Kraje nieposłuszne wobec Moskwy natychmiast dotyka embargo na import żywności
"Pijcie truciznę - bardzo zdrowa" - tak młodzi Gruzini zachęcali mieszkańców Moskwy do wypicia gruzińskiej wody mineralnej Borżomi. Taka nietypowa akcja odbyła się przed budynkiem Rosyjskiego Federalnego Nadzoru Fitosanitarnego. To właśnie ta instytucja wprowadziła zakaz importu wody do Rosji, podobnie jak zabroniła przywozić gruzińskie i mołdawskie wino, polskie i ukraińskie mięso, norweskie łososie i holenderskie kwiaty. A wcześniej wprowadziła embargo na mandarynki ze zbuntowanej gruzińskiej prowincji Abchazji. Mieszkańcy rosyjskiej stolicy chętnie pili jednak borżomi, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzył, że "wodą można się zatruć" - jak stwierdzili rosyjscy inspektorzy. Zakaz importu produktów roślinnych czy zwierzęcych z poszczególnych państw to nowa forma uprawiania rosyjskiej polityki zagranicznej. Tak karane są kraje nieposłuszne wobec Kremla. Za ich niezależność czy aspiracje wyrwania się spod wpływów imperium urząd fitosanitarny nakłada sankcje pod byle pretekstem.
Gruzińska trucizna
"Nasze służby zniszczyły ponad 70 tys. butelek wina" - poinformowała w głównym wydaniu wiadomości rosyjska telewizja. Z materiału można się było dowiedzieć, że pochodzące z Gruzji wino saperzy wysadzili w powietrze na poligonie niedaleko miasteczka Dmitrowskij. Nikołaj Fiłatow, główny weterynarz Moskwy, triumfalnie obwieścił, że w ten sposób zakaz importu wina z Gruzji i Mołdawii został doprowadzony do finału. "Dręczyło nas pytanie, co zrobić z winem, które już jest w naszym posiadaniu. Znaleźliśmy chyba najlepsze rozwiązanie" - powiedział.
W maju 2005 r. rosyjski inspektorat sanitarny wprowadził zakaz importu gruzińskiego wina, koniaków i wody mineralnej. Powodem miało być fałszowanie świadectw sanitarnych i zaniżanie jakości produktów. "Nie możemy dopuścić, aby alkohol tak fatalnej jakości zalał nasz kraj" - powiedział główny inspektor sanitarny Giennadij Oniszczenko. Problem w tym, że - jak twierdzi minister rolnictwa Gruzji Micheil Swimoniszwili - Rosjanie nie przedstawili żadnych dowodów. A wyniki badań laboratoryjnych nie wskazywały, jakie produkty zostały przebadane.
Nic nie dały próby zażegnania konfliktu, mimo że kilka razy dochodziło do spotkań gruzińskich i rosyjskich służb sanitarnych, a gruzińskie firmy były poddawane rosyjskim inspekcjom. Do dziś znakomite gruzińskie wina - jak Mukuzani, Kindzmarauli czy Saperavi są w Rosji nielegalne. Napić się ich mogą chyba jedynie saperzy, którzy wysadzają butelki w powietrze.
Mołdawska trucizna
Podobnie jak z gruzińskim winem było z winem mołdawskim. Niedawno jednak, po spotkaniu przywódców Rosji i Mołdawii, sytuacja się zmieniła. Prezydent Mołdawii Władimir Woronin dziękował nawet Rosji za wprowadzenie zakazu importu wina i soków z tego kraju: "Dzięki temu wykonaliśmy ogromną pracę, stworzyliśmy centralne laboratorium, które bada jakość naszych produktów". Te słowa mołdawski lider wypowiedział podczas zakończonego niedawno szczytu państw WNP w Mińsku. Wiedział już wtedy, że Rosja wstępnie zgodziła się znieść ograniczenia na import towarów z Mołdawii. Ten sam Woronin w maju ubiegłego roku, po wprowadzeniu embarga na import wina, nie miał jednak wątpliwości, że przyczyny embarga są pozaekonomiczne. W wywiadzie dla "Niezawisimej Gazety" powiedział, że "ma to związek z Pridniestrowiem" - zbuntowaną prowincją mołdawską, która tak naprawdę pozostaje pod kontrolą Rosji i różnych grup przestępczych. Moskwie nie podobało się też to, że Woronin, choć komunista, próbował się wymknąć spod jej kurateli. Oficjalnie zapowiedział, że jego kraj będzie się starał o członkostwo w Unii Europejskiej. Nakazał nawet aresztować rosyjskich biznesmenów podejrzanych o szpiegostwo. Co najważniejsze, nie godził się na rosyjską dominację w Pridniestrowiu. Do czasu. Mołdawski prezydent skapitulował, a ceną za zniesienie embarga będzie otwarcie Mołdawii na inwestycje rosyjskich firm, głównie Gaz promu. Można się też spodziewać, że zielone światło zostanie zapalone dla tzw. planu Dmitrija Kozaka. Zakłada on, że jedynym negocjatorem w konflikcie o Pridniestrowie są władze w Moskwie.
Norweska trucizna
Rosyjski kuter rybacki "Elektron" nie raz kłusował na norweskich wodach terytorialnych. Kapitan Walerij Jarancew stał się jednak narodowym bohaterem dopiero wówczas, kiedy uciekając Norwegom, wziął zakładników - dwóch inspektorów norweskiej straży przybrzeżnej. Państwowe media długo chwaliły jego "odwagę", a minister obrony Siergiej Iwanow ostrzegł władze w Oslo, aby ścigając kłusownika, norweskie statki nie ważyły się wpłynąć na rosyjskie wody terytorialne. Norwegowie nie docenili "bohaterskiego" czynu. Zażądali wydania kapitana Jarancewa i postawienia go przed sądem. Władze w Moskwie miały też zapłacić karę za to, że rosyjscy rybacy łamią umowy międzynarodowe i nie przestrzegają kwot rybnych, które wolno im odłowić. Dwa tygodnie po tym wydarzeniu rosyjski nadzór sanitarny wydał komunikat, z którego wynikało, że mięso łososi sprowadzanych z Norwegii jest niebezpieczne dla zdrowia. W konsekwencji wprowadzono zakaz importu norweskiego łososia. Na stronie internetowej nadzoru sanitarnego można było przeczytać, że łączenie sprawy kapitana Jarancewa z embargiem jest bezzasadne. Embargo zostało zniesione, po tym jak Norwegowie tylko symbolicznie ukarali Jarancewa.
Podobnie postąpiono wobec Litwy. Gdy rosyjski lotnik Walerij Trojanow rozbił się w tym kraju, został zatrzymany przez władze w Wilnie. Rosyjski nadzór fitosanitarny ogłosił zaraz, że znaleziono fałszowane świadectwa dotyczące mrożonych ryb przewożonych tranzytem przez Litwę. W konsekwencji rozważano wprowadzenie zakazu importu ryb z Litwy, a później także produktów mięsnych. Kiedy rosyjski lotnik został zwolniony, zagrożenie nagle zniknęło.
Abchaska trucizna
To, że Federalny Nadzór Fitosanitarny stał się głównym narzędziem walki z nieposłusznymi wobec Kremla państwami, wymaga od jego dyrekcji dużej wyobraźni. Nie zawsze łatwo jest znaleźć pretekst, aby natychmiast wprowadzić embargo na jakiś towar. - Oczywiście, zawsze można sfałszować wyniki badań laboratoryjnych czy same świadectwa, jest to jednak działanie ryzykowne - uważa politolog Aleksiej Muchin. Jego zdaniem, może to bowiem prowadzić do międzynarodowych skandali, których Rosja chce uniknąć. Dlatego szuka się rozwiązań uniwersalnych.
Niezwykłą karierę zrobił w Rosji mały pasożyt, nazywany wciornastkiem (po rosyjsku - trips). Wciornastek, który żeruje na owocach i kwiatach, pojawia się zawsze tam, gdzie trzeba wprowadzać embargo. Wciornastka wykryli kontrolerzy na przejściu granicznym ze zbuntowaną gruzińską prowincją Abchazją. Natychmiast zakazano importu abchaskich mandarynek do Rosji. Abchazja żyje z turystyki i eksportu owoców do Rosji, dlatego taka decyzja była ciosem dla jej gospodarki. Prawdziwą przyczyną embarga były wydarzenia polityczne w Suchumi. Trwała tam walka o urząd prezydenta - rywalizowali z sobą Siergiej Bagapsz i Raul Chadżimba. Pierwszy miał poparcie rodaków, ale nie podobał się na Kremlowi. Dlatego Rosja robiła wszystko, by nie dopuścić do jego zwycięstwa. Kilkugodzinne spotkania Siergieja Bagapsza z Władimirem Putinem przyniosło jednak efekty. Moskwa zgodziła się na jego kandydaturę. Następnego dnia wciornastek przestał żerować na abchaskich mandarynkach, a jedyne przejście graniczne między Rosją a Abchazją - w Psou - zostało otwarte.
Polsko-ukraińska trucizna
Bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że na załatwienie problemu embarga, organizując wystawne przyjęcia, nie mają co liczyć Polacy i Ukraińcy. Wprowadzenie zakazu importu produktów pochodzenia roślinnego i zwierzęcego z tych krajów miało charakter przede wszystkim polityczny. Oczywiście, miejsce zwolnione po polskich eksporterach mięsa już zajęły firmy z innych krajów. Pierwotną przyczyną wprowadzenie embarga na produkty z Polski była jednak na pewno cicha polsko-rosyjska wojna o wpływy w Europie Wschodniej. Ograniczenia importu mięsa z Ukrainy zostały natomiast wprowadzone po zwycięstwie "pomarańczowej rewolucji". Dla statystycznego Rosjanina ta decyzja była bardziej dotkliwa niż embargo na mięso z Polski. Ukraińskie sało, czyli słonina, to dla wielu ulubiona zakąska przy alkoholowych libacjach. Ograniczenia już zostały prawie w całości zniesione. Stało się to możliwe po powrocie Wiktora Janukowycza do władzy w Kijowie. Im Ukraina dalej od Unii Europejskiej i NATO, tym większe szanse, że utrudnienia w handlu z Rosją przestaną obowiązywać.
Gruzińska trucizna
"Nasze służby zniszczyły ponad 70 tys. butelek wina" - poinformowała w głównym wydaniu wiadomości rosyjska telewizja. Z materiału można się było dowiedzieć, że pochodzące z Gruzji wino saperzy wysadzili w powietrze na poligonie niedaleko miasteczka Dmitrowskij. Nikołaj Fiłatow, główny weterynarz Moskwy, triumfalnie obwieścił, że w ten sposób zakaz importu wina z Gruzji i Mołdawii został doprowadzony do finału. "Dręczyło nas pytanie, co zrobić z winem, które już jest w naszym posiadaniu. Znaleźliśmy chyba najlepsze rozwiązanie" - powiedział.
W maju 2005 r. rosyjski inspektorat sanitarny wprowadził zakaz importu gruzińskiego wina, koniaków i wody mineralnej. Powodem miało być fałszowanie świadectw sanitarnych i zaniżanie jakości produktów. "Nie możemy dopuścić, aby alkohol tak fatalnej jakości zalał nasz kraj" - powiedział główny inspektor sanitarny Giennadij Oniszczenko. Problem w tym, że - jak twierdzi minister rolnictwa Gruzji Micheil Swimoniszwili - Rosjanie nie przedstawili żadnych dowodów. A wyniki badań laboratoryjnych nie wskazywały, jakie produkty zostały przebadane.
Nic nie dały próby zażegnania konfliktu, mimo że kilka razy dochodziło do spotkań gruzińskich i rosyjskich służb sanitarnych, a gruzińskie firmy były poddawane rosyjskim inspekcjom. Do dziś znakomite gruzińskie wina - jak Mukuzani, Kindzmarauli czy Saperavi są w Rosji nielegalne. Napić się ich mogą chyba jedynie saperzy, którzy wysadzają butelki w powietrze.
Mołdawska trucizna
Podobnie jak z gruzińskim winem było z winem mołdawskim. Niedawno jednak, po spotkaniu przywódców Rosji i Mołdawii, sytuacja się zmieniła. Prezydent Mołdawii Władimir Woronin dziękował nawet Rosji za wprowadzenie zakazu importu wina i soków z tego kraju: "Dzięki temu wykonaliśmy ogromną pracę, stworzyliśmy centralne laboratorium, które bada jakość naszych produktów". Te słowa mołdawski lider wypowiedział podczas zakończonego niedawno szczytu państw WNP w Mińsku. Wiedział już wtedy, że Rosja wstępnie zgodziła się znieść ograniczenia na import towarów z Mołdawii. Ten sam Woronin w maju ubiegłego roku, po wprowadzeniu embarga na import wina, nie miał jednak wątpliwości, że przyczyny embarga są pozaekonomiczne. W wywiadzie dla "Niezawisimej Gazety" powiedział, że "ma to związek z Pridniestrowiem" - zbuntowaną prowincją mołdawską, która tak naprawdę pozostaje pod kontrolą Rosji i różnych grup przestępczych. Moskwie nie podobało się też to, że Woronin, choć komunista, próbował się wymknąć spod jej kurateli. Oficjalnie zapowiedział, że jego kraj będzie się starał o członkostwo w Unii Europejskiej. Nakazał nawet aresztować rosyjskich biznesmenów podejrzanych o szpiegostwo. Co najważniejsze, nie godził się na rosyjską dominację w Pridniestrowiu. Do czasu. Mołdawski prezydent skapitulował, a ceną za zniesienie embarga będzie otwarcie Mołdawii na inwestycje rosyjskich firm, głównie Gaz promu. Można się też spodziewać, że zielone światło zostanie zapalone dla tzw. planu Dmitrija Kozaka. Zakłada on, że jedynym negocjatorem w konflikcie o Pridniestrowie są władze w Moskwie.
Norweska trucizna
Rosyjski kuter rybacki "Elektron" nie raz kłusował na norweskich wodach terytorialnych. Kapitan Walerij Jarancew stał się jednak narodowym bohaterem dopiero wówczas, kiedy uciekając Norwegom, wziął zakładników - dwóch inspektorów norweskiej straży przybrzeżnej. Państwowe media długo chwaliły jego "odwagę", a minister obrony Siergiej Iwanow ostrzegł władze w Oslo, aby ścigając kłusownika, norweskie statki nie ważyły się wpłynąć na rosyjskie wody terytorialne. Norwegowie nie docenili "bohaterskiego" czynu. Zażądali wydania kapitana Jarancewa i postawienia go przed sądem. Władze w Moskwie miały też zapłacić karę za to, że rosyjscy rybacy łamią umowy międzynarodowe i nie przestrzegają kwot rybnych, które wolno im odłowić. Dwa tygodnie po tym wydarzeniu rosyjski nadzór sanitarny wydał komunikat, z którego wynikało, że mięso łososi sprowadzanych z Norwegii jest niebezpieczne dla zdrowia. W konsekwencji wprowadzono zakaz importu norweskiego łososia. Na stronie internetowej nadzoru sanitarnego można było przeczytać, że łączenie sprawy kapitana Jarancewa z embargiem jest bezzasadne. Embargo zostało zniesione, po tym jak Norwegowie tylko symbolicznie ukarali Jarancewa.
Podobnie postąpiono wobec Litwy. Gdy rosyjski lotnik Walerij Trojanow rozbił się w tym kraju, został zatrzymany przez władze w Wilnie. Rosyjski nadzór fitosanitarny ogłosił zaraz, że znaleziono fałszowane świadectwa dotyczące mrożonych ryb przewożonych tranzytem przez Litwę. W konsekwencji rozważano wprowadzenie zakazu importu ryb z Litwy, a później także produktów mięsnych. Kiedy rosyjski lotnik został zwolniony, zagrożenie nagle zniknęło.
Abchaska trucizna
To, że Federalny Nadzór Fitosanitarny stał się głównym narzędziem walki z nieposłusznymi wobec Kremla państwami, wymaga od jego dyrekcji dużej wyobraźni. Nie zawsze łatwo jest znaleźć pretekst, aby natychmiast wprowadzić embargo na jakiś towar. - Oczywiście, zawsze można sfałszować wyniki badań laboratoryjnych czy same świadectwa, jest to jednak działanie ryzykowne - uważa politolog Aleksiej Muchin. Jego zdaniem, może to bowiem prowadzić do międzynarodowych skandali, których Rosja chce uniknąć. Dlatego szuka się rozwiązań uniwersalnych.
Niezwykłą karierę zrobił w Rosji mały pasożyt, nazywany wciornastkiem (po rosyjsku - trips). Wciornastek, który żeruje na owocach i kwiatach, pojawia się zawsze tam, gdzie trzeba wprowadzać embargo. Wciornastka wykryli kontrolerzy na przejściu granicznym ze zbuntowaną gruzińską prowincją Abchazją. Natychmiast zakazano importu abchaskich mandarynek do Rosji. Abchazja żyje z turystyki i eksportu owoców do Rosji, dlatego taka decyzja była ciosem dla jej gospodarki. Prawdziwą przyczyną embarga były wydarzenia polityczne w Suchumi. Trwała tam walka o urząd prezydenta - rywalizowali z sobą Siergiej Bagapsz i Raul Chadżimba. Pierwszy miał poparcie rodaków, ale nie podobał się na Kremlowi. Dlatego Rosja robiła wszystko, by nie dopuścić do jego zwycięstwa. Kilkugodzinne spotkania Siergieja Bagapsza z Władimirem Putinem przyniosło jednak efekty. Moskwa zgodziła się na jego kandydaturę. Następnego dnia wciornastek przestał żerować na abchaskich mandarynkach, a jedyne przejście graniczne między Rosją a Abchazją - w Psou - zostało otwarte.
Polsko-ukraińska trucizna
Bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że na załatwienie problemu embarga, organizując wystawne przyjęcia, nie mają co liczyć Polacy i Ukraińcy. Wprowadzenie zakazu importu produktów pochodzenia roślinnego i zwierzęcego z tych krajów miało charakter przede wszystkim polityczny. Oczywiście, miejsce zwolnione po polskich eksporterach mięsa już zajęły firmy z innych krajów. Pierwotną przyczyną wprowadzenie embarga na produkty z Polski była jednak na pewno cicha polsko-rosyjska wojna o wpływy w Europie Wschodniej. Ograniczenia importu mięsa z Ukrainy zostały natomiast wprowadzone po zwycięstwie "pomarańczowej rewolucji". Dla statystycznego Rosjanina ta decyzja była bardziej dotkliwa niż embargo na mięso z Polski. Ukraińskie sało, czyli słonina, to dla wielu ulubiona zakąska przy alkoholowych libacjach. Ograniczenia już zostały prawie w całości zniesione. Stało się to możliwe po powrocie Wiktora Janukowycza do władzy w Kijowie. Im Ukraina dalej od Unii Europejskiej i NATO, tym większe szanse, że utrudnienia w handlu z Rosją przestaną obowiązywać.
Więcej możesz przeczytać w 49/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.