„Ktoś się rodzi księdzem, ktoś kurwą, a ktoś inny złodziejem”. Pan się urodził aktorem?
Podczas moich pierwszych egzaminów do szkoły teatralnej podobne pytanie zadawano każdemu ze startujących – czy wyobrażają sobie życie bez aktorstwa? I wszyscy prześcigali się w odpowiedziach, od jak dawna nie wyobrażają sobie innego życia. „Ja już w liceum chciałem być aktorem”, „ja w podstawówce”, „a ja w przedszkolu!”. Zwyciężył Edward Linde-Lubaszenko, który powiedział, że jako plemnik chciał być aktorem. Nie mam szans go przebić, ale mama zawsze mówiła, że będę artystą, bo położna przy-niosła mnie pierwszy raz do karmienia ze słowami: „No, pani Jadziu, niosę pani tego artystę”.
To mama zauważyła, że jak pan gra z Bogusławem Lindą, to on zawsze jest w marynarce, elegancki. A pan co? Koszulina w kratę, druciane okularki...
A nie, teraz mam już inne okulary, nie druciane. Ale za to koszulę z second-handu. Bohater ubiera się adekwatnie do swojej pozycji, a w „Psach 3. W imię zasad” jest prezesem ogródków działkowych. Społecznie. I inwalidą trzeciej grupy, bo jak wiadomo, nie ma kciuka. To człowiek niespełniony, pokrzywdzony przez los i przez Franza Maurera – też postanowił działać w imię zasad, co nie-koniecznie bywa opłacalne.
Ma pan sentyment do „Psów”?
Ogromny. Już spotkanie przy „Krollu” z Władkiem Pasikowskim i z Bogusławem Lindą, moim idolem, zapadło mi w pamięć. Byliśmy młodzi, mieliśmy czas, że-by pójść na wódkę wieczorem, pogadać, pobyć ze sobą. Nikt się nie spieszył do do-mu, żeby odebrać dziecko z przedszkola. Powrót na plan „Psów” po 20 latach był jak ożywczy prysznic – jesteśmy inny-mi ludźmi, ale wchodzimy do tej samej wody i przebieramy się za tych samych bohaterów, których pokochali ludzie. Nie spodziewaliśmy się przecież, że teksty z „Psów” – sama pani zacytowała jeden z nich – wejdą do obiegu, chociaż już wtedy o Pasikowskim mówiło się żartobliwie, że jeśli chodzi o dialogi, to w skali od 1 do 10 punktów, on ma 12. Zrobił rzecz niebywałą – dzięki jego filmom na początku lat 90. publiczność znowu zaczęła chodzić na polskie filmy.
Po pierwszych „Psach” Pasikowski mówił, że to bajka dla dorosłych. Zawsze jest jakiś Kopciuszek z sierocińca, są źli królowie i waleczni książęta. A Waldemar Morawiec to taki głupi Jasio?
Myślę, że on spełnia inne zadanie. Tak jak widz może zazdrościć Maurerowi, że jest twardy, wspaniały, a kobiety się w nim kochają, tak Waldemar Morawiec jest kolegą z sąsiedztwa, który trafi a w oko cyklonu. Już kiedy jako „Nowy” pojawia się w pierwszych „Psach”, zaraz po szkole policyjnej w Szczytnie, młodziutki, wrażliwy, nieskalany układami, to pierwsze słowa, jakie słyszy, brzmią: „Witaj w mafii”. Podobnie się czułem, kiedy wychodziłem ze szkoły teatralnej, w której byliśmy trzymani pod kloszem. Każdy wyobrażał sobie, że będzie grał Hamleta albo doktora Żywago, a potem wychodził na spotkanie starym wyjadaczom.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.