Al-Kaida lepiej rozumie McŚwiat niż McŚwiat Al-Kaidę Zamachowcy z 11 września od lat żyli na Zachodzie i sprawiali wrażenie świetnie zaadaptowanych. Dla wielu z nas było to szokiem. Kierownictwo Al-Kaidy nadal korzysta z pomocy takich ludzi - i to nie tylko przy prowadzeniu operacji terrorystycznych, ale też przy opracowywaniu strategii. Biuro Radio France Internationale w Bejrucie uzyskało 42-stronicowy tekst przygotowany we wrześniu 2003 r. i rozdawany kilka tygodni przed zamachami w Madrycie. Jest on podpisany przez Biuro Służby Mudżahedinom, czyli komórkę analiz politycznych Al-Kaidy, swego czasu działającą oficjalnie w Peszawarze w Pakistanie.
Wizja islamskich bolszewików
Mamy tendencję do wyobrażania sobie ekstremistów muzułmańskich jako żądnych krwi fanatyków. Cele i metody działania Al-Kaidy są jednak chłodno wykalkulowane i oparte na koncepcji mającej porwać masy, opracowanej przez ludzi wykształconych - najwyraźniej także na uczelniach zachodnich - i żywiących nadzieję na pokonanie Zachodu jego własną bronią. Środowisko to mentalnością bardziej przypomina Lenina i wczesnych bolszewików niż typowych mułłów, tylko retorykę bolszewicką zastępuje retoryką islamską.
Dokument ujawniony przez RFI zatytułowano "Irak świętej wojny: nadzieja i niebezpieczeństwo. Analiza rzeczywistości, prognoza przyszłości i praktyczne kroki na drodze dżihadu". Zapewne niejedna instytucja zachodnia nie powstydziłaby się sposobu opracowania danych i formułowania założeń strategicznych. Oczywiście, są tam liczne odwołania do Allaha, ale ich funkcja jest jasna: przygotować "sos ideologiczny", w którym przeciętnym muzułmanom będzie łatwiej przełknąć wizję polityczną świata, którą chce utrwalić Al-Kaida.
Wizja ta opiera się na tezie o istnieniu "narodu islamskiego", upośledzonego przez los. Autorzy broszury nie przeczą, że jest on "niedorozwinięty" w porównaniu z Zachodem i że to zacofanie jest jednym ze źródeł siły świata zachodniego, zwłaszcza USA. Są dwie możliwości rozwiązania tego problemu: albo starać się dogonić Zachód, albo starać się zahamować jego rozwój. Analitycy Al-Kaidy uważają, że pierwsze rozwiązanie jest nierealistyczne, i wybierają drugie. Przyznają, że na ziemi nie ma rywala dla Ameryki, ale można "relatywnie zwiększyć swoją moc, niszcząc przy ograniczonych kosztach któryś z filarów władzy amerykańskiej". Według nich, zamachy z 11 września zniszczyły "legendę o niezwyciężonej Ameryce i wyrządziły USA nieproporcjonalnie wielkie szkody ekonomiczne".
Racjonalizm świętej wojny
Tekstu analizy nie można uznać za wyraz egzaltacji religijnej. Jako cele opracowania podaje się "zracjonalizowanie pracy islamskiej i świętej wojny w Iraku" oraz "próbę zrozumienia sił, które żelazną ręką kontrolują świat". Zauważa się też z ubolewaniem, że muzułmanie "od dawna odstąpili" od długofalowego "planowania" działań.
Lwią część dokumentu zajmuje analiza sytuacji w Iraku, celów USA, warunków koniecznych do ich osiągnięcia oraz działań mających udaremnić ich spełnienie. Aż pięć stron dokumentu jest poświęconych analizie budżetu USA i przewidywaniom dotyczącym kosztów wojny w Iraku. Zainteresowanie tym tematem jest zrozumiałe. Al-Kaida nie ma złudzeń co do możliwości pokonania USA na polu wojskowym. Ma natomiast zamiar osłabiać je bronią ekonomiczną i finansową. Zalecane w broszurze "codzienne uderzanie" na siły amerykańskie ma nie tylko "podkopać morale żołnierzy". Fala przemocy ma odstraszyć inne państwa od przysyłania do Iraku kontyngentów i zmusić Amerykanów do utrzymania wysokiej liczebności własnych oddziałów. W razie powodzenia działań "irackiego ruchu oporu" koszty ich pobytu w Iraku osiągnęłyby - w ocenie Al-Kaidy - "400 mld USD w ciągu pięciu lat", a tego mógłby nie wytrzymać potężny amerykański budżet. W broszurze zaleca się szczególnie atakowanie irackich instalacji naftowych z jasną motywacją: by Amerykanie nie mogli refundować sobie części kosztów ze sprzedaży irackiej ropy i by musieli polegać tylko na własnym budżecie.
Pamiętajmy, że omawiany tekst powstał we wrześniu 2003 r., a rozwój działań ugrupowań islamskich od tego czasu przypomina do złudzenia realizację zawartych w nim instrukcji. Wrażenie to pogłębia się przy lekturze rozdziału poświęconego głównym sojusznikom USA w Iraku, za jakich autorzy uznali Wielką Brytanię, Hiszpanię i Polskę.
Polska niewiadoma
Z dokumentu wynika, że Polska nie jest dla Al-Kaidy łatwym celem, Hiszpania zaś jest przedstawiona jako najsłabsze ogniwo koalicji. Autorzy przewidywali we wrześniu 2003 r., że wystarczą "dwa lub trzy uderzenia", by rząd hiszpański ustąpił, a zwycięstwo odnieśli socjaliści, czego skutkiem będzie wycofanie hiszpańskich oddziałów z Iraku. Nie spełniła się natomiast nadzieja, że spowoduje to taki nacisk opinii publicznej na Tony'ego Blaira, że i on będzie zmuszony do rewizji polityki irackiej. Generalnie, autorzy uważają "presję społeczną" za "jedyny czynnik", który mógłby skłonić władze brytyjskie do wycofania się z Iraku. Ta presja może powstać, ich zdaniem, tylko w razie poniesienia przez wojsko brytyjskie ogromnych strat lub wycofania się takich krajów jak Włochy.
Pięciostronicowa analiza dotycząca Polski jest przeprowadzona o wiele mniej profesjonalnie i widać, że autorzy nie mają dobrych źródeł informacji na miejscu. Jako źródła swej wiedzy przywołują dokumentację pochodzącą z ambasady Polski w Egipcie i obszernie cytują "Dom wszystkich - Polska" Aleksandra Kwaśniewskiego. Po encyklopedycznych danych - z naciskiem na niewielkie znaczenie mniejszości narodowych i wyznaniowych, zwłaszcza muzułmanów (a więc i niewielkie możliwości ich wykorzystania) - następuje wniosek, że w przeciwieństwie do Hiszpanii trudno będzie spowodować w Polsce interesujące fundamentalistów islamskich zmiany polityczne, m.in. z powodu jednolitego stanowiska liczących się środowisk politycznych i społecznych w kluczowych sprawach międzynarodowych - przystąpienia do UE, potępienia zamachów z 11 września i wojny w Iraku - a także stosunkowo odległego terminu wyborów. Możliwość wycofania się Polski z Iraku jest oceniana jako słaba - chyba że wycofają się niektóre kraje zachodnie i nastąpi reakcja "nacjonalistyczna", która nastręczyłaby kłopotów prezydentowi Kwaśniewskiemu. Analitycy Al-Kaidy nie szczędzą polskiemu szefowi państwa obelg. Określają go m.in. jako "niedorozwiniętego umysłowo", "typowy przykład poddaństwa cywilizacyjnego" wobec Zachodu i Amerykanów. Dość trzeźwo stwierdzają, że Polska - podobnie jak Hiszpania - "nie osiąga wielkich profitów w Iraku, ale korzysta na tym gdzie indziej".
Teraźniejszość we krwi
Stawka w irackiej grze dla samych fundamentalistów islamskich jest określona bardzo jasno. Jeśli - piszą - "Amerykanie wyjdą z tej bitwy zwycięsko, (...) to wiosna islamu w tym regionie (...) się zakończy. Jeżeli poniosą porażkę, otworzą się wrota zrywu islamskiego, a my pierwszy raz we współczesnej epoce będziemy mieć bazę usytuowaną w pobliżu ziemi dwóch świętych miejsc i meczetu Al-Aksa. (...) Niewierni zostaną zwyciężeni tylko czystą krwią, oczyszczającą nas z ułomności tych, którzy zrezygnowali ze świętej wojny i nieśmiertelności w zamian za ziemię. Krwią, która na nowo zapisuje teraźniejszość i wyznacza perspektywy jutrzenki chwały i władzy. Ta bitwa musi ukoronować zwycięstwo religii Allaha i musi dać władzę jego zwolennikom na ziemi".
Jak widać, stawka w tej grze jest wysoka. Nie jest więc zaskakujące, że zaczyna przeważać przekonanie, iż z nadrzędnych względów strategicznych niewyobrażalne byłoby dopuszczenie do "wypchnięcia" USA z Iraku i/lub oddania inicjatywy w tak ważnym dla Zachodu regionie jego największym przeciwnikom. Nieśmiały powrót dyplomacji amerykańskiej do orientacji ONZ-owskiej z jednej strony, a z drugiej - głośno manifestowane zbliżenie postaw Waszyngtonu, Londynu, Berlina i Paryża może znacznie przygasić blask "jutrzenki" oczekiwanej przez autorów dokumentu Al-Kaidy. Na razie jednak sporo pozostaje do zrobienia, bo chwilowo wygląda na to, że Al-Kaida lepiej rozumie zjawisko zwane McŚwiatem niż McŚwiat zjawisko zwane Al-Kaidą.
Mamy tendencję do wyobrażania sobie ekstremistów muzułmańskich jako żądnych krwi fanatyków. Cele i metody działania Al-Kaidy są jednak chłodno wykalkulowane i oparte na koncepcji mającej porwać masy, opracowanej przez ludzi wykształconych - najwyraźniej także na uczelniach zachodnich - i żywiących nadzieję na pokonanie Zachodu jego własną bronią. Środowisko to mentalnością bardziej przypomina Lenina i wczesnych bolszewików niż typowych mułłów, tylko retorykę bolszewicką zastępuje retoryką islamską.
Dokument ujawniony przez RFI zatytułowano "Irak świętej wojny: nadzieja i niebezpieczeństwo. Analiza rzeczywistości, prognoza przyszłości i praktyczne kroki na drodze dżihadu". Zapewne niejedna instytucja zachodnia nie powstydziłaby się sposobu opracowania danych i formułowania założeń strategicznych. Oczywiście, są tam liczne odwołania do Allaha, ale ich funkcja jest jasna: przygotować "sos ideologiczny", w którym przeciętnym muzułmanom będzie łatwiej przełknąć wizję polityczną świata, którą chce utrwalić Al-Kaida.
Wizja ta opiera się na tezie o istnieniu "narodu islamskiego", upośledzonego przez los. Autorzy broszury nie przeczą, że jest on "niedorozwinięty" w porównaniu z Zachodem i że to zacofanie jest jednym ze źródeł siły świata zachodniego, zwłaszcza USA. Są dwie możliwości rozwiązania tego problemu: albo starać się dogonić Zachód, albo starać się zahamować jego rozwój. Analitycy Al-Kaidy uważają, że pierwsze rozwiązanie jest nierealistyczne, i wybierają drugie. Przyznają, że na ziemi nie ma rywala dla Ameryki, ale można "relatywnie zwiększyć swoją moc, niszcząc przy ograniczonych kosztach któryś z filarów władzy amerykańskiej". Według nich, zamachy z 11 września zniszczyły "legendę o niezwyciężonej Ameryce i wyrządziły USA nieproporcjonalnie wielkie szkody ekonomiczne".
Racjonalizm świętej wojny
Tekstu analizy nie można uznać za wyraz egzaltacji religijnej. Jako cele opracowania podaje się "zracjonalizowanie pracy islamskiej i świętej wojny w Iraku" oraz "próbę zrozumienia sił, które żelazną ręką kontrolują świat". Zauważa się też z ubolewaniem, że muzułmanie "od dawna odstąpili" od długofalowego "planowania" działań.
Lwią część dokumentu zajmuje analiza sytuacji w Iraku, celów USA, warunków koniecznych do ich osiągnięcia oraz działań mających udaremnić ich spełnienie. Aż pięć stron dokumentu jest poświęconych analizie budżetu USA i przewidywaniom dotyczącym kosztów wojny w Iraku. Zainteresowanie tym tematem jest zrozumiałe. Al-Kaida nie ma złudzeń co do możliwości pokonania USA na polu wojskowym. Ma natomiast zamiar osłabiać je bronią ekonomiczną i finansową. Zalecane w broszurze "codzienne uderzanie" na siły amerykańskie ma nie tylko "podkopać morale żołnierzy". Fala przemocy ma odstraszyć inne państwa od przysyłania do Iraku kontyngentów i zmusić Amerykanów do utrzymania wysokiej liczebności własnych oddziałów. W razie powodzenia działań "irackiego ruchu oporu" koszty ich pobytu w Iraku osiągnęłyby - w ocenie Al-Kaidy - "400 mld USD w ciągu pięciu lat", a tego mógłby nie wytrzymać potężny amerykański budżet. W broszurze zaleca się szczególnie atakowanie irackich instalacji naftowych z jasną motywacją: by Amerykanie nie mogli refundować sobie części kosztów ze sprzedaży irackiej ropy i by musieli polegać tylko na własnym budżecie.
Pamiętajmy, że omawiany tekst powstał we wrześniu 2003 r., a rozwój działań ugrupowań islamskich od tego czasu przypomina do złudzenia realizację zawartych w nim instrukcji. Wrażenie to pogłębia się przy lekturze rozdziału poświęconego głównym sojusznikom USA w Iraku, za jakich autorzy uznali Wielką Brytanię, Hiszpanię i Polskę.
Polska niewiadoma
Z dokumentu wynika, że Polska nie jest dla Al-Kaidy łatwym celem, Hiszpania zaś jest przedstawiona jako najsłabsze ogniwo koalicji. Autorzy przewidywali we wrześniu 2003 r., że wystarczą "dwa lub trzy uderzenia", by rząd hiszpański ustąpił, a zwycięstwo odnieśli socjaliści, czego skutkiem będzie wycofanie hiszpańskich oddziałów z Iraku. Nie spełniła się natomiast nadzieja, że spowoduje to taki nacisk opinii publicznej na Tony'ego Blaira, że i on będzie zmuszony do rewizji polityki irackiej. Generalnie, autorzy uważają "presję społeczną" za "jedyny czynnik", który mógłby skłonić władze brytyjskie do wycofania się z Iraku. Ta presja może powstać, ich zdaniem, tylko w razie poniesienia przez wojsko brytyjskie ogromnych strat lub wycofania się takich krajów jak Włochy.
Pięciostronicowa analiza dotycząca Polski jest przeprowadzona o wiele mniej profesjonalnie i widać, że autorzy nie mają dobrych źródeł informacji na miejscu. Jako źródła swej wiedzy przywołują dokumentację pochodzącą z ambasady Polski w Egipcie i obszernie cytują "Dom wszystkich - Polska" Aleksandra Kwaśniewskiego. Po encyklopedycznych danych - z naciskiem na niewielkie znaczenie mniejszości narodowych i wyznaniowych, zwłaszcza muzułmanów (a więc i niewielkie możliwości ich wykorzystania) - następuje wniosek, że w przeciwieństwie do Hiszpanii trudno będzie spowodować w Polsce interesujące fundamentalistów islamskich zmiany polityczne, m.in. z powodu jednolitego stanowiska liczących się środowisk politycznych i społecznych w kluczowych sprawach międzynarodowych - przystąpienia do UE, potępienia zamachów z 11 września i wojny w Iraku - a także stosunkowo odległego terminu wyborów. Możliwość wycofania się Polski z Iraku jest oceniana jako słaba - chyba że wycofają się niektóre kraje zachodnie i nastąpi reakcja "nacjonalistyczna", która nastręczyłaby kłopotów prezydentowi Kwaśniewskiemu. Analitycy Al-Kaidy nie szczędzą polskiemu szefowi państwa obelg. Określają go m.in. jako "niedorozwiniętego umysłowo", "typowy przykład poddaństwa cywilizacyjnego" wobec Zachodu i Amerykanów. Dość trzeźwo stwierdzają, że Polska - podobnie jak Hiszpania - "nie osiąga wielkich profitów w Iraku, ale korzysta na tym gdzie indziej".
Teraźniejszość we krwi
Stawka w irackiej grze dla samych fundamentalistów islamskich jest określona bardzo jasno. Jeśli - piszą - "Amerykanie wyjdą z tej bitwy zwycięsko, (...) to wiosna islamu w tym regionie (...) się zakończy. Jeżeli poniosą porażkę, otworzą się wrota zrywu islamskiego, a my pierwszy raz we współczesnej epoce będziemy mieć bazę usytuowaną w pobliżu ziemi dwóch świętych miejsc i meczetu Al-Aksa. (...) Niewierni zostaną zwyciężeni tylko czystą krwią, oczyszczającą nas z ułomności tych, którzy zrezygnowali ze świętej wojny i nieśmiertelności w zamian za ziemię. Krwią, która na nowo zapisuje teraźniejszość i wyznacza perspektywy jutrzenki chwały i władzy. Ta bitwa musi ukoronować zwycięstwo religii Allaha i musi dać władzę jego zwolennikom na ziemi".
Jak widać, stawka w tej grze jest wysoka. Nie jest więc zaskakujące, że zaczyna przeważać przekonanie, iż z nadrzędnych względów strategicznych niewyobrażalne byłoby dopuszczenie do "wypchnięcia" USA z Iraku i/lub oddania inicjatywy w tak ważnym dla Zachodu regionie jego największym przeciwnikom. Nieśmiały powrót dyplomacji amerykańskiej do orientacji ONZ-owskiej z jednej strony, a z drugiej - głośno manifestowane zbliżenie postaw Waszyngtonu, Londynu, Berlina i Paryża może znacznie przygasić blask "jutrzenki" oczekiwanej przez autorów dokumentu Al-Kaidy. Na razie jednak sporo pozostaje do zrobienia, bo chwilowo wygląda na to, że Al-Kaida lepiej rozumie zjawisko zwane McŚwiatem niż McŚwiat zjawisko zwane Al-Kaidą.
Więcej możesz przeczytać w 32/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.