Każda polska rodzina może żyć taniej - nawet o 200 zł miesięcznie Liberalizmowi dorabia się gębę cwaniactwa. Stąd i podejrzliwość, i gorycze. Korzystają na tym organizatorzy społecznego niezadowolenia - każdy mądrzejszy od Balcerowicza. Powinniśmy wszyscy wiedzieć, według jakich zasad ma się rozwijać gospodarka, a wykłócać się co najwyżej o szczegóły. Także z zachodnimi partnerami w Unii Europejskiej, którzy tak naprawdę unikają wolności gospodarczej i wolnego rynku. Musi być wiadomo, co akceptujemy, a czego nie. Inaczej o żadnych uczciwych interesach nie ma mowy. Także tych z najważniejszymi partnerami - gospodarstwami domowymi. Każde z nich zaś może w Polsce żyć o kilkadziesiąt (do dwustu) złotych miesięcznie taniej. To się liczy, zwłaszcza dla uboższych rodzin. Kiedy monopol robi wielkie interesy, nawet liberałowie się z nim liczą i czują się bezradni. Ale nazbyt łatwe duże interesy nie powinny onieśmielać liberałów. Tymczasem każdy z nas może nabrać nie tylko poczucia godności i partnerstwa, ale też zainteresować się procesami gospodarczymi - tymi, w których bezpośrednio uczestniczy. Z prawem współwłasności wobec określonego majątku, który sam współtworzy co miesiąc swoimi wpłatami. Nie jako jeleń i nie jako rentier śledzący z wypiekami na twarzy giełdowe notowania. Co więcej, te interesy będą lepiej wyglądały, jeśli będziemy w nich uczestniczyli jako partnerzy, a nie jako bezwolne obiekty manipulacji. Bo sami stracimy, jeśli to nie będzie nas obchodziło, i sami zyskamy na swej gospodarności. Dziś bezradni, jesteśmy odzierani ze skóry. Nie zawsze nawet wiadomo, przez kogo. A przecież demokracja może naprawdę być niezłym interesem dla swych obywateli.
Bez własności nie ma gospodarności
Usługi komunalne - dostawy energii elektrycznej, wody, gazu, ciepła, kanalizacja - wydają się dziś problemem nierozwiązalnym. Są naturalnym monopolem, bo nie można wodociągów ani kanalizacji poddać konkurencji jak wywozu śmieci; trudno byłoby także zrobić to z dostawami energii czy gazu. Usługi komunalne obciążają administrację miejską, która powinna się zajmować czymś innym, lub też stanowią własność ogólnokrajowych monopoli. Sprzedane zagranicznym monopolom prywatnym nie przestają być monopolami. Sprzedany warszawski Stoen (z jego drogimi nieruchomościami) nadal wyzyskuje klientów bez pardonu. Z nieuprzejmą na dobitek obsługą.
Jak wszelka administracja, tak i samorząd nie powinien sam prowadzić działalności gospodarczej; przed wojną dyrekcje przedsiębiorstw monopolowych usług komunalnych z reguły obsadzała swoimi ludźmi zwycięska w lokalnych wyborach partia. Takie pokusy trzeba więc jakoś wykluczyć. Urzędnicy powinni co najwyżej regulować i nadzorować relacje między dostawcami a odbiorcami.
Usługi komunalne można sprywatyzować. Na korzyść naszą, klientów. W imię gospodarności. Żeby tej gospodarności pilnował właściciel, bo jak nie dopilnuje, sam straci.
My, właściciele
Tak naprawdę każdy mieszkaniec miasta (lub odpowiednio rozwiniętej cywilizacyjnie wsi) może być członkiem lokalnej spółki dostaw energii (gazu, wody itp.), która przejmie własność urządzeń i nieruchomości lokalnych zakładów. Comiesięczne opłaty od chwili podłączenia do sieci staną się - jeśli przez pewien czas utrzymane będą w dotychczasowej wysokości - zaliczkami na poczet udziału w spółce. Kto mieszka, jest zameldowany, ten, podpisując umowę na dostawy, zostaje automatycznie członkiem spółki, której statut z uprawnieniami i obowiązkami członka dostaje w chwili podpisania tejże umowy. Każdy członek, który regularnie wywiązuje się ze swych zobowiązań, będzie miał prawo głosu przy wyborze rady nadzorczej nadzorującej gospodarkę spółki na zasadach: jeden klient - jeden głos.
Czy to nie za trudne organizacyjnie? Po dorocznej kontroli rada nadzorcza będzie ogłaszała jej wyniki, a obok niej podobne analizy zaprezentują władze samorządowe. Na potrzeby wyborów raz na dwa, trzy lata rachunek uzupełni blankiet wyborczy, do wysłania potem pocztą razem z wpłatą lub wysyłany osobno, po uprzedniej kampanii informacyjno-wyborczej na łamach prasy. Tym sposobem najbardziej zainteresowani będą kontrolować swoją spółkę.
W razie potrzeby i po podjęciu określoną większością głosów decyzji mogą ją współfinansować.
Skończy się wtedy nie kontrolowane zawyżanie rachunków i budowa pałaców na koszt bezradnych klientów. Według fachowych szacunków, dziś płacimy łącznie co najmniej od kilkudziesięciu do dwustu złotych miesięcznie za dużo. Członkowie danej spółki sami zadbają na przykład o zainstalowanie wodomierzy, tak jak mają dziś gazomierze czy liczniki zużycia energii elektrycznej.
Dodatkowy plus: firmy usług komunalnych jako spółki prawa handlowego będą mogły zaciągać za zgodą swych właścicieli kredyty i emitować obligacje na potrzeby nowych inwestycji. Tak jak to robią przedsiębiorstwa komunalne Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie stały się one spółkami akcyjnymi. Tak jak to robią podobne spółki miejskie w USA.
I, oczywiście, w ramach ogólnokrajowego programu ograniczania monopoli uchwalmy wzorem Ameryki swoją ustawę odpowiadającą ustawie antytrustowej Shermana. Niech wykluczy ona, by własnością ogólnokrajowych monopoli stawały się firmy usług lokalnych, świadczonych monopolowo. Właśnie w imię ochrony konkurencji i drobnej przedsiębiorczości. Tym bardziej że w wielu wypadkach ta własność wzięła się z wymuszonej grabieży: budowniczowie musieli oddawać energetyce pobudowane przez siebie stacje trafo na własność, lokalne komitety telefonizacyjne musiały oddawać telefonii sfinansowaną przez siebie sieć lokalną. Jeśli ustalimy zasadę, że firmy usług lokalnych nie mogą być własnością sieci ogólnokrajowych, będą one miały prawo kupować energię czy gaz od dostawcy, którego same sobie wybiorą. Będą mogły same zainwestować w tańsze źródła energii. To jedyna szansa, by odbudowano zamarłe spiętrzenia wodne z małymi elektrowniami produkującymi 20, 30, 50 kilowatów, konsekwentnie zamykane przez wielką energetykę. Na Raduni pod Gdańskiem pracowało dawniej ze dwadzieścia spiętrzeń, uwolniona od nich rzeka zalała Gdańsk. Na płaskim Mazowszu, na małej, niepozornej Jeziorce pracowało przed wojną 20 prywatnych młynów, które wykończył poprzedni ustrój. W Wielkopolsce prof. Gołaski - przypominam do znudzenia - zidentyfikował 1500 lokalizacji dawnych młynów.
Wypada pilnować własnych pieniędzy. To też należy do roli obywatela w demokracji.
Jak sobie poradzić z monopolem telefonii
Monopolu telefonicznego w ogóle być nie musi: w Finlandii ogólnokrajową sieć telefoniczną stworzył związek lokalnych operatorów - lokalnych spółek, towarzystw i spółdzielni telefonicznych.
U nas już na to za późno. Lokalna telefonia też mogłaby należeć do nas, klientów. Ustawowa zasada wykluczenia monopolistycznej własności przedsiębiorstw monopolowych usług lokalnych powinna dotyczyć i telefonii; powinna zobowiązać monopole do sprzedania lokalnych sieci lokalnym operatorom, spółkom, spółdzielniom lub towarzystwom - jak to robią sądy w USA, stosujące ustawę Shermana.
Kiedy potężna ATT zwlekała z telefonizacją Środkowego Zachodu USA (za dużo kabla na niewielu abonentów), tamtejsi farmerzy pozakładali swoje spółki, spółdzielnie i towarzystwa telefoniczne. Stelefonizowali się taniej i szybciej. ATT potem ich wszystkich podłączyła do sieci ogólnokrajowej. Ale ci operatorzy lokalni pozostali właścicielami swych lokalnych sieci. Płacą ATT za połączenia międzymiastowe. Ich śladem poszli dzięki inicjatywie Józefa Ślisza, pamiętnego przywódcy "Solidarności" Rolników Indywidualnych, polscy chłopi z Doliny Strugu i z Łąki w Rzeszowskiem. U nich poza abonamentem nic się za rozmowy lokalne nie płaci, a abonament wystarczył im też na spłatę kredytu za najlepszy na świecie sprzęt. Tu widać, jak nas monopol Telekomunikacji Polskiej SA okrada. A przecież zawłaszczył to, co sfinansowały lokalne komitety telefonizacyjne! W wielu wypadkach nie musiałby niczego sprzedawać - musiałby oddać.
Liberalizm jest ideą także dla nas, przeciętnych obywateli.
Usługi komunalne - dostawy energii elektrycznej, wody, gazu, ciepła, kanalizacja - wydają się dziś problemem nierozwiązalnym. Są naturalnym monopolem, bo nie można wodociągów ani kanalizacji poddać konkurencji jak wywozu śmieci; trudno byłoby także zrobić to z dostawami energii czy gazu. Usługi komunalne obciążają administrację miejską, która powinna się zajmować czymś innym, lub też stanowią własność ogólnokrajowych monopoli. Sprzedane zagranicznym monopolom prywatnym nie przestają być monopolami. Sprzedany warszawski Stoen (z jego drogimi nieruchomościami) nadal wyzyskuje klientów bez pardonu. Z nieuprzejmą na dobitek obsługą.
Jak wszelka administracja, tak i samorząd nie powinien sam prowadzić działalności gospodarczej; przed wojną dyrekcje przedsiębiorstw monopolowych usług komunalnych z reguły obsadzała swoimi ludźmi zwycięska w lokalnych wyborach partia. Takie pokusy trzeba więc jakoś wykluczyć. Urzędnicy powinni co najwyżej regulować i nadzorować relacje między dostawcami a odbiorcami.
Usługi komunalne można sprywatyzować. Na korzyść naszą, klientów. W imię gospodarności. Żeby tej gospodarności pilnował właściciel, bo jak nie dopilnuje, sam straci.
My, właściciele
Tak naprawdę każdy mieszkaniec miasta (lub odpowiednio rozwiniętej cywilizacyjnie wsi) może być członkiem lokalnej spółki dostaw energii (gazu, wody itp.), która przejmie własność urządzeń i nieruchomości lokalnych zakładów. Comiesięczne opłaty od chwili podłączenia do sieci staną się - jeśli przez pewien czas utrzymane będą w dotychczasowej wysokości - zaliczkami na poczet udziału w spółce. Kto mieszka, jest zameldowany, ten, podpisując umowę na dostawy, zostaje automatycznie członkiem spółki, której statut z uprawnieniami i obowiązkami członka dostaje w chwili podpisania tejże umowy. Każdy członek, który regularnie wywiązuje się ze swych zobowiązań, będzie miał prawo głosu przy wyborze rady nadzorczej nadzorującej gospodarkę spółki na zasadach: jeden klient - jeden głos.
Czy to nie za trudne organizacyjnie? Po dorocznej kontroli rada nadzorcza będzie ogłaszała jej wyniki, a obok niej podobne analizy zaprezentują władze samorządowe. Na potrzeby wyborów raz na dwa, trzy lata rachunek uzupełni blankiet wyborczy, do wysłania potem pocztą razem z wpłatą lub wysyłany osobno, po uprzedniej kampanii informacyjno-wyborczej na łamach prasy. Tym sposobem najbardziej zainteresowani będą kontrolować swoją spółkę.
W razie potrzeby i po podjęciu określoną większością głosów decyzji mogą ją współfinansować.
Skończy się wtedy nie kontrolowane zawyżanie rachunków i budowa pałaców na koszt bezradnych klientów. Według fachowych szacunków, dziś płacimy łącznie co najmniej od kilkudziesięciu do dwustu złotych miesięcznie za dużo. Członkowie danej spółki sami zadbają na przykład o zainstalowanie wodomierzy, tak jak mają dziś gazomierze czy liczniki zużycia energii elektrycznej.
Dodatkowy plus: firmy usług komunalnych jako spółki prawa handlowego będą mogły zaciągać za zgodą swych właścicieli kredyty i emitować obligacje na potrzeby nowych inwestycji. Tak jak to robią przedsiębiorstwa komunalne Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie stały się one spółkami akcyjnymi. Tak jak to robią podobne spółki miejskie w USA.
I, oczywiście, w ramach ogólnokrajowego programu ograniczania monopoli uchwalmy wzorem Ameryki swoją ustawę odpowiadającą ustawie antytrustowej Shermana. Niech wykluczy ona, by własnością ogólnokrajowych monopoli stawały się firmy usług lokalnych, świadczonych monopolowo. Właśnie w imię ochrony konkurencji i drobnej przedsiębiorczości. Tym bardziej że w wielu wypadkach ta własność wzięła się z wymuszonej grabieży: budowniczowie musieli oddawać energetyce pobudowane przez siebie stacje trafo na własność, lokalne komitety telefonizacyjne musiały oddawać telefonii sfinansowaną przez siebie sieć lokalną. Jeśli ustalimy zasadę, że firmy usług lokalnych nie mogą być własnością sieci ogólnokrajowych, będą one miały prawo kupować energię czy gaz od dostawcy, którego same sobie wybiorą. Będą mogły same zainwestować w tańsze źródła energii. To jedyna szansa, by odbudowano zamarłe spiętrzenia wodne z małymi elektrowniami produkującymi 20, 30, 50 kilowatów, konsekwentnie zamykane przez wielką energetykę. Na Raduni pod Gdańskiem pracowało dawniej ze dwadzieścia spiętrzeń, uwolniona od nich rzeka zalała Gdańsk. Na płaskim Mazowszu, na małej, niepozornej Jeziorce pracowało przed wojną 20 prywatnych młynów, które wykończył poprzedni ustrój. W Wielkopolsce prof. Gołaski - przypominam do znudzenia - zidentyfikował 1500 lokalizacji dawnych młynów.
Wypada pilnować własnych pieniędzy. To też należy do roli obywatela w demokracji.
Jak sobie poradzić z monopolem telefonii
Monopolu telefonicznego w ogóle być nie musi: w Finlandii ogólnokrajową sieć telefoniczną stworzył związek lokalnych operatorów - lokalnych spółek, towarzystw i spółdzielni telefonicznych.
U nas już na to za późno. Lokalna telefonia też mogłaby należeć do nas, klientów. Ustawowa zasada wykluczenia monopolistycznej własności przedsiębiorstw monopolowych usług lokalnych powinna dotyczyć i telefonii; powinna zobowiązać monopole do sprzedania lokalnych sieci lokalnym operatorom, spółkom, spółdzielniom lub towarzystwom - jak to robią sądy w USA, stosujące ustawę Shermana.
Kiedy potężna ATT zwlekała z telefonizacją Środkowego Zachodu USA (za dużo kabla na niewielu abonentów), tamtejsi farmerzy pozakładali swoje spółki, spółdzielnie i towarzystwa telefoniczne. Stelefonizowali się taniej i szybciej. ATT potem ich wszystkich podłączyła do sieci ogólnokrajowej. Ale ci operatorzy lokalni pozostali właścicielami swych lokalnych sieci. Płacą ATT za połączenia międzymiastowe. Ich śladem poszli dzięki inicjatywie Józefa Ślisza, pamiętnego przywódcy "Solidarności" Rolników Indywidualnych, polscy chłopi z Doliny Strugu i z Łąki w Rzeszowskiem. U nich poza abonamentem nic się za rozmowy lokalne nie płaci, a abonament wystarczył im też na spłatę kredytu za najlepszy na świecie sprzęt. Tu widać, jak nas monopol Telekomunikacji Polskiej SA okrada. A przecież zawłaszczył to, co sfinansowały lokalne komitety telefonizacyjne! W wielu wypadkach nie musiałby niczego sprzedawać - musiałby oddać.
Liberalizm jest ideą także dla nas, przeciętnych obywateli.
Więcej możesz przeczytać w 35/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.