Byli milicjanci, pracownicy telefonii komórkowej, utrudnili ustalenie składu grupy trzymającej władzę
Nie tylko Lew Rywin mógł trafić do więzienia po złożeniu korupcyjnej propozycji Adamowi Michnikowi. Sejmowa komisja ds. Rywina była o krok od ustalenia, kto tworzył grupę trzymającą władzę (GTW). Nie udało się to, bo przed komisją zatajono istotne informacje. Sprawę bada teraz prokuratura. Jest wielce prawdopodobne, że informacje identyfikujące GTW uda się jednak odtworzyć. Byłby to przełom o trudnych do przecenienia skutkach w najgłośniejszej aferze korupcyjnej III RP. Jak doszło do zatajenia przed sejmową komisją śledczą istotnych informacji i kto za to odpowiada?
Klucz w komórce
Istotne zdarzenia w aferze Rywina zdarzyły się latem 2002 r. 15 lipca Lew Rywin spotkał się z prezes Agory Wandą Rapaczyńską w sprawie "ustawy medialnej", nad którą pracował rząd. 22 lipca Rywin odwiedził Adama Michnika. Podczas rozmowy z nim powołał się na "grupę trzymającą władzę". Nagranie z tego spotkania stało się przyczyną powstania komisji śledczej mającej ustalić m.in., kto wchodził w skład GTW. Komisja szybko ustaliła daty i miejsca spotkań istotnych dla losów ustawy medialnej. Trzeba było jeszcze ustalić, z kim i gdzie w kluczowych momentach spotykał się posłaniec GTW, czyli Lew Rywin. Musiał on na gorąco komentować i zdawać relację z rozmów z przedstawicielami Agory. Producent filmowy wolał jednak trafić do więzienia, niż to ujawnić, a i osoby podejrzewane o członkostwo w GTW nabrały wody w usta. Komisja śledcza wpadła jednak na pomysł, jak udowodnić, z kim kontaktował się Rywin.
W grudniu 2003 r. podczas jednej z narad komisji jej członek Zbigniew Ziobro wystąpił z pomysłem, by z pomocą operatorów telefonii komórkowej ustalić, gdzie w gorących dniach lipca, gdy Lew Rywin składał korupcyjną propozycję Agorze, były osoby podejrzewane o członkostwo w grupie trzymającej władzę. Operator komórkowy z łatwością może zlokalizować miejsce, gdzie w danym momencie znajduje się aparat telefoniczny i tym samym jego użytkownik. - Pomysł był świetny. Pamiętam, że rozmawiałem na ten temat z Janem Rokitą. Jemu również na wieść o takich możliwościach zaświeciły się oczy. Wyobraźmy sobie bowiem, że w weekend poprzedzający wizytę Rywina w Agorze, który wraz z Robertem Kwiatkowskim spędził w swojej daczy na Mazurach, był z nimi jeszcze ktoś podejrzewany o członkostwo w GTW. Albo że między 15 a 22 lipca ktoś z interesujących nas osób był w godzinach rozmów Rywina w okolicy siedziby Agory. Byłyby to nowe, szalenie istotne poszlaki - mówi "Wprost" Tomasz Nałęcz, przewodniczący komisji śledczej ds. Rywina.
Rzeczywiście, operator komórkowy, szczególnie w dużych miastach, może precyzyjnie ustalić rejon pobytu danej osoby. Sekretariat komisji śledczej szybko zredagował odpowiednie pismo do operatorów telefonii komórkowej. "Czy istnieje techniczna możliwość [ustalenia], z jakiego miejsca bądź obszaru kraju realizowane były w okresie od 10 do 23 lipca 2002 r. połączenia telefoniczne (przychodzące i wychodzące) z numerami telefonów należących do osób zeznających przed komisją" - czytamy w piśmie Tomasza Nałęcza z 22 grudnia adresowanym do Polskiej Telefonii Cyfrowej, operatora Ery. Ówczesny prezes zarządu PTC 9 stycznia 2004 r. odpowiedział: "Istnieją ograniczone możliwości techniczne ustaleń lokalizujących stacje abonenckie, realizujące połączenia we wskazanym przedziale czasowym. Uzyskanie danych lokalizacyjnych wymagać będzie powołania w PTC Sp. z o.o. zespołu specjalistów oraz użycia niestandardowych środków technicznych, umożliwiających odtworzenie danych za 2002 rok. Wiązałoby się to ze znacznym okresem realizacji zlecenia, poniesieniem wymiernych kosztów przez operatora". Dalej w piśmie czytamy o innych trudnościach. Podniesiono nawet kwestię oceny wiarygodności procesowej takich danych. - Byliśmy pod ogromną presją czasu. Roman Giertych zarzucił mi nawet blokowanie prac komisji. Odpowiedź operatorów telefonii komórkowej wskazywała, że uzyskanie interesujących nas danych zajmie nie kilka dni, ale tygodnie, a nawet miesiące - mówi Nałęcz.
Ocenzurowana korespondencja
Okazuje się, że możliwości Ery nie były wcale tak ograniczone, jak napisał były prezes PTC do komisji. Przeciwnie, dość łatwo można było zebrać interesujące komisję dane, wspierając je opinią biegłego kryminologa, zresztą zatrudnionego w Erze. "Wprost" dotarł do wewnętrznej korespondencji operatora Ery Đ PTC, a także pierwowzoru projektu odpowiedzi na pytanie komisji śledczej przygotowanego przez wspomnianego biegłego. Czytamy w nim: "Aktualnie PTC posiada w swoich archiwach dane o takich połączeniach również za okres lipca 2002, a także jest możliwe ich przetwarzanie zarówno dla wersji połączeń wychodzących, jak i przychodzących - w tym w pewnym zakresie dokładności z danymi lokalizacyjnymi". Biegły odniósł się też do wiarygodności procesowej tych danych: "W tym zakresie również możemy udzielić kompetentnej pomocy, gdyż nasz pracownik - doświadczony ekspert kryminalistyczny i biegły sądowy - był już kilkakrotnie powoływany w tym charakterze w poważnych procesach karnych, wykonując eksperymenty procesowe oraz wydając kryminalistyczne ekspertyzy i opinie biegłego z zakresu telefonii komórkowej". Tych informacji zabrakło jednak w piśmie PTC do Tomasza Nałęcza. - Gdyby tak zredagowana odpowiedź do mnie trafiła w trakcie prac komisji, szczególnie w ich wcześniejszej fazie, stanąłbym na głowie, by zdobyć te informacje - kwituje Nałęcz.
Kto stał za ocenzurowaniem projektu listu PTC do komisji śledczej? Światło na to rzuca notatka służbowa pracownika Ery, autora projektu. Napisał on, że odpowiedź ostatecznie podpisaną przez ówczesnego prezesa PTC zredagował jeden z kierowników w Erze, Władysław Naja. Rzeczywiście, na projekcie odpowiedzi przedłożonym ówczesnemu prezesowi PTC widnieje jego odręczna dekretacja z podpisem. "Uprzejmie przedkładam projekt pisma z prośbą o podpisanie" - napisał Naja. Jak wynika z notatki biegłego, Naja zredagował pismo w porozumieniu z dyrektorami Ery - Wacławem Czępińskim i Ryszardem Pośpieszyńskim. Cała trójka była związana z ówczesnym udziałowcem PTC Đ koncernem Vivendi. Żaden z nich nie jest już zatrudniony w spółce. Ryszard Pośpieszyński, który został zwolniony dyscyplinarnie, w latach 80. pracował w komitecie dzielnicowym PZPR Warszawa Śródmieście. Z czasu gdy był prezesem Filmu Polskiego, znał środowisko filmowe, w którym brylował Lew Rywin. Z kolei Wacław Czępiński to wieloletni funkcjonariusz MSW. Był nawet szefem Komendy Rejonowej MO Warszawa Śródmieście. Także Władysław Naja był oficerem MO. Od połowy lat 70. służył w Komendzie Głównej MO, a po upadku komunizmu pracował w Biurze Dochodzeniowo-Śledczym KG Policji. W pionie podległym Nai w PTC zatrudniona została córka Zbigniewa Sobotki, ówczesnego wiceministra MSWiA. W rozmowie z "Wprost" Naja stwierdził, że córkę Sobotki przyjęto do pracy w jego dziale, bo jest dobrą prawniczką. Próbował także podważyć kompetencje biegłego - autora pierwowzoru odpowiedzi dla komisji śledczej, mimo że sam wytypował go jako eksperta Ery do pomocy sądowi w procesie przeciwko płatnym zabójcom.
Naja w rozmowie z "Wprost" bagatelizuje znaczenie zmian, jakie wprowadził w piśmie dla komisji śledczej: "W projekcie odpowiedzi, który przedłożyłem ówczesnemu prezesowi Polskiej Telefonii Cyfrowej, nie napisałem, że udzielenie pomocy komisji jest niemożliwe. Stwierdziłem jedynie, że będzie to praco- i czasochłonne".
Sprawę korespondencji operatora Ery z komisją śledczą bada Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku prowadząca śledztwo w sprawie "ustawy medialnej". Próbuje ona ustalić, kto wysłał Rywina do Agory. W lutym 2006 r. prokuratura zażądała od PTC całej dokumentacji sprawy, łącznie z projektem odpowiedzi i notatką służbową biegłego. W uzasadnieniu żądania czytamy: "W toku postępowania procesowej analizie muszą być poddane wszelkie dane związane z realizowanymi w okresie od 10 do 23.07.2002 r. połączeniami telefonicznymi z numerami telefonów należących do osób zeznających przed Komisją Śledczą". - Przyczyną tego żądania była procesowa weryfikacja treści zawartych w anonimie [wskazującym na ocenzurowanie odpowiedzi byłego prezesa PTC] uzyskanym za pośrednictwem Prokuratury Krajowej - mówi Janusz Kordulski, rzecznik prasowy białostockiej prokuratury. - Nasza firma przekazała prokuraturze wszelkie wymagane przez nią w tej sprawie dokumenty - dodaje rzecznik nowego zarządu PTC Zbigniew Lazar.
Zaniechania prokuratury
Wiele wskazuje, że z powodu "zredagowania" przez byłych funkcjonariuszy MO pisma do komisji śledczej nie mogła ona zdobyć informacji i skorzystać z wiedzy biegłego zatrudnionego w Erze, a tym samym zidentyfikować członków GTW. Ten były funkcjonariusz UOP zasiada w radzie naukowej Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego, jest też specjalistą w zakresie wykorzystania telefonii komórkowej jako źródła danych. W sprawach dotyczących przestępczości zorganizowanej ekspert ten pomagał prokuraturom z Krakowa, Gdańska i Krosna Odrzańskiego, a także wydziałom Centralnego Biura Śledczego w Krakowie i Zielonej Górze. W sprawie, która była prowadzona przez CBŚ i prokuraturę apelacyjną w Krakowie, dzięki pomocy tego biegłego zatrzymano najemnych zabójców z tzw. gangu Ala Capone z Nowosądeckiego. Ekspert kryminalistyczny pracujący w Erze podważył alibi tych gangsterów m.in. na podstawie ustalenia, gdzie się znajdowali w momencie wykonywania połączeń telefonicznych.
Otwarte pozostaje pytanie, dlaczego dopiero teraz prokuratorzy badają możliwość zlokalizowania miejsc pobytu osób podejrzewanych o udział w GTW. Członków komisji śledczej można rozgrzeszyć z zarzutu, że nie doprowadzili tej sprawy do końca. Posłowie ci nie byli przecież śledczymi. Równolegle z komisją śledczą pracowała jednak warszawska prokuratura. Doświadczeni prokuratorzy też nie wykorzystali możliwości operatorów telefonii komórkowej, a nawet w ogóle nie wystąpili z takim wnioskiem. Prace komisji ds. Rywina wiele razy obnażały nieskuteczność, a nawet ignorancję prokuratury graniczącą z celowym torpedowaniem prac sejmowej komisji. Jeśli połączyć to z postępowaniem byłych milicjantów w Erze (grupy osłaniającej Rywina?), rysuje się obraz co najmniej dziwnych działań osłaniających grupę trzymającą władzę.
Klucz w komórce
Istotne zdarzenia w aferze Rywina zdarzyły się latem 2002 r. 15 lipca Lew Rywin spotkał się z prezes Agory Wandą Rapaczyńską w sprawie "ustawy medialnej", nad którą pracował rząd. 22 lipca Rywin odwiedził Adama Michnika. Podczas rozmowy z nim powołał się na "grupę trzymającą władzę". Nagranie z tego spotkania stało się przyczyną powstania komisji śledczej mającej ustalić m.in., kto wchodził w skład GTW. Komisja szybko ustaliła daty i miejsca spotkań istotnych dla losów ustawy medialnej. Trzeba było jeszcze ustalić, z kim i gdzie w kluczowych momentach spotykał się posłaniec GTW, czyli Lew Rywin. Musiał on na gorąco komentować i zdawać relację z rozmów z przedstawicielami Agory. Producent filmowy wolał jednak trafić do więzienia, niż to ujawnić, a i osoby podejrzewane o członkostwo w GTW nabrały wody w usta. Komisja śledcza wpadła jednak na pomysł, jak udowodnić, z kim kontaktował się Rywin.
W grudniu 2003 r. podczas jednej z narad komisji jej członek Zbigniew Ziobro wystąpił z pomysłem, by z pomocą operatorów telefonii komórkowej ustalić, gdzie w gorących dniach lipca, gdy Lew Rywin składał korupcyjną propozycję Agorze, były osoby podejrzewane o członkostwo w grupie trzymającej władzę. Operator komórkowy z łatwością może zlokalizować miejsce, gdzie w danym momencie znajduje się aparat telefoniczny i tym samym jego użytkownik. - Pomysł był świetny. Pamiętam, że rozmawiałem na ten temat z Janem Rokitą. Jemu również na wieść o takich możliwościach zaświeciły się oczy. Wyobraźmy sobie bowiem, że w weekend poprzedzający wizytę Rywina w Agorze, który wraz z Robertem Kwiatkowskim spędził w swojej daczy na Mazurach, był z nimi jeszcze ktoś podejrzewany o członkostwo w GTW. Albo że między 15 a 22 lipca ktoś z interesujących nas osób był w godzinach rozmów Rywina w okolicy siedziby Agory. Byłyby to nowe, szalenie istotne poszlaki - mówi "Wprost" Tomasz Nałęcz, przewodniczący komisji śledczej ds. Rywina.
Rzeczywiście, operator komórkowy, szczególnie w dużych miastach, może precyzyjnie ustalić rejon pobytu danej osoby. Sekretariat komisji śledczej szybko zredagował odpowiednie pismo do operatorów telefonii komórkowej. "Czy istnieje techniczna możliwość [ustalenia], z jakiego miejsca bądź obszaru kraju realizowane były w okresie od 10 do 23 lipca 2002 r. połączenia telefoniczne (przychodzące i wychodzące) z numerami telefonów należących do osób zeznających przed komisją" - czytamy w piśmie Tomasza Nałęcza z 22 grudnia adresowanym do Polskiej Telefonii Cyfrowej, operatora Ery. Ówczesny prezes zarządu PTC 9 stycznia 2004 r. odpowiedział: "Istnieją ograniczone możliwości techniczne ustaleń lokalizujących stacje abonenckie, realizujące połączenia we wskazanym przedziale czasowym. Uzyskanie danych lokalizacyjnych wymagać będzie powołania w PTC Sp. z o.o. zespołu specjalistów oraz użycia niestandardowych środków technicznych, umożliwiających odtworzenie danych za 2002 rok. Wiązałoby się to ze znacznym okresem realizacji zlecenia, poniesieniem wymiernych kosztów przez operatora". Dalej w piśmie czytamy o innych trudnościach. Podniesiono nawet kwestię oceny wiarygodności procesowej takich danych. - Byliśmy pod ogromną presją czasu. Roman Giertych zarzucił mi nawet blokowanie prac komisji. Odpowiedź operatorów telefonii komórkowej wskazywała, że uzyskanie interesujących nas danych zajmie nie kilka dni, ale tygodnie, a nawet miesiące - mówi Nałęcz.
|
Okazuje się, że możliwości Ery nie były wcale tak ograniczone, jak napisał były prezes PTC do komisji. Przeciwnie, dość łatwo można było zebrać interesujące komisję dane, wspierając je opinią biegłego kryminologa, zresztą zatrudnionego w Erze. "Wprost" dotarł do wewnętrznej korespondencji operatora Ery Đ PTC, a także pierwowzoru projektu odpowiedzi na pytanie komisji śledczej przygotowanego przez wspomnianego biegłego. Czytamy w nim: "Aktualnie PTC posiada w swoich archiwach dane o takich połączeniach również za okres lipca 2002, a także jest możliwe ich przetwarzanie zarówno dla wersji połączeń wychodzących, jak i przychodzących - w tym w pewnym zakresie dokładności z danymi lokalizacyjnymi". Biegły odniósł się też do wiarygodności procesowej tych danych: "W tym zakresie również możemy udzielić kompetentnej pomocy, gdyż nasz pracownik - doświadczony ekspert kryminalistyczny i biegły sądowy - był już kilkakrotnie powoływany w tym charakterze w poważnych procesach karnych, wykonując eksperymenty procesowe oraz wydając kryminalistyczne ekspertyzy i opinie biegłego z zakresu telefonii komórkowej". Tych informacji zabrakło jednak w piśmie PTC do Tomasza Nałęcza. - Gdyby tak zredagowana odpowiedź do mnie trafiła w trakcie prac komisji, szczególnie w ich wcześniejszej fazie, stanąłbym na głowie, by zdobyć te informacje - kwituje Nałęcz.
Kto stał za ocenzurowaniem projektu listu PTC do komisji śledczej? Światło na to rzuca notatka służbowa pracownika Ery, autora projektu. Napisał on, że odpowiedź ostatecznie podpisaną przez ówczesnego prezesa PTC zredagował jeden z kierowników w Erze, Władysław Naja. Rzeczywiście, na projekcie odpowiedzi przedłożonym ówczesnemu prezesowi PTC widnieje jego odręczna dekretacja z podpisem. "Uprzejmie przedkładam projekt pisma z prośbą o podpisanie" - napisał Naja. Jak wynika z notatki biegłego, Naja zredagował pismo w porozumieniu z dyrektorami Ery - Wacławem Czępińskim i Ryszardem Pośpieszyńskim. Cała trójka była związana z ówczesnym udziałowcem PTC Đ koncernem Vivendi. Żaden z nich nie jest już zatrudniony w spółce. Ryszard Pośpieszyński, który został zwolniony dyscyplinarnie, w latach 80. pracował w komitecie dzielnicowym PZPR Warszawa Śródmieście. Z czasu gdy był prezesem Filmu Polskiego, znał środowisko filmowe, w którym brylował Lew Rywin. Z kolei Wacław Czępiński to wieloletni funkcjonariusz MSW. Był nawet szefem Komendy Rejonowej MO Warszawa Śródmieście. Także Władysław Naja był oficerem MO. Od połowy lat 70. służył w Komendzie Głównej MO, a po upadku komunizmu pracował w Biurze Dochodzeniowo-Śledczym KG Policji. W pionie podległym Nai w PTC zatrudniona została córka Zbigniewa Sobotki, ówczesnego wiceministra MSWiA. W rozmowie z "Wprost" Naja stwierdził, że córkę Sobotki przyjęto do pracy w jego dziale, bo jest dobrą prawniczką. Próbował także podważyć kompetencje biegłego - autora pierwowzoru odpowiedzi dla komisji śledczej, mimo że sam wytypował go jako eksperta Ery do pomocy sądowi w procesie przeciwko płatnym zabójcom.
Naja w rozmowie z "Wprost" bagatelizuje znaczenie zmian, jakie wprowadził w piśmie dla komisji śledczej: "W projekcie odpowiedzi, który przedłożyłem ówczesnemu prezesowi Polskiej Telefonii Cyfrowej, nie napisałem, że udzielenie pomocy komisji jest niemożliwe. Stwierdziłem jedynie, że będzie to praco- i czasochłonne".
Sprawę korespondencji operatora Ery z komisją śledczą bada Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku prowadząca śledztwo w sprawie "ustawy medialnej". Próbuje ona ustalić, kto wysłał Rywina do Agory. W lutym 2006 r. prokuratura zażądała od PTC całej dokumentacji sprawy, łącznie z projektem odpowiedzi i notatką służbową biegłego. W uzasadnieniu żądania czytamy: "W toku postępowania procesowej analizie muszą być poddane wszelkie dane związane z realizowanymi w okresie od 10 do 23.07.2002 r. połączeniami telefonicznymi z numerami telefonów należących do osób zeznających przed Komisją Śledczą". - Przyczyną tego żądania była procesowa weryfikacja treści zawartych w anonimie [wskazującym na ocenzurowanie odpowiedzi byłego prezesa PTC] uzyskanym za pośrednictwem Prokuratury Krajowej - mówi Janusz Kordulski, rzecznik prasowy białostockiej prokuratury. - Nasza firma przekazała prokuraturze wszelkie wymagane przez nią w tej sprawie dokumenty - dodaje rzecznik nowego zarządu PTC Zbigniew Lazar.
Zaniechania prokuratury
Wiele wskazuje, że z powodu "zredagowania" przez byłych funkcjonariuszy MO pisma do komisji śledczej nie mogła ona zdobyć informacji i skorzystać z wiedzy biegłego zatrudnionego w Erze, a tym samym zidentyfikować członków GTW. Ten były funkcjonariusz UOP zasiada w radzie naukowej Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego, jest też specjalistą w zakresie wykorzystania telefonii komórkowej jako źródła danych. W sprawach dotyczących przestępczości zorganizowanej ekspert ten pomagał prokuraturom z Krakowa, Gdańska i Krosna Odrzańskiego, a także wydziałom Centralnego Biura Śledczego w Krakowie i Zielonej Górze. W sprawie, która była prowadzona przez CBŚ i prokuraturę apelacyjną w Krakowie, dzięki pomocy tego biegłego zatrzymano najemnych zabójców z tzw. gangu Ala Capone z Nowosądeckiego. Ekspert kryminalistyczny pracujący w Erze podważył alibi tych gangsterów m.in. na podstawie ustalenia, gdzie się znajdowali w momencie wykonywania połączeń telefonicznych.
Otwarte pozostaje pytanie, dlaczego dopiero teraz prokuratorzy badają możliwość zlokalizowania miejsc pobytu osób podejrzewanych o udział w GTW. Członków komisji śledczej można rozgrzeszyć z zarzutu, że nie doprowadzili tej sprawy do końca. Posłowie ci nie byli przecież śledczymi. Równolegle z komisją śledczą pracowała jednak warszawska prokuratura. Doświadczeni prokuratorzy też nie wykorzystali możliwości operatorów telefonii komórkowej, a nawet w ogóle nie wystąpili z takim wnioskiem. Prace komisji ds. Rywina wiele razy obnażały nieskuteczność, a nawet ignorancję prokuratury graniczącą z celowym torpedowaniem prac sejmowej komisji. Jeśli połączyć to z postępowaniem byłych milicjantów w Erze (grupy osłaniającej Rywina?), rysuje się obraz co najmniej dziwnych działań osłaniających grupę trzymającą władzę.
PSEUDOŚLEDZTWO |
---|
Gdy posłowie z komisji śledczej ds. Rywina zapoznali się z aktami śledztwa warszawskiej prokuratury w tej sprawie, nie kryli wzburzenia. Z ust Jana Rokity, Zbigniewa Ziobry czy Bohdana Kopczyńskiego padały określenia: "pseudośledztwo", "postępowanie nieprofesjonalne", "polityczna fikcja". Zbigniew Ziobro zgłosił nawet serię wniosków o podjęcie podstawowych działań, których - jak wynikało z akt sprawy - nie podjęła prokuratura. Były to m.in.:
|
Więcej możesz przeczytać w 49/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.