Sprawę Jakuba Skrzypskiego, Polaka odsiadującego w Indonezji siedmioletni wyrok za zdradę, opisaliśmy niedawno we „Wprost” (nr 2/2020). Parlament Europejski uznał go za więźnia politycznego, bo wiele wskazuje, że postawione mu zarzuty są bezpodstawne, a proces przeprowadzono z naruszeniem obowiązującego prawa. Mimo to ani MSZ, ani wielkie organizacje broniące praw człowieka nie kwapią się do pomocy w tej sprawie.
W krajach Europy Zachodniej aresztowanie obywatela gdzieś za granicą wywołuje zazwyczaj wielkie poruszenie, wymuszające także działania na politycznym szczeblu. Szczególnie jeśli dotyczy to egzotycznych krajów, gdzie zachodzi podejrzenie o niedostatki w przestrzeganiu praw obywatelskich. Opinia publiczna zostaje poruszona nawet wtedy, gdy mamy do czynienia z pospolitymi zarzutami kryminalnymi, jak przemyt narkotyków czy morderstwa. W sprawach takich jak ta mielibyśmy medialną burzę, w końcu nieczęsto zdarza się oskarżenie o zdradę i kolaborację z antyrządowymi rebeliantami. Jest jedno ale: Jakub Skrzypski z Olsztyna, którego jako pierwszego w dziejach Indonezji obcokrajowca skazano z czysto politycznych paragrafów, musiałby być obywatelem Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji albo chociaż Szwajcarii, w której mieszka od ponad dekady.
Ponieważ jednak jest Polakiem, jego historia przemknęła przez media ledwo zauważona. Potraktowano ją jako sezonową sensację z dalekiej egzotycznej krainy, jednej z tych, gdzie można każdego skazać na podstawie wątpliwych dowodów i z naruszeniem wielu procedur. Nie jest to naturalnie do końca prawda, bo Indonezja uchodzi za wschodzącą demokrację, starającą się zerwać ze spuścizną wielu lat wojskowej dyktatury. Wiadomo jednak doskonale, że w Papui Zachodniej problemy z przestrzeganiem praw człowieka są większe niż w innych częściach Indonezji. Rdzenna ludność, mająca poczucie zepchnięcia do drugiej kategorii i utraty kontroli nad zasobną w bogactwa naturalne ziemią, wszelkimi sposobami domaga się swoich praw: jedni wybierają drogę pokojową i polityczną, inni organizują grupy partyzanckie. Z jednymi i drugimi miał do czynienia Jakub Skrzypski, choć bardzo trudno dowieść, czy robił to świadomie i z zamiarem obalenia indonezyjskiej kontroli nad Papuą Zachodnią. Pewności tej nie mieli nawet indonezyjscy śledczy, którzy szybko wycofali się z oskarżeń o handel bronią, jakim rzekomo miał się zajmować Skrzypski. A skazywanie kogoś na podstawie tego, co polubił na Facebooku, na pewno nie mieści się w akceptowanych standardach demokracji. Indonezyjski wymiar sprawiedliwości uparł się jednak, że jest inaczej, skazując Polaka na siedem lat więzienia na podstawie bardzo kruchych dowodów.
Na nic zdały się zaangażowanie polskiej ambasady w Dżakarcie i trzy interwencje szefa polskiego MSZ, Jacka Czaputowicza, który poruszał tę sprawę podczas spotkań z Retno Marsudi, szefową indonezyjskiej dyplomacji. Można tylko się zastanawiać, czy interwencje były wystarczające. Przecież w czasie, kiedy toczyła się sprawa Skrzypskiego, Polskę odwiedzała delegacja armii indonezyjskiej, zainteresowana ofertą Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Gdyby to była Francja czy Wielka Brytania, ewentualne negocjacje w tej sprawie na pewno zostałyby połączone ze sprawą sądzonego w Indonezji obywatela.
Można też się zastanawiać, dlaczego resort nie udzielił dotąd odpowiedzi na podpisaną przez ponad tysiąc osób petycję w sprawie Skrzypskiego, wystosowaną przez jego przyjaciół. Zwracają w niej uwagę na wątek biznesowych relacji indonezyjsko-polskich. Nie ma w nich oczywiście nic złego. Tylko dlaczego ich nie wykorzystać, choćby po to, żeby zrealizować postulat prezydenta Andrzeja Dudy, który mówił: „Chciałbym, żebyśmy byli takim państwem, że nasz obywatel, gdziekolwiek znajduje się na świecie, może być pewien, że zawsze Polska się o niego upomni”.
Na razie udało się jedynie uzyskać uchwałę Parlamentu Europejskiego, uznającego Skrzypskiego za więźnia politycznego. Choć z drugiej strony, znając wyczulenie indonezyjskich sędziów na tego typu otwarte próby nacisku ze strony Zachodu, mogło to mieć udział w podwyższeniu jego wyroku w apelacji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.