Na początku było graffiti. W czasach liceum ani Bartłomiej Leśniewski, ani Karol Szufladowicz nie myśleli, że to będzie ich przyszłość. Jednak na miasto od zawsze patrzyli przez pryzmat miejsc atrakcyjnych do malowania. Takich, które zostaną zauważone przez tysiące przechodniów. Dekadę później, w 2008 r., założyli firmę i wynajęli razem biuro, 6 mkw na mokotowskim poddaszu. Kiedy dwa lata później nocą w centrum Warszawy stanęli na rusztowaniu i zaczęli szkicować mural z okazji Roku Chopinowskiego, spacerujący z psem przechodzień zadzwonił na policję. Poinformował, że wandale niszczą ścianę, mażąc po niej sprejami. – Do dziś zastanawiamy się, jak to się stało, że z „wandali graficiarzy” staliśmy się “artystami ulicznymi” – mówią założyciele Good Looking Studio, największej w Europie firmy zajmującej się ręcznie malowaną, wielkoformatową reklamą.
Ściana historyczna
Teorii na temat początków muralu jest wiele. Inaczej opowiadają o nich historycy malarstwa, inaczej środowisko graficiarskie. – Jedni widzą początki w Pompejach i wyrytych tam na ścianach napisach, inni w tradycji malarstwa renesansowego. A gdyby popatrzeć na genezę amerykańską, murale zaczęły karierę dopiero w podziemiach tamtejszego metra, w latach 70. – mówi dr Wioletta Kazimierska-Jerzyk, historyczka sztuki z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Łódzkiego. Więc jeśli postawi się na kontrkulturowy i undergroundowy punkt wyjścia, historia murali jest krótka. Jeśli jednak powiążemy ją z malarstwem naściennym, początkiem będzie jaskinia Lascaux i malunki pochodzące sprzed kilkunastu tysięcy lat przed naszą erą. Ważnym kontekstem są też lata 20. XX w., po Rewolucji Meksykańskiej, kiedy murale stały się narzędziem komunikacji wizualnej, niosącej za sobą silny przekaz społeczny i polityczny. Pomiędzy tymi historiami pojawia się też Banksy tworzący w nurcie street artu i jego wpływ na sztukę uliczną. Niewłaściwie zagospodarowane pod względem urbanistycznym i zaniedbane części miast stały się naturalnym środowiskiem rozwoju tej formy sztuki. Polska, lepiona z nowopowstałych budynków łączonych z tymi, których nie zniszczyła wojna, dobrze wpisuje się w ten schemat. Niewykorzystane ściany szczytowe pozbawione okien, na których tworzy się murale, tak naprawdę nie powinny istnieć, a skoro już są – trzeba coś z nimi zrobić. Rozwiązanie? Mural, czyli efektowna forma upiększenia miasta, dla której trudno znaleźć dobrze wyglądającą alternatywę z tej samej półki cenowej. Przykładowo – reklamodawca na taką formę promocji musi przeznaczyć od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Wiele zależy od rozmiaru muralu, poziomu skomplikowania projektu oraz jego lokalizacji, ponieważ widoczność ma ogromny wpływ na cenę muralowej reklamy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.