W Warszawie i paru innych miastach trwa konflikt o nazwy ulic. Bogu dzięki nie ma takiego konfliktu w moim rodzinnym Krakowie, gdyż pierwsza rada miejska, wybrana w 1990 r., z automatu przywróciła dawne nazwy ulic, za jednym zamachem likwidując całe komunistyczne nazewnictwo. Tamci rajcy miejscy stali się wówczas obiektem inwektyw i szyderstw, w których celował słynny tygodnik „Nie”. Kpiono, że w swej antykomunistycznej zapalczywości krakowscy rajcy zdekomunizowali nawet Wita Stwosza po to, by jego placowi przywrócić przedwojenne imię grzesznicy św. Marii Magdaleny. Patrząc dzisiaj na zaciekłe awantury o ulice warszawskie, myślę z uznaniem o rozumie i dalekowzroczności ówczesnych krakowskich rajców, którzy jedną prostą i podjętą we właściwym czasie decyzją uchronili miasto przed przyszłym konfliktem. W warszawskiej wojnie o nazwy ulic poruszył mnie zwłaszcza jeden jej epizod. Sąd administracyjny właśnie przywrócił imię Teodora Duracza jednej z ulic na Bielanach, odbierając jej zarazem imię Zbigniewa Romaszewskiego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.