Skłonności księdza prałata Henryka J. nie były w Gdańsku tajemnicą Wspólne wyjazdy, luksusowe trunki, motocykl w prezencie, wypad do Rzymu, wspólne noclegi w szczecińskim hotelu Radisson - uczniowie z gimnazjum w Gdańsku nie mają wątpliwości, że Sławomir R. był w ten sposób wynagradzany za usługi seksualne świadczone księdzu prałatowi Henrykowi J. Sławomir R. tymczasem zniknął.
Papieski sekret
"Kleryk lub mnich, który molestuje młodocianych lub chłopców bądź jest przyłapany na całowaniu czy popełnia inny haniebny czyn, niech będzie wychłostany publicznie i po zgoleniu głowy niech twarz jego będzie opluta, niech będzie przykuty do metalowych łańcuchów" - napisał siedemnaście wieków temu św. Bazyl z Cezarei, jeden z ojców Kościoła. Niezdrowe skłonności niektórych księży - jak widać na tym przykładzie - nie są zjawiskiem ostatnich lat, jednak dopiero ostatnio Kościół przestał sobie z nim radzić. Metody stosowane od wieków zaczęły zawodzić.
Istnieje silne domniemanie, że skłonności księdza prałata Henryka J. nie były tajemnicą dla jego przełożonego, arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Matka gimnazjalisty Sławomira R. sygnalizowała w gdańskiej kurii, że jej syn jest kochankiem księdza J. Złożoność sytuacji polega jednak na tym, że biskup staje wówczas w obliczu konfliktu lojalności. Jako obywatel Rzeczypospolitej Polskiej zobowiązany jest do powiadomienia organów ścigania, ale papieskie zalecenia z 2001 r., zawarte w liście "Sacramentorum Sanctitatis Tutela", de facto nakazują mu zachowanie takiej wiedzy w tzw. sekrecie papieskim, równoznacznym z tajemnicą spowiedzi.
Metropolita gdański nie jest pierwszym, który stanął przed podobnym dylematem. To samo zalecenie doprowadziło dwa lata temu do największego skandalu w dziejach Kościoła katolickiego w USA. Do dymisji podało się czterech biskupów oraz kardynał Bernard Law, metropolita Bostonu. Do czasu ujawnienia afery dostojnicy amerykańskiego episkopatu skrzętnie ukrywali księży pedofilów w swoich szeregach. Kardynał Law, wiedząc o skłonnościach niektórych kapłanów, przenosił ich po prostu do innych parafii. Dzięki takim zabiegom pedofile mogli bezkarnie molestować kolejne dzieci. Metropolita Bostonu na pytania prasy, dlaczego nie przekazywał policji informacji o łamiących prawo kapłanach, odpowiadał: "Nie jestem policjantem, jestem pasterzem".
Nauczycielski sekret
W sprawie księdza prałata Henryka J. istnieje sporo wątpliwości. Podstawową kwestią jest ta, dlaczego tak długo zwlekano z powiadomieniem organów ścigania. Sprawa sięga bowiem 2001 r., kiedy to trzynastoletni wówczas chłopak nawiązał bliższą znajomość z prałatem. Miał mu pomagać na plebanii oraz w kościele. Sam też w księdzu znajdował oparcie. Mógł mu się wyżalać z problemów. W tym czasie był już podobno w konflikcie z rodzicami. Nie chciał szybko wracać do dość zaniedbanego i biednego domu, który mieści się w paskudnej dzielnicy, między gdańskim Śródmieściem a Bramą Oliwską, blisko równie odpychających terenów stoczni.
Jak twierdzą szkolni koledzy Sławomira R., zbyt zażyłe stosunki łączące chłopca i księdza prałata od początku były tajemnicą poliszynela. - Wszyscy o tym wiedzieli. O sprawie było głośno - tłumaczy nam Robert, kolega Sławka z gimnazjum przy Podwalu Staromiejskim w Gdańsku. - Przecież nie dało się ukryć motocykla wartego 8 tys. zł, który Sławek dostał w prezencie. Sam nam mówił, że to od księdza.
Natomiast nauczyciele Sławomira R. w tej sprawie kręcą. - Nikt z prokuratury nas nie informował, że toczy się jakieś postępowanie, którego głównymi bohaterami są ksiądz prałat i nasz uczeń Sławek. Wszystkiego dowiedzieliśmy się z gazet!
- zaklina się pragnąca zachować anonimowość nauczycielka. Problem polega jednak na tym, że kiedy nasi reporterzy pojawili się w szkole Sławka, żadne z mediów nie podało jeszcze, że chodzi o ucznia właśnie tej placówki.
Sąsiedzki sekret
Ukrywanie swej wiedzy na podobne tematy nie jest, niestety, specyfiką gdańską. Choć sąd skazał księdza Michała M. z Tylawy za molestowanie seksualne dziewczynek, wielu parafian odsuwa od siebie myśl, że mógłby on być pedofilem. A przecież, jak twierdzą świadkowie, sprawa ciągnie się co najmniej od kilkunastu lat! Mimo wyroku proboszcz wrócił do swej parafii. Odprawia msze, spowiada, udziela sakramentów. - Ludzie boją się chodzić do kościoła - mówi Ewa Orłowska, która zeznawała przeciwko proboszczowi. - Ksiądz nic sobie z wyroku nie robi. Biskup też nie reaguje. - Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia - mówi "Wprost" ksiądz Józef Bar, kanclerz kurii w Przemyślu.
Problem w sprawach o pedofilię wśród duchownych polega również na tym, że są oni zazwyczaj bardzo dobrze ustosunkowani. Im wyżej znajdują się w hierarchii, tym wyższą mają też pozycję w społeczności lokalnej, a dotykające ich ewentualne kary stają się coraz bardziej symboliczne. Nawet w krajach o ugruntowanym systemie sądowniczym rzadko udaje się postawić przez sądem kogoś wyższego w hierarchii niż proboszcz. Zazwyczaj sprawę kończy wymuszona dymisja. Mimo mocnych oskarżeń sądu uniknął nie tylko kardynał Bernard Law, ale również metropolita Wiednia Hans Hermann Groer, podejrzewany o wykorzystywanie kleryków. W Polsce podobnie skończyła się sprawa zarzutów o molestowanie kleryków wobec arcybiskupa Juliusza Paetza.
Księżowski sekret
Podobnie jak w wypadku metropolitów Bostonu i Wiednia może się skończyć także sprawa księdza prałata Henryka J. - Problem polega bowiem na tym, że arcybiskup Gocłowski jest mało stanowczy. Pogłoski o podejrzanych skłonnościach księdza docierały do kurii od dawna. Myślę, że znał je również metropolita. W opinii wielu księży arcybiskup już dawno temu powinien był usunąć prałata ze św. Brygidy, choćby za ekscesy o podtekście antysemickim. Zamiast tego przyjmował od prałata kosztowne prezenty - mówi "Wprost" osoba blisko związana z gdańską kurią.
Metoda najczęściej stosowana w wypadku księży mających problemy z seksualnością, czyli delegowanie ich do innych parafii, nie zdaje egzaminu. Księża o skłonnościach pedofilskich czy homoseksualnych nie rezygnują ze swych upodobań, lecz w nowej parafii szukają kolejnych ofiar. W ten sposób liczba tych ostatnich rośnie. W ekstremalnych sytuacjach księża kierowani są do pracy za granicę. Najrzadziej stosuje się najsurowszą karę, jaką jest wykluczenie ze stanu kapłańskiego. Doktryna Kościoła mówi bowiem, że sakrament kapłaństwa wywiera niezatarte piętno i księdzem pozostaje się do końca życia.
Niektórzy księża o niezdrowych skłonnościach jedynie zmieniają przynależność konfesyjną. W Polsce wielu księży wyrzuconych z Kościoła rzymskokatolickiego znalazło schronienie w Kościele polskokatolickim. Z tego powodu sądzi się, że odsetek duchowych polskokatolickich mających problemy z seksualnością jest nawet wyższy niż w Kościele rzymskokatolickim. Przypomnijmy, że jednym z oskarżonych z pedofilskiej siatki działającej na Dworcu Centralnym w Warszawie jest właśnie kapłan z Kościoła polskokatolickiego.
Prokuratorski sekret
Polskie organy ścigania w wypadku podejrzeń księży o jakiekolwiek przestępstwo zachowują się co najmniej dziwnie. Zastępca szefa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Ryszard Paszkiewicz odmówił udzielenia informacji na temat sprawy księdza prałata Henryka J. Powoływał się głównie na dobro osób pokrzywdzonych. Było to o tyle dziwne, że kilka dni wcześniej w Gdańsku-Zaspie ujawniono drastyczny przypadek pedofilii, dotyczący brutalnego gwałtu na dwóch chłopcach - dziesięcio- i trzynastolatku. Mimo to dziennikarze nie mieli żadnych przeszkód, aby uzyskać wszelkie informacje na ten temat. Fotoreporterom ułatwiono nawet robienie zdjęć podejrzanemu.
Podobnie jak w wypadku księdza Henryka J. było w sprawie księdza z Tylawy - prokuratura nie wykonała wielu czynności, jakie podejmuje, gdy chodzi o podejrzane o pedofilię osoby świeckie. Jak twierdzi Ewa Orłowska, nie zabezpieczono dysku twardego z komputera księdza. Tych problemów nie mieli w Austrii śledczy, którzy zabezpieczyli komputery w seminarium w St. Pölten; jeden z dysków należał zresztą do Polaka. Zwyczajem stało się u nas, że podejrzani o molestowanie nieletnich księża nie są aresztowani, co przy ich wpływach w środowisku daje olbrzymie możliwości mataczenia. Choć wiele wskazuje, że ksiądz prałat J. mógł się dopuścić molestowania, postępowanie nadal toczy się "w sprawie", a nie "przeciw". Na razie nikomu też nie przyszło do głowy na przykład zabezpieczenie twardego dysku w komputerze księdza prałata.
Rodzinny sekret
W gdańskiej sprawie zastanawiające jest to, że matka zaczęła mówić dopiero wtedy, gdy uczniem nie mającym należytej opieki zajął się sąd. Doniesienie na księdza wyszło nie od rodziny Sławka R., jak powszechnie twierdzono, lecz z Sądu Rejonowego w Gdańsku, a konkretnie z wydziału do spraw rodziny i nieletnich, który od dłuższego czasu zajmował się 16-letnim dziś Sławomirem R. Z zawiadomienia, do którego dotarliśmy, wynika, że chłopak stał się bardziej nerwowy, agresywny, małomówny. Coraz częściej opuszczał dom, nie wracał na noc. Słabo się uczył. Najgorszy okres zaczął się na początku 2003 r. W czasie ferii ksiądz prałat miał zabrać Sławka na wycieczkę do Rzymu. W zawiadomieniu napisano, iż Sławomir R. twierdzi, że spał tam w jednym łóżku z prałatem. Nie wiadomo jednak, czy na tej wycieczce doszło do molestowania. Zdaniem matki chłopaka, ksiądz od dawna sypiał z jej synem w jednym łóżku również na plebanii w Gdańsku.
Atak zarzutem pedofilii
Nie wolno przy tym zapominać, że czasami zarzut pedofili bywa wykorzystywany jako narzędzie zemsty lub szantażu (prof. Zbigniew Lew-Starowicz uważa, że może tak być w wypadku co dziesiątego doniesienia w tych sprawach do prokuratury). Tak stało się na przykład w USA. W 1988 r. kardynał Joseph Bernardin przeżył w swojej diecezji serię skandali pedofilskich z udziałem księży. Zdecydował się na ścisłą współpracę z policją. Organizował pomoc prawną dla ofiar i oskarżonych. 11 listopada 1993 r. mieszkaniec Filadelfii Steven Cook oskarżył Bernardina o molestowanie seksualne. Miało do niego dojść w czasie, gdy Cook był klerykiem seminarium duchownego św. Grzegorza w Cincinnati, a kardynał Bernardin arcybiskupem miasta. Cook miał zostać zaproszony do apartamentów kardynała i zmuszony do odbycia stosunku seksualnego. Arcybiskup w odróżnieniu od naszych hierarchów nie unikał prasy. W ciągu kilku dni wziął udział w 15 konferencjach prasowych, powtarzając, że jest niewinny. Gdy przed sądem federalnym w Cincinnati rozpoczął się proces kardynała, okazało się, że oskarżyciele nie dysponują żadnymi dowodami. 28 lutego 1994 r. Cook wycofał akt oskarżenia. Okazało się, że do złożenia oskarżenia namówił go prawnik, licząc zapewne na wysokie honorarium.
Sekret celibatu
Wbrew temu, co twierdzą przedstawiciele Kościoła, jedną z przyczyn nadużyć seksualnych wśród księży jest celibat. Świadczy o tym fakt, że liczba podobnych wypadków w kościołach, które zezwalają na małżeństwa księży, jest o wiele mniejsza. W Kościele prawosławnym, gdzie duchowieństwu parafialnemu zezwala się na małżeństwo, rzadko notuje się ekscesy o charakterze seksualnym. Kościoły prawosławne mają jednak problemy z zobowiązanymi do bezżeństwa mnichami - afery o charakterze homoseksualnym czy pedofilskim nie są wśród nich dużo rzadsze niż wśród celibatariuszy katolickich.
"Kleryk lub mnich, który molestuje młodocianych lub chłopców bądź jest przyłapany na całowaniu czy popełnia inny haniebny czyn, niech będzie wychłostany publicznie i po zgoleniu głowy niech twarz jego będzie opluta, niech będzie przykuty do metalowych łańcuchów" - napisał siedemnaście wieków temu św. Bazyl z Cezarei, jeden z ojców Kościoła. Niezdrowe skłonności niektórych księży - jak widać na tym przykładzie - nie są zjawiskiem ostatnich lat, jednak dopiero ostatnio Kościół przestał sobie z nim radzić. Metody stosowane od wieków zaczęły zawodzić.
Istnieje silne domniemanie, że skłonności księdza prałata Henryka J. nie były tajemnicą dla jego przełożonego, arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Matka gimnazjalisty Sławomira R. sygnalizowała w gdańskiej kurii, że jej syn jest kochankiem księdza J. Złożoność sytuacji polega jednak na tym, że biskup staje wówczas w obliczu konfliktu lojalności. Jako obywatel Rzeczypospolitej Polskiej zobowiązany jest do powiadomienia organów ścigania, ale papieskie zalecenia z 2001 r., zawarte w liście "Sacramentorum Sanctitatis Tutela", de facto nakazują mu zachowanie takiej wiedzy w tzw. sekrecie papieskim, równoznacznym z tajemnicą spowiedzi.
Metropolita gdański nie jest pierwszym, który stanął przed podobnym dylematem. To samo zalecenie doprowadziło dwa lata temu do największego skandalu w dziejach Kościoła katolickiego w USA. Do dymisji podało się czterech biskupów oraz kardynał Bernard Law, metropolita Bostonu. Do czasu ujawnienia afery dostojnicy amerykańskiego episkopatu skrzętnie ukrywali księży pedofilów w swoich szeregach. Kardynał Law, wiedząc o skłonnościach niektórych kapłanów, przenosił ich po prostu do innych parafii. Dzięki takim zabiegom pedofile mogli bezkarnie molestować kolejne dzieci. Metropolita Bostonu na pytania prasy, dlaczego nie przekazywał policji informacji o łamiących prawo kapłanach, odpowiadał: "Nie jestem policjantem, jestem pasterzem".
Nauczycielski sekret
W sprawie księdza prałata Henryka J. istnieje sporo wątpliwości. Podstawową kwestią jest ta, dlaczego tak długo zwlekano z powiadomieniem organów ścigania. Sprawa sięga bowiem 2001 r., kiedy to trzynastoletni wówczas chłopak nawiązał bliższą znajomość z prałatem. Miał mu pomagać na plebanii oraz w kościele. Sam też w księdzu znajdował oparcie. Mógł mu się wyżalać z problemów. W tym czasie był już podobno w konflikcie z rodzicami. Nie chciał szybko wracać do dość zaniedbanego i biednego domu, który mieści się w paskudnej dzielnicy, między gdańskim Śródmieściem a Bramą Oliwską, blisko równie odpychających terenów stoczni.
Jak twierdzą szkolni koledzy Sławomira R., zbyt zażyłe stosunki łączące chłopca i księdza prałata od początku były tajemnicą poliszynela. - Wszyscy o tym wiedzieli. O sprawie było głośno - tłumaczy nam Robert, kolega Sławka z gimnazjum przy Podwalu Staromiejskim w Gdańsku. - Przecież nie dało się ukryć motocykla wartego 8 tys. zł, który Sławek dostał w prezencie. Sam nam mówił, że to od księdza.
Natomiast nauczyciele Sławomira R. w tej sprawie kręcą. - Nikt z prokuratury nas nie informował, że toczy się jakieś postępowanie, którego głównymi bohaterami są ksiądz prałat i nasz uczeń Sławek. Wszystkiego dowiedzieliśmy się z gazet!
- zaklina się pragnąca zachować anonimowość nauczycielka. Problem polega jednak na tym, że kiedy nasi reporterzy pojawili się w szkole Sławka, żadne z mediów nie podało jeszcze, że chodzi o ucznia właśnie tej placówki.
Sąsiedzki sekret
Ukrywanie swej wiedzy na podobne tematy nie jest, niestety, specyfiką gdańską. Choć sąd skazał księdza Michała M. z Tylawy za molestowanie seksualne dziewczynek, wielu parafian odsuwa od siebie myśl, że mógłby on być pedofilem. A przecież, jak twierdzą świadkowie, sprawa ciągnie się co najmniej od kilkunastu lat! Mimo wyroku proboszcz wrócił do swej parafii. Odprawia msze, spowiada, udziela sakramentów. - Ludzie boją się chodzić do kościoła - mówi Ewa Orłowska, która zeznawała przeciwko proboszczowi. - Ksiądz nic sobie z wyroku nie robi. Biskup też nie reaguje. - Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia - mówi "Wprost" ksiądz Józef Bar, kanclerz kurii w Przemyślu.
Problem w sprawach o pedofilię wśród duchownych polega również na tym, że są oni zazwyczaj bardzo dobrze ustosunkowani. Im wyżej znajdują się w hierarchii, tym wyższą mają też pozycję w społeczności lokalnej, a dotykające ich ewentualne kary stają się coraz bardziej symboliczne. Nawet w krajach o ugruntowanym systemie sądowniczym rzadko udaje się postawić przez sądem kogoś wyższego w hierarchii niż proboszcz. Zazwyczaj sprawę kończy wymuszona dymisja. Mimo mocnych oskarżeń sądu uniknął nie tylko kardynał Bernard Law, ale również metropolita Wiednia Hans Hermann Groer, podejrzewany o wykorzystywanie kleryków. W Polsce podobnie skończyła się sprawa zarzutów o molestowanie kleryków wobec arcybiskupa Juliusza Paetza.
Księżowski sekret
Podobnie jak w wypadku metropolitów Bostonu i Wiednia może się skończyć także sprawa księdza prałata Henryka J. - Problem polega bowiem na tym, że arcybiskup Gocłowski jest mało stanowczy. Pogłoski o podejrzanych skłonnościach księdza docierały do kurii od dawna. Myślę, że znał je również metropolita. W opinii wielu księży arcybiskup już dawno temu powinien był usunąć prałata ze św. Brygidy, choćby za ekscesy o podtekście antysemickim. Zamiast tego przyjmował od prałata kosztowne prezenty - mówi "Wprost" osoba blisko związana z gdańską kurią.
Metoda najczęściej stosowana w wypadku księży mających problemy z seksualnością, czyli delegowanie ich do innych parafii, nie zdaje egzaminu. Księża o skłonnościach pedofilskich czy homoseksualnych nie rezygnują ze swych upodobań, lecz w nowej parafii szukają kolejnych ofiar. W ten sposób liczba tych ostatnich rośnie. W ekstremalnych sytuacjach księża kierowani są do pracy za granicę. Najrzadziej stosuje się najsurowszą karę, jaką jest wykluczenie ze stanu kapłańskiego. Doktryna Kościoła mówi bowiem, że sakrament kapłaństwa wywiera niezatarte piętno i księdzem pozostaje się do końca życia.
Niektórzy księża o niezdrowych skłonnościach jedynie zmieniają przynależność konfesyjną. W Polsce wielu księży wyrzuconych z Kościoła rzymskokatolickiego znalazło schronienie w Kościele polskokatolickim. Z tego powodu sądzi się, że odsetek duchowych polskokatolickich mających problemy z seksualnością jest nawet wyższy niż w Kościele rzymskokatolickim. Przypomnijmy, że jednym z oskarżonych z pedofilskiej siatki działającej na Dworcu Centralnym w Warszawie jest właśnie kapłan z Kościoła polskokatolickiego.
Prokuratorski sekret
Polskie organy ścigania w wypadku podejrzeń księży o jakiekolwiek przestępstwo zachowują się co najmniej dziwnie. Zastępca szefa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Ryszard Paszkiewicz odmówił udzielenia informacji na temat sprawy księdza prałata Henryka J. Powoływał się głównie na dobro osób pokrzywdzonych. Było to o tyle dziwne, że kilka dni wcześniej w Gdańsku-Zaspie ujawniono drastyczny przypadek pedofilii, dotyczący brutalnego gwałtu na dwóch chłopcach - dziesięcio- i trzynastolatku. Mimo to dziennikarze nie mieli żadnych przeszkód, aby uzyskać wszelkie informacje na ten temat. Fotoreporterom ułatwiono nawet robienie zdjęć podejrzanemu.
Podobnie jak w wypadku księdza Henryka J. było w sprawie księdza z Tylawy - prokuratura nie wykonała wielu czynności, jakie podejmuje, gdy chodzi o podejrzane o pedofilię osoby świeckie. Jak twierdzi Ewa Orłowska, nie zabezpieczono dysku twardego z komputera księdza. Tych problemów nie mieli w Austrii śledczy, którzy zabezpieczyli komputery w seminarium w St. Pölten; jeden z dysków należał zresztą do Polaka. Zwyczajem stało się u nas, że podejrzani o molestowanie nieletnich księża nie są aresztowani, co przy ich wpływach w środowisku daje olbrzymie możliwości mataczenia. Choć wiele wskazuje, że ksiądz prałat J. mógł się dopuścić molestowania, postępowanie nadal toczy się "w sprawie", a nie "przeciw". Na razie nikomu też nie przyszło do głowy na przykład zabezpieczenie twardego dysku w komputerze księdza prałata.
Rodzinny sekret
W gdańskiej sprawie zastanawiające jest to, że matka zaczęła mówić dopiero wtedy, gdy uczniem nie mającym należytej opieki zajął się sąd. Doniesienie na księdza wyszło nie od rodziny Sławka R., jak powszechnie twierdzono, lecz z Sądu Rejonowego w Gdańsku, a konkretnie z wydziału do spraw rodziny i nieletnich, który od dłuższego czasu zajmował się 16-letnim dziś Sławomirem R. Z zawiadomienia, do którego dotarliśmy, wynika, że chłopak stał się bardziej nerwowy, agresywny, małomówny. Coraz częściej opuszczał dom, nie wracał na noc. Słabo się uczył. Najgorszy okres zaczął się na początku 2003 r. W czasie ferii ksiądz prałat miał zabrać Sławka na wycieczkę do Rzymu. W zawiadomieniu napisano, iż Sławomir R. twierdzi, że spał tam w jednym łóżku z prałatem. Nie wiadomo jednak, czy na tej wycieczce doszło do molestowania. Zdaniem matki chłopaka, ksiądz od dawna sypiał z jej synem w jednym łóżku również na plebanii w Gdańsku.
Atak zarzutem pedofilii
Nie wolno przy tym zapominać, że czasami zarzut pedofili bywa wykorzystywany jako narzędzie zemsty lub szantażu (prof. Zbigniew Lew-Starowicz uważa, że może tak być w wypadku co dziesiątego doniesienia w tych sprawach do prokuratury). Tak stało się na przykład w USA. W 1988 r. kardynał Joseph Bernardin przeżył w swojej diecezji serię skandali pedofilskich z udziałem księży. Zdecydował się na ścisłą współpracę z policją. Organizował pomoc prawną dla ofiar i oskarżonych. 11 listopada 1993 r. mieszkaniec Filadelfii Steven Cook oskarżył Bernardina o molestowanie seksualne. Miało do niego dojść w czasie, gdy Cook był klerykiem seminarium duchownego św. Grzegorza w Cincinnati, a kardynał Bernardin arcybiskupem miasta. Cook miał zostać zaproszony do apartamentów kardynała i zmuszony do odbycia stosunku seksualnego. Arcybiskup w odróżnieniu od naszych hierarchów nie unikał prasy. W ciągu kilku dni wziął udział w 15 konferencjach prasowych, powtarzając, że jest niewinny. Gdy przed sądem federalnym w Cincinnati rozpoczął się proces kardynała, okazało się, że oskarżyciele nie dysponują żadnymi dowodami. 28 lutego 1994 r. Cook wycofał akt oskarżenia. Okazało się, że do złożenia oskarżenia namówił go prawnik, licząc zapewne na wysokie honorarium.
Sekret celibatu
Wbrew temu, co twierdzą przedstawiciele Kościoła, jedną z przyczyn nadużyć seksualnych wśród księży jest celibat. Świadczy o tym fakt, że liczba podobnych wypadków w kościołach, które zezwalają na małżeństwa księży, jest o wiele mniejsza. W Kościele prawosławnym, gdzie duchowieństwu parafialnemu zezwala się na małżeństwo, rzadko notuje się ekscesy o charakterze seksualnym. Kościoły prawosławne mają jednak problemy z zobowiązanymi do bezżeństwa mnichami - afery o charakterze homoseksualnym czy pedofilskim nie są wśród nich dużo rzadsze niż wśród celibatariuszy katolickich.
Wiedeńskie seminarium z molestowania |
---|
Zdjęcia przełożonych seminarium diecezji St. Pölten w Dolnej Austrii, całujących i pieszczących kleryków, zamieścił kilka tygodni temu austriacki tygodnik "Profil". Zdjęcia wykonał polski kleryk Marian L. Prawdopodobnie udał się on po naukę do Austrii, gdyż w Polsce odmówiono mu święceń. Dlaczego mu odmówiono, nie jest jasne; jego polscy nauczyciele zasłaniają się tajemnicą spowiedzi. Jeszcze przed ukazaniem się tekstu w "Profilu" policja wszczęła śledztwo w sprawie zdjęć i filmów pornograficznych, także o charakterze pedofilskim, jakie miały się znajdować w komputerach seminarium. Rektor seminarium i jego zastępca podali się do dymisji. Zarzuty posiadania i rozpowszechniania dziecięcej pornografii austriacka policja postawiła m.in. Krzysztofowi S., innemu seminarzyście z Polski. |
Szatan w Bostonie |
---|
Seria afer pedofilskich z udziałem księży wstrząsnęła dwa lata temu Kościołem katolickim w Stanach Zjednoczonych. Od czasu jej ujawnienia 250 księży pedofilów odsunięto od sprawowania funkcji kapłańskich. Ustąpiło czterech biskupów oraz kardynał Bernard Law, metropolita Bostonu. Biskup Anthony J. O'Connell z diecezji w Palm Beach zrezygnował, bo oskarżono go o seksualne molestowanie seminarzysty. Dwóch księży popełniło samobójstwo. Dostojnicy amerykańskiego episkopatu ukrywali pedofilów. Kardynał Law, wiedząc o skłonnościach niektórych kapłanów, przenosił ich do innych parafii, wskutek czego molestowali kolejne dzieci. Ksiądz John Geoghan w ciągu 30 lat dopuścił się molestowania seksualnego 130 chłopców. Amerykańskie sądy zalała masa pozwów przeciwko księżom. Prawnicy około 450 ofiar zażądali 100 mln USD odszkodowania. |
Pedofile w sutannach |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 32/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.