Lechowi Wałęsie wyrósł poważny konkurent. Dotąd polski noblista był niekwestionowanym liderem w zaprzeczaniu samemu sobie i zmuszaniu otoczenia do szukania sensu jego wypowiedzi. Teraz prymat w tej niewdzięcznej konkurencji odebrał Wałęsie Donald Trump. Przez cały ubiegły tydzień on sam i członkowie jego administracji wili się w męczarniach, żeby odkręcić fatalne wrażenie, jakie powstało po spotkaniu z Władimirem Putinem w Helsinkach. Gubiący się w pokrętnych tłumaczeniach Trump postawił na głowie cały światowy porządek albo to, co z niego jeszcze zostało. Upór prezydenta USA w twierdzeniu, że spotkanie z rosyjskim przywódcą w Helsinkach było wielkim sukcesem, ma w sobie posmak tragifarsy przypominającej najlepsze lata rządów Lecha Wałęsy. Wywołuje ona zrozumiałe oburzenie nie tylko politycznych przeciwników Trumpa – ci ciosaliby mu kołki na głowie, nawet gdyby przyprowadził Putina na Kapitol w kajdanach. Przeciwko prezydentowi zwrócili się jednak także najwierniejsi mu dotąd republikanie, a nawet członkowie jego własnej administracji. Nie może być inaczej, jeśli podczas spotkania z człowiekiem uważanym za największego wroga USA Trump poddaje publicznie w wątpliwość ustalenia amerykańskich służb w sprawie wrogiej działalności Rosji. Wywołuje tym polityczne trzęsienie, po którym napięcie już tylko rośnie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.