Podobno najdziwniejszym napojem na świecie jest kawa. D elektujemy się jej aromatem i smakiem, ale sypiemy cukier, aby była słodka. Cieszy nas jej czerń, jednak dolewamy mleka, by była biała. Wreszcie podgrzewamy wodę do temperatury wrzenia, po czym dmuchamy, aby była zimna. Tyle anegdoty sprzed lat. W realnym świecie paradoks kawy powraca w różnych odsłonach. Oto na przykład świadczenie 500+ przysługuje wszystkim mającym więcej niż jedno dziecko, bez względu na dochody.
Również ludziom bardzo zamożnym. Niedawno jednak okazało się, że trzeba opodatkować tych samych ludzi, aby wystarczyło w budżecie pieniędzy na wsparcie osób z niepełnosprawnościami. Paradoks kawy… Potrzeba ok. 600 mln zł rocznie, podczas gdy niedawno Polskę stać było na wydanie 100 mln euro, czyli ponad 400 mln zł na kolekcję dzieł sztuki Czartoryskich. A może teraz trzeba na nich nałożyć specjalny podatek ultrasolidarnościowy? Powiedzmy 400 mln zł. Jednorazowo, a co tam, nie bądźmy bolszewikami.
Oni chyba jednak to przewidzieli, zważywszy na dalsze losy pieniędzy i fundacji. To wcale nie science fiction. Przypominam sobie podobny precedens. Aby wyciągać pieniądze z KGHM Polskiej Miedzi, giganta zarabiającego miliardy, poprzednia ekipa rządząca w 2012 r. uchwaliła podatek od wydobycia niektórych kopalin. Konkretnie miedzi i srebra, a tak się składa, że KGHM właśnie tym się zajmuje. Państwo jest wśród akcjonariuszy notowanej na giełdzie spółki, mogłoby więc zamiast nakładać specjalny podatek, zwiększyć wypłacaną dywidendę, ale beneficjentami byliby wówczas również inni współwłaściciele.
A tego centralny barista bardzo nie lubi… Nawiasem mówiąc, zważywszy na wszystkie obostrzenia towarzyszące obrotowi dzieł sztuki oraz ich wywożeniu za granicę, może warto część kolekcji odkupionej od Czartoryskich sprzedać? Piszę zupełnie serio. Według przedstawicieli rządu jest ona warta ok. 2 mld euro, czyli ponad 8 mld zł. Nie mówię o całej kolekcji, ale może da się co nieco spieniężyć? Zgoda, dolejemy mleka do czarnej kawy, ale chociaż pieniądze na dzieciaki się znajdą… Nie dalej niż w kwietniu Naczelny Sąd Administracyjny wydał precedensowy wyrok w sprawie podatkowej. Dotyczył on rynku mieszkaniowego. Emeryt miał zapłacić fiskusowi 80 tys. zł, bo nie dopełnił obowiązków związanych ze skorzystaniem z ulgi meldunkowej. Biedak przejął mieszkanie lokatorskie, ale na IV piętrze. Zdrowie nie pozwalało mu się już tak wysoko wspinać, więc sprzedał lokal i kupił w zamian na parterze. Ulga meldunkowa była pułapką dla osób, które kupiły dom czy mieszkanie w latach 2007-2008. Jeśli sprzedały je przed upływem pięciu lat, musiały zapłacić dodatkowy podatek, chyba że były zameldowane w lokalu co najmniej od 12 miesięcy. Tak, tak, trzeba dodatkowo opodatkowywać sprzedaż mieszkań przez Polaków, w przeciwnym wypadku, panie, spekulanci i inny wrogi element rozłożą rynek, a kto wie, czy jeszcze stonki ziemniaczanej nie będą nam podrzucać. W każdym razie warunkiem uwolnienia od podatku było złożenie oświadczenia o zameldowaniu przez właściwy okres. Niektórzy o tym nie wiedzieli, przepisy były zawiłe i się zmieniały, a przecież fiskus łatwo mógł sprawdzić, czy ktoś był, czy nie był zameldowany w danym miejscu. Przyznam, że byłem miło zaskoczony wyrokiem NSA (za emerytem ujął się rzecznik praw obywatelskich). Swoją drogą, ile razy słyszę o państwowych programach wsparcia mieszkalnictwa, tyle razy przypominam sobie o podatku od czynności cywilnoprawnych, obowiązującym przy zakupie mieszkań na rynku wtórnym przez osoby fizyczne. 2 proc. od każdej transakcji trafia do fiskusa. No ale przecież mówiłem, że kawa jest najdziwniejszym napojem świata… g
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.