Gdy miałem pięć lat, dostałem malutki radziecki instrumencik, który przypominał keytar, czyli gitarę z klawiszami. Gra na nim np. Herbie Hancock, często używają go też zespoły disco polo. Pasjami wygrywałem melodie, które usłyszałem w radiu. Wtedy ktoś z dorosłych stwierdził, że chyba mam talent i rodzice zapisali mnie na lekcje pianina. Pani Ania uczyła mnie grać z nut, a ja nadal chciałem grać melodie z radia.
Ale lubiłem do niej chodzić, bo była ładna i starsza ode mnie o jakieś 10 lat. To na jej lekcjach poznałem muzykę Ennio Morricone. Miałem wtedy sześć czy osiem lat, bardzo mi imponowała. W dowód sympatii przynosiłem jej malinowe gumy Mamba. Pani Ania miała dobry kontakt z mamą i regularnie opowiadała jej o moich postępach. Niestety, okazało się, że pani Ania także oddawała mamie gumy, bo ich nie lubiła. Złamała mi serce dwa razy. Pierwszy raz z powodu gum, a drugi – gdy wyszła za mąż.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.