Kamil Kołsut, WP SPORTOWEFAKTY
Kruczek plus Hula równa się bula” – kpił kilka lat temu mistrz olimpijski Wojciech Fortuna. Pierwszy jest dziś najbardziej utytułowanym trenerem w dziejach naszych skoków, a drugi to podpora polskiej drużyny. Stefan Hula w ciągu kilku lat pokonał drogę niezwykłą. Przez lata był niedoceniany i krytykowany. Podobno nigdy nie słuchał uszczypliwych recenzentów, nie czytał komentarzy pod swoim adresem w sieci. Wreszcie odpowiedział na nie na skoczni.
W ślady ojca
Dał dowód na to, że jest mistrzem cierpliwości i tej zimy pod kierunkiem Stefana Horngachera uzyskał najlepsze wyniki w karierze. Był czwarty w Zakopanem i piąty w Oberstdorfie, został brązowym medalistą mistrzostw świata w lotach w drużynie. Po tym ostatnim sukcesie nie potrafił powstrzymać wzruszenia. Podczas rozmów z dziennikarzami łamał mu się głos. Wreszcie dogonił ojca, też Stefana, który w 1974 r. był trzeci na mistrzostwach świata w kombinacji norweskiej. Ale przed tym sezonem w czołowej dziesiątce zawodów Pucharu Świata Hula gościł ledwie raz, w ciągu 12 lat zawodowych startów uzbierał nieco ponad pół tysiąca punktów. Ojciec wyjaśniał, że ambitnie chciał robić więcej, niż potrafi, i to go gubiło. Aż w końcu się przełamał.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.