Kto dziś wspomina z nostalgią takie gwiazdy polityczne, jak szefa MSZ Radosława Sikorskiego, wicepremiera Janusza Piechocińskiego, lidera Twojego Ruchu Janusza Palikota czy Ryszarda Kalisza, gwiazdę lewicy. Rok temu wszędzie było ich pełno – pouczali nas z telewizyjnych okienek, brylowali na politycznych salonach. Symptomy upadku polityka są zawsze jednakowe – najpierw popada w nadmierne zadufanie, zaczyna mówić agresywnie, z czasem jego wypowiedzi robią się coraz bardziej śmieszne, a na koniec staje się obiektem memów, i to kończy jego karierę. Ale nasi bohaterowie wcale nie zamierzają brać rozbratu z polityką.
Janusz Piechociński
„A może by tak podpalić jakiś budynek publiczny, żeby wprowadzić stan nadzwyczajny” – rzucił niedawno na Twitterze były wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński. Odniósł się w ten sposób do wpisu TVN24 o zaostrzeniu retoryki przez władzę. Były szef Polskiego Stronnictwa Ludowego to z natury człowiek łagodny i sympatyczny, ale skłonny pleść, co mu ślina na język przyniesie. Jego partyjni koledzy nieraz wzdychali, że Piechociński prędzej mówi, niż myśli. Gdy odebrał władzę w partii Waldemarowi Pawlakowi, delegatom dziękował na kolanach. Złośliwi twierdzili, że po prostu nie wiedział, co ma zrobić, bo wcale nie spodziewał się zwycięstwa.
Zasłynął wieloma barwnymi wypowiedziami jak ta, że po wyborach w 2015 r. Polską będzie rządziła koalicja trzech partii PiS, PO i PSL, a on sam zostanie premierem (w ostatnich wyborach Stronnictwo ledwo dostało się do Sejmu, o włos przekraczając próg wyborczy). Albo że w 2020 r. będzie kandydował na prezydenta i wygra (najlepszy wynik kandydata PSL w tych wyborach wyniósł 7,15 proc. i było to bardzo dawno temu). To właśnie te wypowiedzi sprawiły, że Piechociński stanowił obiekt niezliczonych żartów i memów, co wcale nie psuło mu dobrego samopoczucia. Jego zniknięcie z polityki działacze PSL powitali z ulgą, a opinia publiczna z obojętnością. Dziś Janusz Piechociński jest doradcą firmy giełdowej, która chce rozszerzyć eksport żywności i usług na Azję – przede wszystkim do Chin, Indonezji, Wietnamu, Malezji, Iranu, a także na kraje arabskie. – Starannie ją wybrałem, bo jako polityk nigdy jej nie pomogłem, więc nie można mi zarzucić, że jest to forma odwdzięczenia się za dawne przysługi – zapewnia w rozmowie z „Wprost”. Były wicepremier twierdzi, że na nowo uczy się życia, bo ma więcej czasu. Ekslider PSL zapewnia, że nie tęskni za polityką. – To, co się dzieje na scenie politycznej, niezbyt mi się podoba, ale jeżeli demokracja będzie zagrożona, to nie wykluczam startu w następnych wyborach – mówi Piechociński.
Radosław Sikorski
Były szef polskiej dyplomacji, a potem marszałek Sejmu nie zniknął z przestrzeni publicznej, choć po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych zapowiedział, że przechodzi do głębokiej politycznej rezerwy „na wiele, wiele lat”. A jednak ciężko mu naprawdę się oderwać od politycznych wydarzeń. Zajęć ma dużo i – jak mówią jego znajomi – jest w ciągłych rozjazdach. Wykłada na Harvardzie, kilka miesięcy temu został prezesem rady nadzorczej Bydgoskiej Strefy Techniczno- -Technologicznej, w ubiegłym roku na zaproszenie prezydenta Petra Poroszenki zasiadł w międzynarodowej radzie konsultacyjnej ds. reform na Ukrainie, a ostatnio został szefem rady Instytutu Obywatelskiego, think tanku PO. Mimo to ciągle śledzi wydarzenia w kraju i wdaje się na Twitterze w pyskówki z prawicowymi dziennikarzami. Kilkanaście dni temu podpisał się pod listem byłych szefów MON krytykujących działalność obecnego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Napadł też w niewybredny sposób na Macierewicza za stwierdzenie z trybuny sejmowej, jakoby Sikorski mówił o wstąpieniu Rosji do NATO. Były szef MSZ na Twitterze napisał: „Panie Ministrze Obrony Narodowej, Antek, świrze, wskaż cytat, kiedy rzekomo mówiłem, że Rosja wkrótce będzie członkiem NATO”. Język Sikorskiego nie spodobał się internautom i na byłego szefa MON wylała się fala krytyki. W odpowiedzi Sikorski zamieścił na swoim twitterowym profilu sondę z pytaniem, czy Antoni Macierewicz jest świrem, czy też statecznym politykiem. Niestety, były szef polskiej dyplomacji chyba źle ocenił grupę obserwujących go internautów, bo na 17 tys. osób, które odpowiedziały na jego pytanie, 59 proc. orzekło, że Macierewicz to stateczny polityk. Przy okazji Sikorski naraził się na oskarżenie, że w celu poprawienia niekorzystnych dla niego wyników sondy banuje prawicowych internautów. – Widać, że Sikorski ma więcej czasu niż kiedyś, więc chyba taki bardzo zajęty nie jest – kpi jeden z polityków PO.
Janusz Palikot
Na jednym z memów, które krążą po internecie, Janusz Palikot siedzi w radiowym studiu, dziennikarz mówi: „Chciałbym zapytać o pana poglądy”, na co nasz bohater odpowiada: „Ale z którego roku?”. Ten mem idealnie oddaje ścieżkę polityczną lidera Twojego Ruchu, który potrafił zmienić zdanie z piątku na sobotę i nigdy nie miał z tego powodu moralnego kaca. W 2011 r. Palikot dla wielu ludzi był nadzieją na rozbicie duopolu PO i PSL oraz na nowe oblicze lewicy, bo takie poglądy przybrał na potrzeby ówczesnej kampanii. Był ulubieńcem mediów głównego nurtu, gdyż chętnie atakował PiS i plotkował o byłych przyjaciołach z PO. Miał własną partię Ruch Palikota, klub parlamentarny o tej samej nazwie, pieniądze z budżetu na działalność i rzeszę wiernych zwolenników zachwyconych jego happeningami. Wszystko to roztrwonił w cztery lata, miotając się na scenie politycznej.
Po wyborach parlamentarnych zaszył się w domowych pieleszach. Gotuje, czyta, chodzi do teatru i spędza czas z rodziną. Unika tradycyjnych mediów, co – według Barbary Nowackiej, współprzewodniczącej Twojego Ruchu – zrobi mu bardzo dobrze. No i rozkręca kolejny biznes. – Postanowił zarobić trochę pieniędzy, bo uprawianie polityki kosztuje, a Janusz zamierza wrócić na scenę polityczną – zapewnia Nowacka. – Jego diagnoza na temat rządów PiS okazała się nadzwyczaj trafna. Taka zdolność przewidywania to duża sztuka. Od ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych Palikot zniknął z przestrzeni publicznej. Prowadzi bloga, na którym dzieli się z czytelnikami przepisami kulinarnymi i refleksjami na temat piękna przyrody. Pisze też o Andrzeju Dudzie, Jarosławie Kaczyńskim czy innych uczestnikach sceny politycznej, ale dawnego żaru w tych wynurzeniach próżno szukać. Jedną z ostatnich publicznych deklaracji sprzed wyborów Palikota była zapowiedź, że nie zgoli brody, dopóki Polską będą rządzili Andrzej Duda i Paweł Kukiz. Nawet „Newsweek” – zwykle przychylny Palikotowi – uśmiał się z tej deklaracji i wyliczył, że męska broda przyrasta w tempie 1 cm miesięcznie, a więc po czterech latach rządów PiS Palikot będzie przypominał „dziarskiego krasnoluda z sagi Tolkiena”. W sieci zresztą natychmiast pojawiły się memy przedstawiające Palikota z dłuuugą brodą. Ale współprzewodniczącemu Twojego Ruchu taka przyszłość nie grozi, bo nie wytrzymał i brodę przystrzygł.
Bartłomiej Sienkiewicz
– Opór będzie narastał – mówił niedawno w programie Tomasza Lisa były szef MSW, uznawany za wybitnego analityka politycznego. Chodzi oczywiście o opór przeciwko rządom PiS, który według Sienkiewicza jest zasadny, bo rząd dokonuje zmiany ustrojowej w imieniu mniejszości, a nie większości obywateli. – Co z tego, że jest większość parlamentarna – wywodził Sienkiewicz. – Nie ma mandatu do zmiany domu wszystkich Polaków. Kariera tego polityka była krótka, ale burzliwa. Szefem MSW został w lutym 2013 r., a przestał pełnić ten urząd we wrześniu 2014 r. Jest autorem powiedzeń, które przejdą do kanonu politycznego, choć nie padły publicznie, tylko w nieformalnej, nielegalnie nagranej rozmowie z Markiem Belką, prezesem NBP. Chodzi o wypowiedź, że państwo polskie istnieje tylko teoretycznie, a także o określenie stanu Polskich Inwestycji Rozwojowych, jednego z flagowych projektów gospodarczych rządu Donalda Tuska, słowami: „Ch…, d… i kamieni kupa”. Chwały nie przysporzył mu również fakt, że namawiał prezesa Belkę, by rozważył teoretycznie, czy dałoby się sfinansować deficyt budżetowy przed wyborami, żeby pomóc PO i zablokować powrót PiS do władzy.
We wrześniu 2014 r., gdy opuścił ministerstwo, ciągle miał politykę we krwi. Na antenie radia RMF FM przekonywał, że „polityka jest cudownym żywiołem, w którym czy wiatr, czy słońce, czy deszcz, czy huragan, to nie jest to, co żeglarz jest w stanie odgadnąć”. Dziennikarze, którzy słuchali tej rozmowy, odnieśli wrażenie, że Sienkiewicz ma we krwi, oprócz polityki, procenty z ostatniej biesiady, czemu zainteresowany nie zaprzeczył. Sienkiewicz po odejściu z rządu został szefem think tanku przy Platformie Obywatelskiej, ale odszedł z tej funkcji pod naciskiem mediów. Jak się dziś odnajduje poza polityką? – Świetnie, i to jest jedyne, co mogę powiedzieć – stwierdza lakonicznie w rozmowie z „Wprost”. Byłym kolegom partyjnym miał się jednak skarżyć, że nikt nie odbiera od niego telefonów. A więc ten optymizm może być jedynie oficjalny.
Ryszard Kalisz
Jest przykładem polityka, który od dawna istniał tylko dzięki mediom, a te zapraszały go, gdyż uwielbiały jego ataki na lidera SLD Leszka Millera. Był jednym z najpopularniejszych polskich polityków. Wszędzie było go pełno. Na polskich bazarach można było kupić maskę z jego podobizną i choć na chwilę wcielić się w postać tego rubasznego polityka, kochanego za dystans do swojej osoby i poczucie humoru. W ostatnim roku za sprawą perypetii osobistych częściej gościł w serwisach plotkarskich niż politycznych, co nadało mu status celebryty. Po odejściu z Sejmu wrócił do praktyki adwokackiej i – jak twierdzą jego znajomi – na brak klientów nie narzeka. Były szef Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, zanim wsiąkł w politykę, prowadził kancelarię adwokacką – teraz po prostu wrócił do starego zajęcia. Bakcyl polityki ciągle go nie opuścił. Kalisz pojawił się ostatnio na marszach KOD i przystąpił do porozumienia opozycji Wolność, Równość, Demokracja ze swoim stowarzyszeniem Dom Wszystkich Polska (było to hasło wyborcze Aleksandra Kwaśniewskiego z kampanii 2000 r.).
Roman Giertych
O tym, jak trudno się wydobyć z niebytu politycznego, pokazuje przykład byłego wicepremiera z Ligi Polskich Rodzin. Można odnieść wrażenie, że gotów jest on na wiele, żeby tylko wyborcy przywrócili go na scenę polityczną. Przykładowo – gotów jest krzyczeć na wiecach KOD: „Kto nie skacze, ten jest z PiS”, i faktycznie podskakiwać. Albo zawiadamiać prokuraturę, że Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro podżegali do przestępstwa urzędniczego, czyli niepublikowania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Kariera Giertycha przebiegała według innego schematu niż naszych poprzednich bohaterów. Gdy był na świeczniku, media głównego nurtu go nie znosiły. Pokochały go dopiero wtedy, gdy wypadł z Sejmu w 2007 r., a więc blisko dekadę temu, i zaczął ostro krytykować Jarosława Kaczyńskiego. Z czasem stał się niemal dyżurnym komentatorem niektórych telewizji. A mimo to w ubiegłym roku nie udało mu się zdobyć mandatu senatora w okręgu specjalnie dla niego opróżnionym z popularnego senatora PO. Giertych prowadzi dobrze prosperującą kancelarię prawną z siedzibą przy ul. Nowy Świat (to prestiżowy adres w Warszawie). Jest bywalcem warszawskich imprez, balów i gali. Ale tęsknota za polityką go nie opuszcza.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.