Katowiczanom nie podobało się, gdy w 1953 r. bez ruszania się z miejsca przeprowadzili się nagle do Stalinogrodu. Decyzję o zmianie nazwy stolicy Śląska podjęto dla uczczenia śmierci Józefa Stalina. Można by odnieść wrażenie, że podobny dramat rozgrywa się i dziś z powodu ustawy dekomunizacyjnej, wymuszającej zmianę patronów ulic, którzy jakimś cudem uchowali się jeszcze po pierwszej dekomunizacji z lat 90. Rodzą się spore, także polityczne, emocje, głównie za sprawą wymuszonej dekomunizacją przeprowadzki mieszkańców warszawskiej alei Armii Ludowej na aleję Lecha Kaczyńskiego. Czy nie lepiej więc, żeby było tak jak było? Zwłaszcza że zgodnie z wykładnią propagandy PRL, która żywa jest i dziś, Armia Ludowa walczyła z hitleryzmem co najmniej tak samo dzielnie jak wynoszona dziś pod niebiosa Armia Krajowa. Paradoks polega nie na tym, że to kłamstwo, tylko na tym, że zapał AL-owców służył celom stalinowskiej Rosji. Niemców, owszem, zwalczano, ale zwalczano też politycznych konkurentów, wydając ich gestapo. Zostawmy jednak te oskarżenia. Herosi z AK też nie byli święci. Najbardziej kompromitujące jest bowiem to, co się stało z Armią Ludową po wojnie. Dzielni bojowcy, często uciekając przed odpowiedzialnością za pospolite przestępstwa popełnione w czasie okupacji, zasilili masowo aparat bezpieczeństwa Polski Ludowej. Opisuje to Krzysztof Kąkolewski w książce „Diament odnaleziony w popiele”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.