Sir Mark Sykes, żołnierz, podróżnik, autor książek o Bliskim Wschodzie, miał prosty pomysł na uporządkowanie tej części świata. Zapytany przez Foreign Office o opinię na temat podziału kolonialnych stref wpływów w upadającym imperium ottomańskim, odparł po prostu: – Narysowałbym na mapie linię od drugiego „a” w nazwie Akka do ostatniego „k” w nazwie Kirkuk. Pomysł tak się spodobał, że sir Mark, weteran wojen burskich, polityk torysów i czołowy ekspert od spraw arabskich w parlamencie brytyjskim, został wysłany przez rząd Jego Królewskiej Mości na negocjacje z Francuzami. Paryż wysłał na rozmowy znacznie mniej barwnego negocjatora. Był nim Franćois Georges-Picot, zawodowy francuski dyplomata o wąskich ramionach i szerokich, kobiecych biodrach, który przez kilka lat pełnił funkcję konsula w Bejrucie. Był rok 1916. Do końca I wojny światowej było jeszcze daleko, ale stało się już jasne, że Turcja, panująca dotąd na olbrzymich obszarach od Bosforu i Kaukazu po Zatokę Perską i Morze Czarne, dłużej w tym kształcie nie przetrwa. Chociaż akurat z punktu widzenia zachodnioeuropejskich interesów sprawa wcale nie przedstawiała się tak różowo. Korpus ekspedycyjny sił imperium brytyjskiego utknął – próbując zdobyć Konstantynopol –na półwyspie Gallipoli, upokarzany przez ottomańską armię. Brytyjczycy byli także bliscy poddania się w Iraku, a słynne potem powstanie arabskie stanowiło niewiele znaczącą dywersyjną ruchawkę dowodzoną przez brytyjskiego agenta T.E. Lawrence’a. Prawdziwego demontażu tureckiego imperium dokonywali wtedy Rosjanie, i to oni stali się kluczowym gwarantem porozumienia znanego dziś jako układ Sykes-Picot.
Rosja bierze Stambuł
Wiosną 1916 r., gdy szczegóły podziału francuskich i brytyjskich stref wpływów na Bliskim Wschodzie zostały ustalone, dokument, będący przez dziesięciolecia symbolem kolonialnej zdrady Zachodu, trafił do Petersburga. Pochylił się nad nim Siergiej Sazonow, szef carskiej dyplomacji, a przy okazji także szwagier i protegowany potężnego premiera Piotra Stołypina. Rosjanie musieli się ubawić, oglądając absurdalnie proste linie na mapie, biegnące w poprzek istniejących od pokoleń podziałów etnicznych, religijnych czy językowych. Francuzi brali w swoje posiadanie Syrię i będący jej częścią Liban, a Brytyjczycy wszystko na południe od linii poprowadzonej przez sir Marka Sykesa między Akką w dzisiejszym Izraelu a Kirkukiem w Iraku. Sazonow doskonale wiedział, że zachodni alianci wodzą palcem po piasku, bo tak naprawdę tylko siły rosyjskie miały coś do powiedzenia w sprawie rozbioru Turcji. Na froncie europejskim car Mikołaj II mógł ponosić klęski, ale w walce z tureckimi sojusznikami Niemiec i Austro-Węgier szło mu o niebo lepiej. Rosjanie zajęli całą Armenię, która wtedy była trzy razy większa od dzisiejszego państwa o tej nazwie i sięgała daleko w głąb Azji Mniejszej, aż do granic Anatolii. Trwały prace nad budową linii kolejowej z Batumi do Trabzonu, skąd Armia Kaukaska miała przypuścić atak na Ankarę. Jeśli ktoś miał wtedy podstawy do dzielenia Turcji, to z pewnością nie byli to Brytyjczycy i Francuzi. Sazonow dopisał więc swoje punkty do porozumienia Sykes-Picot. Rosja zostawiała aliantom zachodnim wolną rękę na Bliskim Wschodzie. W tamtych czasach zamieszkiwane przez arabskich koczowników pustynie nie przedstawiały dla carów większej wartości. Zadbano jedynie o zapewnienie dostępu do koncesji na budowę strategicznych linii kolejowych i międzynarodowy zarząd nad Palestyną z Jerozolimą i innymi świętymi dla chrześcijaństwa miejscami. Prawdziwe zdobycze były w Azji Mniejszej, gdzie skupiały się bogactwa upadającego ottomańskiego imperium. Rosja zagwarantowała sobie kontrolę nad całą Armenią i Kurdystanem, stanowiącymi jedną trzecią terytorium dzisiejszej Turcji. Dodatkowo Romanowom miał wpaść w ręce Stambuł wraz ze strategicznie ważną cieśniną Dardanele, dającą Flocie Czarnomorskiej wyjście na Morze Śródziemne. Carowie, uważający się za spadkobierców bizantyjskich władców, wracali do Konstantynopola. Cała akcja była bliska realizacji. Ofensywę z Trabzonu na Ankarę planowano na początek 1917 r., a desant Floty Czarnomorskiej w Stambule na czerwiec. Tyle że w lutym wybuchła w Rosji rewolucja i plany się zmieniły.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.