Muszę wam się przyznać, że dobijają mnie moje – delikatnie mówiąc – rojalistyczne sny. Zwykle zaczyna się tak, że nie da się już dłużej ukrywać tego, iż moja rodzina jest spokrewniona z angielską rodziną królewską. To, co było dotąd tajemnicą, staje się łupem wszystkich popołudniówek, a ja – jako rodzina – mam zostać chrzestnym kolejnej produkcji Kate and William i trzymać ją do chrztu. Mimo różnych dąsów królowej matki i Kamili jednak jedziemy „trzymać dziecko”, a wraz z nami cała banda ściankowych fotografów w stanie fotograficznego wzwodu obiektywów. Michaś w lewo, Michaś w prawo, i środeczek, i jeszcze tu spojrzenie i tak dalej. Rzecz się dzieje w „małym, starym, skromnym kościółku”, gdzie zawsze chrzci się królewskie dzieci. Kościółek jest tak mały, że bilety wstępu do środka mogą dostać tylko ludzie potrafiący wylegitymować się arystokratycznym rodowodem od pierwszego wieku naszej ery. No i teraz ja, ubrany skromnie, acz drogo, pięknie umalowany i uczesany u Vidala Sassoona, siedzę i czekam na wielkie starcie z Meghan. Ponieważ coś mi mówi, że ona – jak też w sumie spoza rodziny i też celebrytka – jest bardzo „moja” – bardziej od sztucznie roześmianej i miłej dla mnie Kate, która jest tak bardzo zainteresowana wszystkim, co mówię, że od razu widać, że jej to nic nie obchodzi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.