzana, ale wiadomo, że eksperci agencji zawsze są co najmniej krok za pomysłowymi sportowcami, trenerami i wspomagającymi ich farmakologami. Nawet szefowie antydopingowych laboratoriów przyznają, że nie są w stanie stwierdzić, że ktoś jest stuprocentowo "czysty". W zeszłym roku podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata w Paryżu u amerykańskiej sprinterki Kelli White wykryto modafinil, lek pobudzający, likwidujący zmęczenie i senność. Zawodniczka stosowała go, ponieważ nie figurował wówczas na liście zakazanych środków. Po wielu dyskusjach odebrano jej obydwa zdobyte na imprezie złote medale i ukarano dwuletnią dyskwalifikacją.
Modafinil jest już na liście WADA, ale nadal brakuje na niej wielu środków stymulujących, choćby kofeiny. Nie ma na niej również kreatyny, naturalnego aminokwasu zwiększającego rezerwy energetyczne mięśni, a w połączeniu z odpowiednim treningiem sprzyjającego ich rozrostowi. Do niedawna sportowcy stosowali też ziołowy "spalacz tłuszczu" o nazwie efedra, ale okazało się, że prowadzi to do groźnych zaburzeń pracy serca. Uczeni podejrzewają, że substancja była przyczyną śmierci wielu ludzi, m.in. 23-letniego Steve'a Bechlera, baseballisty Baltimore Orioles. Agencja Żywności i Leków (FDA) zakazała sprzedaży efedry w USA, a przeciw produkującej ją firmie Metabolife toczy się proces o zatajanie danych dotyczących szkodliwych skutków ubocznych przyjmowania preparatu.
Koński dopalacz
Nikt nie wie, jakie są skutki uboczne stosowania kolejnych odmian sterydów anabolicznych. Kilka lat temu Marco Pantani wygrywał wielkie wyścigi kolarskie - Giro d'Italia i Tour de France. Gdy zmarł za zawał serca, okazało się, że stosował nie wykrywalne w tym czasie środki dopingujące, m.in. erytropoetynę (EPO), hormon pobudzający produkcję czerwonych krwinek, co zwiększa wytrzymałość organizmu. W tajnych laboratoriach takie środki otrzymuje się, wprowadzając niewielkie modyfikacje w cząsteczkach znanych preparatów. Tak powstał słynny tetrahydrogestrinon (THG), którego do niedawna nie wykrywały testy antydopingowe. Dopiero gdy jeden z trenerów anonimowo wysłał do amerykańskiego laboratorium strzykawkę z preparatem, sprawa wyszła na jaw. Nowy steryd wykryto u biegaczy Dwaina Chambersa i Reginy Jacobs, Kevina Totha (pchnięcie kulą) i Johna Mc-Ewena (rzut młotem). Podejrzane są też gwiazdy sprintu - Marion Jones i Tim Montgomery.
Don Catlin, szef olimpijskiego laboratorium w Los Angeles, nie ma wątpliwości, że część ostatnich rekordów była wynikiem nie wykrytego dopingu. Nie potrafi tylko udowodnić, które z nich są "nielegalne" i jak dużo ich było. Wiadomo, że steryd THG produkowała firma Balco, mająca w ofercie legalne środki wspomagające, ale w samych USA co najmniej dwa inne laboratoria mogłyby robić to samo. Takie firmy działają też w Chinach, Rosji i Niemczech. Można być niemal pewnym, że w Atenach wystąpią sportowcy stosujący nowe odmiany sterydów, o których specjaliści z WADA nic jeszcze nie wiedzą.
Nawet znane preparaty mogą przejść przez sito antydopingowych testów. Tak jest w wypadku sztucznej krwi firmy Biopure. Zawiera ona hemoglobinę - czerwony barwnik krwinek przenoszący tlen - która została połączona w cząsteczki na tyle duże, że nie uszkadzają nerek, i na tyle małe, że nie reaguje na nie układ odpornościowy. Sztuczna krew przenosi tlen trzykrotnie skuteczniej niż naturalna - wstrzyknięcie nawet niewielkiej ilości preparatu znacznie zwiększa natlenienie tkanek. Środek działa błyskawicznie, ale standardowymi badaniami można go wykryć dopiero kilka dni po zastosowaniu. Kolarze od lat wykorzystują przeznaczoną dla zwierząt sztuczną krew oxyglobin, choć badania nad wpływem preparatu na człowieka jeszcze nie zostały zakończone.
Zastrzyk genów
Wkrótce hitem w sporcie będzie prawdopodobnie wyjątkowo trudny do wykrycia doping genetyczny. Wątpliwe, by już na igrzyskach w Atenach pojawili się sportowcy, którzy zamiast sterydów, hormonu wzrostu i EPO zastosowali zastrzyki z genów. Johann-Olav Koss, norweski lekarz i członek MKOl, nie ma jednak wątpliwości, że próby wykorzystania terapii genowej w sporcie są już podejmowane. Co drugi sportowiec kandydujący do amerykańskiej kadry olimpijskiej w 1995 r. przyznał w anonimowym sondażu, że byłby gotów zastosować takie zabiegi, a wtedy genoterapia dopiero raczkowała. Kiedy na początku tego roku prof. Hugh Lee Sweeney z University of Pennsylvania obwieścił, że o 30 proc. zwiększa ona u szczurów przyrost masy mięśniowej, otrzymał setki maili od sportowców gotowych się poddać tej samej terapii co laboratoryjne gryzonie! Prof. Charles Yesalis z Penn State University, ekspert w dziedzinie dopingu, jest przekonany, że genetycznie zmodyfikowani sportowcy pojawią się najpóźniej podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2008 r.
Za pomocą odpowiednio spreparowanych wirusów można wprowadzić do wszystkich komórek mięśniowych geny stymulujące ich rozrost. Po zabiegu nie zostają ślady - nawet obecność wirusa w komórkach można wytłumaczyć, gdyż takie mikroby często infekują ludzi. Nie można też wykryć obcych substancji, bo efekt dopingowy zapewniają własne hormony i białka. Uczeni potrafią skłonić komórki do zwiększonej produkcji insulinopodobnego czynnika wzrostu IGF-1 i erytropoetyny, a wkrótce będą mogli sterować rozwojem konkretnych mięśni, zwiększając ich siłę lub wytrzymałość. "Ulepszonym" w ten sposób sportowcom nie grożą kontuzje typu zerwanie ścięgna czy złamanie kości, bo organizm ma czas, by się dostosować się do zwiększonego obciążenia.
Dla wielu zawodników terapia genowa nie będzie dopingiem, lecz wyrównaniem szans! Wybitni sportowcy są wyposażeni w geny, dzięki którym ich mięśnie są silniejsze, a organizm - bardziej wytrzymały. Uczeni odkryli, że w rodzinie fińskiego narciarza Eero Mäntyranty, który zdobył dwa złote medale na olimpiadzie w 1964 r., występuje zmutowany gen, zwiększający wrażliwość szpiku kostnego na erytropoetynę. Niedawno badacze z Niemiec opisali przypadek dziecka, które urodziło się z mięśniami dwukrotnie większymi niż u innych noworodków. Jego organizm nie produkuje wystarczającej ilości miostatyny - białka hamującego rozrost tkanki mięśniowej. Dziś pięcioletni chłopiec ma atletyczną posturę i jest znacznie silniejszy od rówieśników - być może w przyszłości zostanie gwiazdą sportu.
Show must go on!
- Żeby skutecznie walczyć z dopingiem, trzeba skoordynować działania organizacji sportowych na całym świecie i określić jednolite kary - mówi dr Dariusz Błachnio, sekretarz Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie. Niektórzy zawodnicy unikają konsekwencji, udowadniając, że niedozwolone środki znalazły się w ich organizmach przypadkowo. Udało się to amerykańskiej sprinterce Torri Edwards oraz australijskiemu kolarzowi Seanowi Eadiemu - oboje wezmą udział w tegorocznej olimpiadzie. Naszej reprezentacji sztangistów grozi wykluczenie z igrzysk, jeśli kontrola WADA potwierdzi, że zakwalifikowani do niej zawodnicy stosowali doping - chyba że Polski Związek Podnoszenia Ciężarów zapłaci 100 tys. dolarów grzywny!
- Legalizacja dopingu to koniec szlachetnej idei sportu opierającego się na sile, odwadze i charakterze - mówi dr John Eliot. Sami fachowcy przyznają jednak, że stosowanie dopingu jest już dość powszechne. Od lat niezależnym testom nie chce się poddać amerykańska reprezentacja koszykówki, a mimo to jest dopuszczana do występów na olimpiadzie. Wielką popularnością cieszy się wrestling, choć wiadomo, że stosowanie dopingu jest w tej dyscyplinie nagminne. Podobne opinie krążą o strongmanach. - Każdy zawód ma tajemnice, o których się nie rozmawia - tak na pytania o doping odpowiada Mariusz Pudzianowski, wielokrotny triumfator mistrzostw siłaczy, które w Polsce przyciągają dziesiątki tysięcy widzów. Show must go on!
Apteka atletów
Lista środków zakazanych przez WADA jest stale aktualizowana i rozszerzana, ale wiadomo, że eksperci agencji zawsze są co najmniej krok za pomysłowymi sportowcami, trenerami i wspomagającymi ich farmakologami. Nawet szefowie antydopingowych laboratoriów przyznają, że nie są w stanie stwierdzić, że ktoś jest stuprocentowo "czysty". W zeszłym roku podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata w Paryżu u amerykańskiej sprinterki Kelli White wykryto modafinil, lek pobudzający, likwidujący zmęczenie i senność. Zawodniczka stosowała go, ponieważ nie figurował wówczas na liście zakazanych środków. Po wielu dyskusjach odebrano jej obydwa zdobyte na imprezie złote medale i ukarano dwuletnią dyskwalifikacją.
Modafinil jest już na liście WADA, ale nadal brakuje na niej wielu środków stymulujących, choćby kofeiny. Nie ma na niej również kreatyny, naturalnego aminokwasu zwiększającego rezerwy energetyczne mięśni, a w połączeniu z odpowiednim treningiem sprzyjającego ich rozrostowi. Do niedawna sportowcy stosowali też ziołowy "spalacz tłuszczu" o nazwie efedra, ale okazało się, że prowadzi to do groźnych zaburzeń pracy serca. Uczeni podejrzewają, że substancja była przyczyną śmierci wielu ludzi, m.in. 23-letniego Steve'a Bechlera, baseballisty Baltimore Orioles. Agencja Żywności i Leków (FDA) zakazała sprzedaży efedry w USA, a przeciw produkującej ją firmie Metabolife toczy się proces o zatajanie danych dotyczących szkodliwych skutków ubocznych przyjmowania preparatu.
Koński dopalacz
Nikt nie wie, jakie są skutki uboczne stosowania kolejnych odmian sterydów anabolicznych. Kilka lat temu Marco Pantani wygrywał wielkie wyścigi kolarskie - Giro d'Italia i Tour de France. Gdy zmarł za zawał serca, okazało się, że stosował nie wykrywalne w tym czasie środki dopingujące, m.in. erytropoetynę (EPO), hormon pobudzający produkcję czerwonych krwinek, co zwiększa wytrzymałość organizmu. W tajnych laboratoriach takie środki otrzymuje się, wprowadzając niewielkie modyfikacje w cząsteczkach znanych preparatów. Tak powstał słynny tetrahydrogestrinon (THG), którego do niedawna nie wykrywały testy antydopingowe. Dopiero gdy jeden z trenerów anonimowo wysłał do amerykańskiego laboratorium strzykawkę z preparatem, sprawa wyszła na jaw. Nowy steryd wykryto u biegaczy Dwaina Chambersa i Reginy Jacobs, Kevina Totha (pchnięcie kulą) i Johna Mc-Ewena (rzut młotem). Podejrzane są też gwiazdy sprintu - Marion Jones i Tim Montgomery.
Don Catlin, szef olimpijskiego laboratorium w Los Angeles, nie ma wątpliwości, że część ostatnich rekordów była wynikiem nie wykrytego dopingu. Nie potrafi tylko udowodnić, które z nich są "nielegalne" i jak dużo ich było. Wiadomo, że steryd THG produkowała firma Balco, mająca w ofercie legalne środki wspomagające, ale w samych USA co najmniej dwa inne laboratoria mogłyby robić to samo. Takie firmy działają też w Chinach, Rosji i Niemczech. Można być niemal pewnym, że w Atenach wystąpią sportowcy stosujący nowe odmiany sterydów, o których specjaliści z WADA nic jeszcze nie wiedzą.
Nawet znane preparaty mogą przejść przez sito antydopingowych testów. Tak jest w wypadku sztucznej krwi firmy Biopure. Zawiera ona hemoglobinę - czerwony barwnik krwinek przenoszący tlen - która została połączona w cząsteczki na tyle duże, że nie uszkadzają nerek, i na tyle małe, że nie reaguje na nie układ odpornościowy. Sztuczna krew przenosi tlen trzykrotnie skuteczniej niż naturalna - wstrzyknięcie nawet niewielkiej ilości preparatu znacznie zwiększa natlenienie tkanek. Środek działa błyskawicznie, ale standardowymi badaniami można go wykryć dopiero kilka dni po zastosowaniu. Kolarze od lat wykorzystują przeznaczoną dla zwierząt sztuczną krew oxyglobin, choć badania nad wpływem preparatu na człowieka jeszcze nie zostały zakończone.
Zastrzyk genów
Wkrótce hitem w sporcie będzie prawdopodobnie wyjątkowo trudny do wykrycia doping genetyczny. Wątpliwe, by już na igrzyskach w Atenach pojawili się sportowcy, którzy zamiast sterydów, hormonu wzrostu i EPO zastosowali zastrzyki z genów. Johann-Olav Koss, norweski lekarz i członek MKOl, nie ma jednak wątpliwości, że próby wykorzystania terapii genowej w sporcie są już podejmowane. Co drugi sportowiec kandydujący do amerykańskiej kadry olimpijskiej w 1995 r. przyznał w anonimowym sondażu, że byłby gotów zastosować takie zabiegi, a wtedy genoterapia dopiero raczkowała. Kiedy na początku tego roku prof. Hugh Lee Sweeney z University of Pennsylvania obwieścił, że o 30 proc. zwiększa ona u szczurów przyrost masy mięśniowej, otrzymał setki maili od sportowców gotowych się poddać tej samej terapii co laboratoryjne gryzonie! Prof. Charles Yesalis z Penn State University, ekspert w dziedzinie dopingu, jest przekonany, że genetycznie zmodyfikowani sportowcy pojawią się najpóźniej podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2008 r.
Za pomocą odpowiednio spreparowanych wirusów można wprowadzić do wszystkich komórek mięśniowych geny stymulujące ich rozrost. Po zabiegu nie zostają ślady - nawet obecność wirusa w komórkach można wytłumaczyć, gdyż takie mikroby często infekują ludzi. Nie można też wykryć obcych substancji, bo efekt dopingowy zapewniają własne hormony i białka. Uczeni potrafią skłonić komórki do zwiększonej produkcji insulinopodobnego czynnika wzrostu IGF-1 i erytropoetyny, a wkrótce będą mogli sterować rozwojem konkretnych mięśni, zwiększając ich siłę lub wytrzymałość. "Ulepszonym" w ten sposób sportowcom nie grożą kontuzje typu zerwanie ścięgna czy złamanie kości, bo organizm ma czas, by się dostosować się do zwiększonego obciążenia.
Dla wielu zawodników terapia genowa nie będzie dopingiem, lecz wyrównaniem szans! Wybitni sportowcy są wyposażeni w geny, dzięki którym ich mięśnie są silniejsze, a organizm - bardziej wytrzymały. Uczeni odkryli, że w rodzinie fińskiego narciarza Eero Mäntyranty, który zdobył dwa złote medale na olimpiadzie w 1964 r., występuje zmutowany gen, zwiększający wrażliwość szpiku kostnego na erytropoetynę. Niedawno badacze z Niemiec opisali przypadek dziecka, które urodziło się z mięśniami dwukrotnie większymi niż u innych noworodków. Jego organizm nie produkuje wystarczającej ilości miostatyny - białka hamującego rozrost tkanki mięśniowej. Dziś pięcioletni chłopiec ma atletyczną posturę i jest znacznie silniejszy od rówieśników - być może w przyszłości zostanie gwiazdą sportu.
Show must go on!
- Żeby skutecznie walczyć z dopingiem, trzeba skoordynować działania organizacji sportowych na całym świecie i określić jednolite kary - mówi dr Dariusz Błachnio, sekretarz Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie. Niektórzy zawodnicy unikają konsekwencji, udowadniając, że niedozwolone środki znalazły się w ich organizmach przypadkowo. Udało się to amerykańskiej sprinterce Torri Edwards oraz australijskiemu kolarzowi Seanowi Eadiemu - oboje wezmą udział w tegorocznej olimpiadzie. Naszej reprezentacji sztangistów grozi wykluczenie z igrzysk, jeśli kontrola WADA potwierdzi, że zakwalifikowani do niej zawodnicy stosowali doping - chyba że Polski Związek Podnoszenia Ciężarów zapłaci 100 tys. dolarów grzywny!
- Legalizacja dopingu to koniec szlachetnej idei sportu opierającego się na sile, odwadze i charakterze - mówi dr John Eliot. Sami fachowcy przyznają jednak, że stosowanie dopingu jest już dość powszechne. Od lat niezależnym testom nie chce się poddać amerykańska reprezentacja koszykówki, a mimo to jest dopuszczana do występów na olimpiadzie. Wielką popularnością cieszy się wrestling, choć wiadomo, że stosowanie dopingu jest w tej dyscyplinie nagminne. Podobne opinie krążą o strongmanach. - Każdy zawód ma tajemnice, o których się nie rozmawia - tak na pytania o doping odpowiada Mariusz Pudzianowski, wielokrotny triumfator mistrzostw siłaczy, które w Polsce przyciągają dziesiątki tysięcy widzów. Show must go on!
Więcej możesz przeczytać w 32/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.