– Kim chcesz zostać w przyszłości?
ZUZIA: Jeszcze o tym nie myślałam.
– A jaki jest twój ulubiony przedmiot?
– Chyba plastyka. Matematyki nie lubię.
– Ale zwierzęta lubisz?
– Lubię, mam chomika.
– A jak ma na imię?
– Tuptuś.
MAMA: Trochę się wstydzi, ale pięknie maluje. Dobrze jej tutaj w szkole. Zżyła się z koleżankami.
– Ma jakieś marzenia?
MAMA: Chciałaby mieć rower.
Zuzia ma na razie wrotki. To pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy po wejściu do ciemnego przedpokoju w mieszkaniu, gdzie 11-letnia dziewczynka żyje z mamą. Mają różowe podeszwy, kolorowe sznurówki, stoją starannie ułożone w rządku z innymi butami.
MAMA: Dostała je od koleżanki. Mamy trochę dobrych ludzi wokół siebie.
Mieszkanie malutkie – 20 mkw. Jeden pokój, kawałek korytarza i łazienka. W pokoju jedno okno, aneks kuchenny, wersalka, szafa na ubrania, stolik i dwa krzesła.
Na środku piecyk elektryczny. W ścianie nad wersalką kratka wentylacyjna zatkana kawałkiem folii, żeby ciepło nie uciekało na zewnątrz. Zza okna dobiega hałas pociągu.
MAMA: Można się przyzwyczaić. Ważne, że mamy ciepłą wodę, ale bojler też elektryczny, jak piecyk i kuchenka. Za prąd muszę płacić 400 zł miesięcznie.
Parę metrów obok przebiega linia kolejowa, która prowadzi do kopalni węgla kamiennego w Libiążu. Jednej z dwóch ostatnich działających w Małopolsce.
Zuzia mieszka tutaj z mamą od marca zeszłego roku. Wcześniej przez osiem lat mieszkała w sklepie opuszczonej hurtowni materiałów budowlanych, którą prowadził jej ojciec.
MAMA: Ona Piotra już nie pamięta. Miała dwa lata, kiedy zmarł.
W styczniu 2011 r. ojciec Zuzi umiera. Był jedynym żywicielem rodziny. Po śmierci zostawia dwuletnią Zuzię i jej mamę. Oraz niespłacony kredyt, o którym Zuzia dowie się w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Do dziewczynki przyjdzie list z firmy windykacyjnej, która poinformuje ją, że ma milion złotych długu. Sprawa trafi do komornika, który zajmie dziewczynce rentę rodzinną. Zuzia dostawała po zmarłym ojcu 604 zł. Komornik zabiera jej miesięcznie 180 zł i zostawia 424 zł. Mimo że córka żyje z matką na skraju ubóstwa. Ich miesięczny dochód wynosi ok. 1,5 tys. zł. Utrzymują się z 500+, zasiłku dla samotnej matki i prac społecznych użytecznie. Mama pracuje dorywczo w bibliotece. Czasem dochodzi pomoc społeczna na buty czy żywność.
Lalka bez włosów
MAMA: Jak Piotr żył, to wynajmowaliśmy mieszkanie. Ale po jego śmierci zostałam sama z małą córką. Nie mogłam iść do pracy, nie było mnie stać na czynsz. Musieliśmy się wyprowadzić.
Razem z dwuletnim dzieckiem wprowadziła się do sklepu przy hurtowni. Długi, parterowy budynek. Trochę jak pudełko od zapałek położone na płask. Każda z jego części pomalowana na inny kolor: seledynowy, żółty, bordowy. Tak jakby ktoś kupił kilka puszek farby w trzech kolorach i malował kwadrat po kwadracie. W budynek wciśnięte trzy blaszane bramy, z których odpada brązowa emalia. Kolejne zimy wykruszyły beton, którym wylano całe podwórko. Z lewej strony drzwi i zakratowane okna z koronkowymi firankami za szybą.
MAMA: W środku była mała łazienka dla personelu. Kuchni nie było, więc zrobiłyśmy sobie prowizoryczny aneks. Najgorszy był dach kryty eternitem, który zaczął przeciekać. Lało się po ścianach.
Zimą ciepło dawała koza, która dopalała w nocy ostatnią resztkę węgla. Rano trzeba było wysypać popiół i rozgrzać ją od nowa. Węgiel dostarczała opieka społeczna. Tak Zuzia spędziła swoje dzieciństwo. Zresztą nawet i dzisiaj widać, że bawiła się tu mała dziewczynka. Na podwórku przed pustą hurtownią leżą porozrzucane zabawki. Plastikowa lalka bez włosów, różowa deskorolka, zeszyty pierwszoklasisty.
MAMA: Nie zdążyliśmy ich zabrać, tak jak firanek w oknach. Zostawiłam je, żeby nikogo nie kusiło włamywać się do środka.
Hodowanie długu
Mówi, że komornik musiał wiedzieć, że jej ojciec nie żyje. Anna Korbel nie żyła z Piotrem Sałaszewskim w małżeństwie. On z pierwszą żoną miał jeszcze dwie córki. Ale rozstał się z nią i związał z Anną, z którą mieli małą Zuzię. Nie zdążyli wziąć ślubu. Przez lata prowadził w Libiążu hurtownię materiałów budowlanych. Ale biznes zaczął podupadać. Przebranżowił się i został kierowcą tira. Wyjeżdżał najczęściej do Rumunii.
MAMA: Wrócił z trasy, przyszedł do domu. Czekaliśmy na niego i szykowałyśmy się z Zuzią, bo wieczorem mieliśmy iść na 59. urodziny jego mamy. Piotr wziął prysznic, usiadł w fotelu i nagle zaczął męczyć go straszny kaszel. Zrobiło mu się duszno, otworzył okno, wrócił na fotel i złapał się za serce. Zadzwoniłam po pogotowie, wzięli go do szpitala w Chrzanowie, gdzie stwierdzili, że miał zawał.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.